No More Room In Hell - gnijąca recenzja. - Dateusz - 12 listopada 2013

No More Room In Hell - gnijąca recenzja.

Kolejne fale żywych trupów niemalże codziennie zalewają nas na łamach serwisu Steam. Nowych gier traktujących o zombie jest od groma, a my wciąż czekamy na następne, czy to większe produkcje, czy te niezależne. Moją uwagę przykuł ostatnio darmowy tytuł, który nawiedził internetowy sklep Valve w tegoroczne Halloween. No More Room In Hell – czyli darmowa perełka Steam Greenlight.


When there’s no more room in hell…

No More Room In Hell to FPS, który startował jeszcze w 2011 roku, jako modyfikacja do Half-Life 2. Jednak z biegiem czasu produkt oddzielił się od swojego tatuśka, i występuje jako zupełnie samodzielna produkcja. Tytuł rzuca w nas ciuszki ocalałego w zagładzie człowieczka, każe nam założyć jego buty i wraz z grupą innych żywych, w których również wcielają się gracze, przetrwać. No More Room In Hell przedstawia zagładę w trudnej i mrocznej atmosferze. I choć spotkamy tutaj niewielką grupkę zombie-maratończyków, to nie uraczymy innych anomalii w postaci specjalnych zarażonych, czy psychopatów. Naszym przeciwnikiem są tylko i wyłącznie te powłóczące nogami, niezbyt ruchliwe ciała w trakcie rozkładu.

NMRIH jest tytułem wyłącznie online i nastawiony jest na kooperację dla maksimum ośmiu śmiałków. Twórcy przygotowali dla nas łącznie jedenaście map w dwóch wariantach: survival, oraz objective. Survival, czyli najprostsze przetrwanie, za zadanie daje nam obronę punktów strategicznych przed coraz liczniejszymi falami zombie. Objective natomiast polega na ukończeniu następujących po sobie zadań i ostatecznej ucieczki przed nieumarłymi. Początek obu wariantów jest ten sam: pojawiamy się na mapie i szybko rozglądamy się za sensownym ekwipunkiem, starając się zabrać to, co lepsze z przed oczu innych graczy. Zdarzają się komiczne sceny, kiedy to stado ocaleńców bierze udział w sprincie na szczyt schodów, w zamiarze przejęcia dla siebie oczekującej tam snajperki. Następnie, zależnie od rodzaju mapy, albo chwytamy młotek i w pośpiechu zaklepujemy drzwi i okna naszego fortu deskami, albo otwieramy drzwi i sami prawie, że rzucamy się nieświerzakom w ramiona, w geście spełnienia żądań gry.

Wspomniałem o ekwipunku, który jest niezmiernie dla nas ważny, ponieważ jak walczyć z hordą, nie mając do dyspozycji broni? Tej jest sporo, zarówno białej, jak i palnej. Od klucza francuskiego, przez maczety, po topory i piłę łańcuchową. Poznamy się bliżej również z paroma rodzajami pistoletów, strzelb i karabinów. Dodatkowo, najlepszym przyjacielem gracza zostanie latarka. W NMRIH korytarze są niezwykle ciemne.

…the dead will walk the earth.

Twórcy nazywają swoją grę bezwzględną i bezlitosną i zaznaczyć trzeba, że taką jest. Umiera się tutaj często, a nierzadko zdarza się, że z winy współpracowników. Poza oczywistym zagryzieniem lub zatłuczeniem przez stadko martwiaków, na przeszkodzie staje nam krwawienie oraz bardzo wysokie prawdopodobieństwo zarażenia, które grozi nam z każdym otrzymanym „klapsem”. Do walki z tymi posłużą nam odpowiednio bandaże i tabletki. Niestety dla nas, są to materiały niezwykle w świecie gry rzadkie, zaś tabletki, co gorsza, są zaledwie chwilowym rozwiązaniem problemu.

Wina współgraczy? NMRIH ma nieprzyjemność niemożliwości cofnięcia się w tył, kiedy stoją za nami nasi „przyjaciele”. Najzwyczajniej jesteśmy zablokowani i możemy tylko czekać, aż spadające na łeb razy w końcu nas przeniosą na drugą stronę barykady. Odważnym – i dla pewnej grupy graczy niesmacznym – ruchem ze strony twórców było umieszczenie w produkcji zarażonych dzieci. Są one szybkie i mało widoczne, a my będziemy mieli przyjemność (?) uspokoić ich apetyt na mózgi.

They’re coming to get you Barbara.

Strona graficzna produkcji nie zachwyca. Jest to w końcu dziesięcioletni już silnik Source. Tekstury nie rażą w oczy, ale nie mają również najmniejszych szans z większymi tytułami. Ponarzekam nieco na małe zróżnicowanie modeli postaci: zarówno przedstawicieli żywych trupów, jak i graczy, przez co czasami można odnieść wrażenie wojny klonów. Plusem są zagrania świetlne twórców. Odpowiednie ustawienie oświetlenia w niektórych miejscach map dodaje niesamowitego klimatu. Przynosi to ciekawe efekty, kiedy idąc ciemnym korytarzem, na oświetlonym w oddali tle rysują się jedynie ciemne, poskręcane sylwetki, zmierzające w naszą stronę. Jest mrocznie, strasznie, ciasno i krwawo. Krwawe plamy i płonące (wciąż ruchome) ciała to standard. Zdarzają się jednak problemy z wykrywaniem kolizji, uświadczymy więc trzęsącej się kamery, a czasami zombie lubią capnąć nas przez ścianę. Uśmiech na twarzy wywoła trafiony łomem, lub innym narzędziem truposz odlatujący z prędkością nadświetlną na drugi koniec mapy. Strona audio, starczy powiedzieć, że nie robi szału. Największym jej atutem jest spokojna, smutna muzyka towarzysząca nam przez cały czas.

Latarka Twoim Przyjacielem

W No More Room In Hell najlepiej grać ze znajomymi. Dlatego minusem jest brak  bezpośredniej możliwości stworzenia swojego, wyizolowanego serwera, jak jest to możliwe chociażby w Left 4 Dead 2. Zabawa w tworzenie własnego serwera przyprawiła zarówno mnie jak i kolegów o ból głowy, a nie pomogło nam nic, co na tą chwilę uznawane jest jako „pomoc oficjalna”.

Mimo paru bolączek, na które cierpi, No More Room In Hell to przede wszystkim kawał świetnej gry. Odmienne, cięższe podejście do tematu, a zwłaszcza niesamowite pokłady grywalności. Jeżeli szukacie czegoś, na długie, mroźne wieczory dla siebie i przyjaciół, to NMRIH jest warty skosztowania. Niewysokie wymagania sprzętowe i darmowość produkcji powinny was tym bardziej nakłonić do zawitania w wymarłym świecie.

OCENA: 7/10

Dateusz
12 listopada 2013 - 09:00