League Lab #9: wygrać w lobby - evilmg - 5 grudnia 2013

League Lab #9: wygrać w lobby

Na wstępie muszę się do czegoś przyznać. To co teraz czytacie pierwotnie miało być komentarzem do ostatniego tekstu Naito, ale rosło i rosło aż osiągnęło takie rozmiary, że nie dało się tego w komentarzu umieścić, zresztą głupio byłoby wrzucić komentarz dłuższy niż komentowany wpis. W efekcie przerobiłem swoje wypociny na tekst polemizujący z Naito.

 

Pewnie nie raz i nie dwa słyszeliście, że wiele gier rozstrzyga się już podczas wybierania championów. Najczęściej mówi się o źle zbudowanych drużynach, counter pickach, wybieraniu op championów i tak dalej. Wiele osób zapomina jednak, że małą przewagę można uzyskać dzięki przemyślanym decyzjom i próbach wprowadzenia przeciwnika w błąd. Najprostszym sposobem, czy wręcz prostackim, ale spotykanym nawet na turniejach na światowym poziomie jest zmiana wybranego championa przed jego ostatecznym zablokowaniem. Na pierwszy rzut oka nie daje to absolutnie nic, ale to tylko pozory. Zapraszam.

Co robimy gdy chcemy zagrać rozgrywkę rankingową? Klikamy play, wybieramy interesujący nas tryb gry, a po chwili ukazuje się nam ekran, na którym zostaną rozdane bany i wybierzemy championa. Wielu graczy z niższych dywizji traktuje to jako zwykłą formalność: zbanować to czego spotkać nie chcemy, wybrać pożądanego bohatera i do gry! Nic bardziej mylnego. Już tutaj możecie podjąć sporo decyzji, które w jakiś sposób mogą zachwiać równowagą w grze, która zaraz się zacznie.

 

Zmiana championa

 

To jest wręcz dziecinny „trick”. Jego prostota sprawia, że na pierwszy rzut oka jego zastosowanie nie ma sensu i jest zwyczajnie głupie, ale... zaskakująco często działa. Cały dowcip polega na tym by wybrać jednego championa gdy tylko przyjdzie wasza kolej, a potem dopiero pomyśleć co chcecie w grze zrobić i wybrać innego championa, którego następnie „lockujecie”.

 

Brzmi głupio, prawda? A teraz zastanówcie się ile razy przez roztargnienie nie zauważyliście, że ktoś w ostatnim momencie zmienił swój pick, bo byliście zajęci czymś innym?

 

Counter pick

 

Tutaj zaczyna się magia. Dla wielu graczy kontry to niemal fetysz. Wydaje im się, że jeśli zostaną skontrowani to muszą już przegrać i odwrotnie, kontrując zaczynają lekceważyć przeciwnika. Żeby było śmieszniej to pick uważany przez nich za kontrę często wcale nią nie jest. Przeglądając w sieci strony poświęcone lolowi można odnieść wrażenie, że nad kontrami pracują szaleńcy, a oddający głosy ludzie nigdy nie grali w lola.

 

Weźmy przykład pierwszy z brzegu. Wybieram w grze Swaina, a mój przeciwnik bierze Fizza, bo tak mu podpowiedziała któraś z licznych stronek oferujących counterpicki. Gość wybiera Fizza i przez następne 25 minut cierpi, bo Fizzem gra jako tako, a Swain jest najgorszym koszmarem dla postaci, które nie mają dużego zasięgu. Fizz musi farmić skillami, bo podejście w zasięg Swaina oznacza cierpienie. Problem tym, że ryba nie jest żadną kontrą, wszystko się rozbije o umiejętności obu graczy i stopień w jakim opanowali swoje championy. Owszem Fizz zmniejszy regenerację Swaina, ale nie zmniejszy monstrualnych obrażeń jakie ten zadaje. Tak naprawdę o zwycięstwie w bezpośredniej walce zdecyduje to czy Fizz zdoła trafić swoim ultem.

 

Teraz pewnie myślicie, że counterpicki nie istnieją, prawda? Nie. Problem w tym, że counterpick to nie postać, która zawsze i nieodwołalnie niszczy swojego oponenta tylko taka, która nie pozwala mu wykonać założonego planu. Jakiego znowu planu?

 

Gdy wybierasz championa, którego znasz to wiesz co musisz zrobić żeby zmaksymalizować swoje szanse na zwycięstwo. Prawdziwa kontra utrudni Ci to zadanie lub wręcz je uniemożliwi. To nawet nie musi być twój przeciwnik z linii. Powiedzmy, że grasz Skarnerem albo Warwickiem. Twoim celem w trakcie dużej walki jest dorwać przeciwnika, który zbytnio się do ciebie zbliżył. Jasne, najlepiej byłoby złapać ich adc, ale tak naprawdę zadowolisz się prawie każdym innym celem. I tutaj zaczynają się schody. Wraży carry zbudował quicksilver sash, między przeciwnikami krąży Alistar, który tylko czeka żeby cię podrzucić i odepchnąć od kolegów. Gankplank z topa wręcz się z ciebie śmieje, a Kayle na midzie nie poprawia twojej sytuacji. To jak potoczyła się gra na początku nie ma już większego znaczenia, bo nie jesteś w stanie wykonać swojego zadania. Nie jesteś w stanie sensownie zainicjować teamfightu i musisz mieć nadzieję, że przeciwnicy popełnią jakiś błąd...

 

 

Ulubiony champion

 

Wbrew pozorom wybranie ulubionego championa niemal nigdy nie jest złym pomysłem. Dlaczego? Sprawa jest prosta, jeśli lubicie grać Tryndamere, Warwickiem czy czymkolwiek innym to zapewne rozegraliście swoim ulubieńcem setki gier. Mieliście okazje wielokrotnie mierzyć się z różnymi przeciwnikami. Wiecie kto sprawia wam kłopoty i jak sobie z tym radzić. Co zrobić gdy przeciwnik was gnoi i jak wykorzystać potencjał swojej postaci do maximum. Nawet jeśli zostaniecie skontrowani to nie będziecie bezradni i właśnie dlatego lepiej w chwili zwątpienia wybrać ulubioną postać niż potem przegrać grę przez brak doświadczenia w grze choćby najbardziej przegiętym bohaterem...

 

Counterplay

 

Naito wspomniał, że napotkawszy w grze Nasusa trzeba go zepchnąć pod jego wieżę w nadziei, że nie nabije sobie wielu stacków. I nigdy nie schodzić z linii, bo Nasus będzie sobie farmił i stanie się potworem. Jak gram Nasusem to kocham takich ludzi. Wepchnięty pod wieżę Nasus może sobie bezpiecznie farmić. Jasne, nie ubije każdego creepa, ale... Q będzie się dalej stackowało bardzo miło. Wystarczy utrzymać falę na krawędzie zasięgu wieży i voila. Żeby było śmiesznej to prawdopodobnie topem zainteresuje się kolega Nasusa grający w lesie, a wtedy macie już totalnie przegwizdane. Zostawanie z Nasusem na topie to też nie najlepszy pomysł, bo to tylko przeciąganie gry, a psiogłowy bardzo dobrze zachowuje się w długich grach. Co gorsza w pewnym momencie Nasus będzie w stanie was samodzielne wypchnąć z linii i dalej pushować. Zaiste, zostawanie z nim na linii było świetnym pomysłem...

 

To co należy naprawdę zrobić to pozwolić Nasusowi pchnąć linię i wołać junglera. W międzyczasie jeśli jesteście w stanie to wypadałoby go harassować. W początkowej fazie gry Nasus jeszcze nie jest taki twardy i harass poczuje, a z pomocą junglera bez trudu można go zabić. W razie potrzeby wyczyścić wardy trinketem. W przypadku dalszych trudności potrzeby czynność powtarzać do momentu uzyskania miażdżącej przewagi.

 

Jeśli mimo wszystko Nasus wygrywa linię to trzeba... go tam zostawić. Brzmi to jak kompletne szaleństwo, ale w rzeczywistości jest to najlepsze wyjście. Grę trzeba skończyć ZANIM Nasus stanie się prawdziwym potworem. Zdobądź pierwsze przedmioty i wybierz się na mida, lub bota. Trzeba skoordynować działania z junglerem, wyeliminować wszelki opór i pushować do oporu. Nasus ma niewielki wybór, albo zejdzie z topa, albo gra się zakończy, bo jego team przegra walkę 4 vs 5 i straci kilka wież...

 

Tutaj jest podobnie jak z counterpickami. Patrząc na przeciwników musisz zrozumieć ich taktykę, cele jakie będą chcieli osiągnąć i zacząć przeciwdziałać. Nasus będzie chciał przeciągnąć grę do momentu, w którym będzie w stanie sam zamordować większość przeciwnego teamu, Pantheon z drugiej strony chce grę jak najszybciej zakończyć, bo przeciwnicy z wieloma przedmiotami staną się dla niego wyzwaniem. W ten sposób dochodzimy do kolejnej części tego potwornie długiego tekstu.

 

Budowa efektywnej drużyny

 

Wszyscy w kółko powtarzają, że wybierając swojego championa powinieneś wziąć pod uwagę picki kolegów z drużyny. Tylko co to właściwie oznacza? No cóż, musimy wrócić do wyznaczania celów, tym razem jednak trzeba na sprawę spojrzeć nieco inaczej.

 

Powiedzmy, że jesteś czwartym pickiem. Twój team ma już Nidalee na midzie, Caitlyn jako adc i do tego Lulu jako support. Już na pierwszy rzut oka widać, że macie świetny poke i teraz trzeba zdecydować się na jedno z dwóch rozwiązań. Wiele osób po prostu wybierze teraz kolejnego championa zdolnego do dalekosiężnego ostrzału, a to może okazać się fatalnym w skutkach błędem.

 

Drużyny oparte na „poke” mają słaby punkt. Jeśli przeciwnikom uda się zainicjować walkę zanim zostaną obici z dystansu to prawdopodobnie rozniosą was na strzępy. Twoim zadaniem powinno być załatanie tej dziury. Wystarczy wybrać coś co zdoła zapobiec takiej sytuacji. Niezłym pomysłem byłby Jayce, który nie dość, że sam potrafi atakować z dużego dystansu to jeszcze jest zdolny do odepchnięcia atakującego przeciwnika. Nie głupim pomysłem są też wszystkie championy, które stanowią solidną pierwszą linię i mają dużą ilość crowd control dzięki czemu atakujący przeciwnik nie zmasakruje drużynowych „snajperów”.

 

Twoim zadaniem przy wyborze championa jest zawsze załatanie ewentualnych wad twojej drużyny lub dalsze wzmocnienie jej mocnych punktów. Jeśli twoim miderem jest Katarina to niegłupim pomysłem jest wybranie championa, który przytrzyma dla niej przeciwników w miejscu. Taki Amumu staje się wtedy najgorszym koszmarem przeciwnika. Nie dość, że nie będą mogli Katariny zatrzymać to jeszcze nie będą w stanie jej uciec. Zresztą Amumu generalnie dobrze współdziała z championami, którzy mają ogromne obrażenia obszarowe lub problemy z utrzymaniem się blisko przeciwnika (jak Nasus na przykład).

evilmg
5 grudnia 2013 - 18:29