Sezon burz - Kati - 17 listopada 2013

Sezon burz

Coś, na co wielu fanów twórczości Andrzeja Sapkowskiego liczyło od dawna. Znienacka gruchnęła wieść o wydaniu nowych przygód wiedźmina. I nie była to plotka, chociaż muszę się przyznać, że nie uwierzyłam, dopóki nie miałam książki w rękach. Do lektury zasiadłam, mając tyle nadziei ile obaw. A może nawet więcej obaw.

Niemrawy początek zdawał się potwierdzać moje najgorsze przeczucia, miałam wręcz wrażenie, że to nie Sapkowski pisał – wydawało mi się, że czytam wyjątkowo nieudany fanfik. I gdyby nie mój często zgubny zwyczaj czytania wszystkiego do końca, pewnie bym już rzuciła „Sezon burz” kotom na pożarcie. Jednak tego nie zrobiłam. Akcja rozgrywa się rok po ucieczce Geralta od Yennefer a przed wydarzeniami opisanymi w opowiadaniu „Wiedźmin”. Jest to sensowne umiejscowienie, bo nie kłóci się w żaden sposób z cyklem. Geralt tradycyjnie przez skrupuły i kobiety pakuje się w kłopoty. Trafia do więzienia, zostaje z niego wyciągnięty i wmanewrowany w wykonanie zlecenia dla magów, traci miecze, romansuje z piękną czarodziejką Koral, wplątuje się w spory sukcesyjne w księstwie Kerack, a z tych wszystkich tarapatów próbuje go wyciągnąć Jaskier.

W „Sezonie burz” nie brakuje zabaw z językiem, humoru, ciętych dialogów, czyli tego wszystkiego co zawsze u Sapkowskiego było najlepsze. Czyli niby wszystko jest, a jednak coś nie gra. Powieść jest napisana poprawnie, zgodnie z przepisem na dobrego wiedźmina: trochę humoru, efektownych bijatyk, walk z potworami, kobiet, intryg politycznych… Tylko coś nie do końca wyszło: może to złe proporcje? Albo przypraw za mało? Albo jedno i drugie. Mimo mnogości wydarzeń fabuła nie rzuca na kolana, a to przez to, że „Sezon burz” przypomina zbiór opowiadań na siłę połączonych w powieść. Gdyby każda historia była pełnoprawnym opowiadaniem, mogłoby być dużo lepiej, a tak niestety szwy trzeszczą niemiłosiernie. Brakuje też wyrazistych postaci drugoplanowych, takich jak np. Calanthe. Jest wiedźmin i statyści. I taka konwencja mogłaby ujść w opowiadaniu, w powieści niestety to za mało. „Sezon burz” nie wnosi niczego nowego do świata wiedźmina – to akurat nie musi być zarzutem – ale jakościowo nie dorównuje ani opowiadaniom, ani sadze.

Gorzej niżbym chciała, ale lepiej niż się spodziewałam, szczególnie mając w pamięci słabiutką „Żmiję”. Mam mieszane uczucia: nie jest źle, nie żałuję czasu poświęconego na lekturę, miło było wrócić do świata wiedźmina, ale jednak pozostał spory niedosyt.

Kati
17 listopada 2013 - 23:25