Edycja kolekcjonerska Assassin's Creed IV: Black Flag - zaglądamy do środka! - Imperialista - 6 listopada 2013

Edycja kolekcjonerska Assassin's Creed IV: Black Flag - zaglądamy do środka!

Tydzień temu mogliście przeczytać moje odczucia dotyczące Assassin’s Creed IV: Black Flag, w których nawet nie starałem się ukryć swego entuzjazmu. Po latach dostaliśmy wreszcie świetną grę piracką. Nowego Asasyna kupiłem bez większych nadziei, ale po prawie 30 godzinach gry byłem już pewny, że edycja podstawowa to dla niej za mało. Skromne pudełeczko znalazło więc nowego nabywcę, a do mnie przypłynąć miał Buccaneer Edition. Sprawdźmy zatem wspólnie, czy warto było zaszaleć i wydać na tę edycję niemałą przecież kasę.

Całość zapakowana jest w bardzo solidne, twarde pudło z otwieranym wieczkiem, dodatkowo okryte tekturową otuliną. Jestem zwolennikiem przezroczystych, plastikowych obwolut na steelbooki, a przede wszystkim na gigantyczne pudła, chociaż mam świadomość że w tym przypadku pasowałaby ona jak kwiatek do kożucha. W kwestii wizualnej pudło jest spójne - grafiki charakterystyczne dla tyłu pudełka z grą znajdują się na wspomnianej, ściąganej tekturze. Dodatkowo część nadruku na pudle jest matowa, a część połyskuje.

W środku tradycyjne znajdziemy dwie przegródki – w szerokiej siedzi plastikowa wytłoczka, w której zamocowana jest figurka w kilku częściach, w wąskiej zaś poupychane są wszystkie inne elementy kolekcjonerki. Skromna przestrzeń usprawiedliwia w tym przypadku użycie słowa „poupychane”, chociaż oczywiście tragedii nie ma.

Wyciągamy więc pierwszy element – artbook w formacie standardowym dla mniejszych książeczek tego typu, w twardej oprawie, ze srebrnymi i połyskującymi elementami na froncie. 80 stron wydrukowanych na kredowym papierze, dość cienkim, ale bardzo przyjemnym w dotyku. Grafiki dość tradycyjne – szkice okrętów, wysp, postaci i większych portów. Większość rycin ma dość ponury i „brudny” charakter, co stoi trochę w opozycji do samej gry. Szkoda, panowie graficy mogliby się ciut bardziej inspirować concept-artami.

Pomiędzy standardowym, plastikowym pudełkiem z grą, a artbookiem uwięzione były jeszcze dwa elementy – koperta zawierająca dwie litografie, oraz płyta z soundtrackiem. Pierwszy element jest dość dziwacznym dodatkiem i w zasadzie zagadką pozostaje do czego owe kartki mają służyć (... chociaż kto by dbał o użyteczność kolekcjonerek?), ale wykonane zostały z przyjemnego, szorstkiego w dotyku papieru. Sama koperta jest również okej, ale pytam - gdzie jest pieczęć?!

Ogromne plusy należą się soundtrackowi na fizycznym nośniku. Płyta zawiera 28 kawałków, z czego  8 stanowią szanty, w dodatku starannie przez twórców wybrane! Udało się na płytę wrzucić bodaj najprzyjemniejsze kawałki - szacuneczek.

Na koniec danie główne - figurka. W tym przypadku dosłownie czapki z głów - nasz bohater wygląda zabójczo. Zadbano o wiele szczegółów, rozwichrzony strój prezentuje się świetnie, szablę z pirackiej dłoni możemy wyjąć, podobnie zza pasa wysunąć da się broń palną, chociaż ta nie zmieści się już w dłoni. Widoczna na zdjęciach lina jest zaś normalnym sznurem, którego trzeba samodzielne obwiązać dookoła masztu. Sam Fisher wygląda przy tym asasynie wyjątkowo skromniutko.

Pozostaje jeszcze jedna, ciekawa kwestia. W edycji kolekcjonerskiej nie ma co prawda steelbooka, ale twórcy dorzucili... alternatywną okładkę, na patencie identycznym do tego, którym posłużono się w wydaniu Bioshock: Infinite! Na drugiej stronie mamy więc wzór minimalistyczny, w moim odczuciu całkiem udany. Co ciekawe, tył okładki w wersji podstawowej jest całkiem biały - nie mam pojęcia jaki był cel takiego posunięcia.

W pudełku znajdziemy też dobra wirtualne - trzy dodatkowe misje, oraz parę bajerów dla naszej postaci i okrętu. Oprócz tego (chociaż są to elementy obecne także i w podstawowej edycji gry), z boxu wypadnie zniżka na grę na PS4 (next-genowa wersja będzie kosztowała wówczas 10 euro), oraz dodatkowa misja, eksluzywna dla posiadaczy PlayStation. Paszport uPlay też znajdziemy, chociaż stracił on jakąkolwiek wartość z chwilą, gdy Ubisoft postanowił znieść przepustki.

W nadwiślańskim kraju kupić mogliśmy dwie edycje Black Flag aspirujące do miana „specjalnych”. Pierwsza z nich, zwana „Skull Edition” zalega między innymi na półkach MM i zawiera między innymi świetnego, sporo grubszego niż zwykle steelbooka, artbook, ścieżkę dźwiękową w fizycznej formie, dwie litografie oraz dodatki wirtualne. Całość sprawia bardzo dobre wrażenie i jeśli ktoś nie choruje na figurki, bądź nie czekał szaleńczo na dobrą grę piracką - spokojnie można się na niej zatrzymać. Zwłaszcza, że w Buccaneer Edition zabrakło steelbooka.

Skull Edition - tańsza, bez figurki - ale za to z grubym steelbookiem!

Ps. czarna flaga, wyjątkowo duża i postrzępiona na dole dodawana była do zamówień realizowanych przez kilka sklepów internetowych i nie stanowi integralnej części zestawu ;) Ahoj!

Imperialista
6 listopada 2013 - 10:48