Oda do Angry Video Game Nerda albo wiele twarzy Jamesa Rolfea … oraz skromne podziękowanie. - myrmekochoria - 14 stycznia 2014

Oda do Angry Video Game Nerda albo wiele twarzy Jamesa Rolfea … oraz skromne podziękowanie.

http://www.toppostcards.com/photos/17/med_Jacek_Yerka_022.jpg

Chyba będę musiał się powtórzyć. Lata 90. nie były dla mnie wielką niewiadomą po systemie totalitarnym, czasem transformacji ustrojowej czy okazją do zarobienia wielkiej fortuny na raczkującym kapitalizmie bez kapitału. Pamiętam kiedy po raz pierwszy zobaczyłem „Pegazusa”. Była to miłość od pierwszego spojrzenia, ale ciężko było do niej przekonać rodzinę, więc razem z moim przyjacielem B. postanowiliśmy zbierać bezpańskie jabłka z jabłoni posadzonych na miedzach, aby zakupić konsole do gier. Często wędrowaliśmy w odległe miejsca nosząc ze sobą drewniane paczki. Opuszczone, wymarłe domy w górach, z wolna zapadające się w ziemie, miały zazwyczaj przy sobie zapuszczone ogrody, których nikt już nie doglądał. Jabłonie bywały karłowate, nikt ich nie przycinał, pnie nie lśniły się białą barwą, nikt nie przywiązywał konopnym sznurkiem płaskich kamieni do czubków gałęzi, tylko obrazy świętych spoglądały na bujne korony drzew zza wybitych okien. Jeszcze wtedy nie czuliśmy przygnębienia wiszącego w powietrzu, ale to także miało się zmienić. Jabłka smakowały jak jesień, ich skóra była upstrzona rdzawymi piegami, plamki słonecznego światła sypały się przez żółte liście złotą gonitwą na nieskoszoną trawę, ale panów z starego żuka z logiem Tymbarku nie bardzo to obchodziło. Wymieniali nasze paczki i wypłacali nam nasze grosze. Po kilku tygodniach uzbieraliśmy pieniądze na naszego „Pegazusa”. Kupiliśmy nasz obiekt marzeń na odpuście. Stanowiska były kolorowe, przypominały bazary z Dalekiego Wschodu pełne przypraw, fig i granatów. Co prawda na odpuście można było kupić petardy, plastikowe strzelby Winchester, kiszone ogórki z drewnianej beczki i odpustowe cukierki, więc fantazja może mnie ponosi. Co ta historia ma wspólnego z wybitną serią AVGN? Wraz z konsolą otrzymaliśmy kilka gier. W naszym zbiorze znalazły się m. in. Friday the 13th, Silver Surfer Top Gun, Teenage Mutant Ninja Turtles, The Bugs Bunny Birthday Blowout oraz dla odmiany Mario, Contra i jakaś kompilacja pokroju 256 games in one. Tak rozpoczęła się moja przygoda z NES-em. Przygoda pełna przyjemności, frustracji i zdziwienia, otoczona poświatą nostalgii. It’s All coming back to me now.

Nie wiem, czy jest sens przybliżać sylwetkę Nerda, ponieważ ROJO i Hubert Taler zrobili to już lepiej. Poza tym większość graczy raczej kojarzy dorobek Jamesa. Rolfe naprawdę potrafi wyrazić frustracje towarzyszącą graniu w niektóre gry z NES. Nie robi tego tylko, wbrew pozorom, przeklinając cały czas, ale opisując „proces grania” z perspektywy dziecka. Perspektywa dziecka jest tu najważniejsza, zwłaszcza, że chyba w tamtych czasach programiści nie bardzo rozumieli, że dzieci nie myślą jak dorośli. Nadmieńmy, że ten proces przeszedł niebotyczną ewolucje od lat 80. do dzisiejszych czasów. Istnieje chyba słuszne, choć trochę zabarwione nostalgią przekonanie, że NES to najlepsza konsola do gier jaka powstała; sukces, serie gier, rozwiązania technologiczne (!), pierwsza, powiedzmy gameingowa kultura na szerszą skale, wybitne gry Mario, Contra, Mega Man, Castelvania, Darkwing Duck itd. . Nie możemy się jednak oszukiwać, mnóstwo gier na NESa było fatalnych i niszczyły one wolne popołudnia/wieczory wielu dzieciakom, zwłaszcza, że nie istniała żadna baza danych, informująca o jakości gier. James Rolfe poprzez stworzenie Nerda doskonale ucieleśnił wszystkie frustracje pokolenia wychowanego na NES, a tych frustracji było wiele. Poziom trudności w niektórych grach jest legendarny. Miałem okazję, niestety, osobiście grać w Silver Surfera i to jest szaleństwo. I CAN'T TOUCH THAT RED POT? Ludzie odpowiedzialni za stworzenie tej gry naprawdę powinni stanąć przed jakimś trybunałem programistów i graczy, bo wypada ich za to osądzić. Oczywiście jako dziecko w Polsce w latach 90. nie wiedziałem kim jest Silver Surfer, więc dopiero po latach uzmysłowiłem sobie całą ironię i „abstrakcyjność” tego projektu. What were they thinking! Poziom trudności, insta kille, fatalne sterowanie, glicze, niebotycznie długie hasła z małymi i dużymi znakami i ta nieszczęsna mapa z Friday the 13th, która nie podlega żadnym zasadom wymyślonym przez człowieka, to wszystko prześladuje Nerda przez wszystkie jego filmy. Jeżeli ktoś chcę przeglądu wszystkich wad NES, to najlepiej obejrzeć odcinek z Action 52, bo to już jest przesada i ludzie, którzy stworzyli i sprzedawali tą „kompilacje gier” za pieniądze powinni pracować w kamieniołomie. Opisywanie poszczególnych odcinków nie ma sensu, po prostu trzeba je obejrzeć.

http://loyalkng.com/wp-content/uploads/2010/06/Cinemassacres-The-Dragon-in-my-Dreams-James-Rolfe-AVGN-1st-Nightmare-Fountain-of-YouthDragon-.jpg

James Rolfe posiada wiele twarzy i wielu ludzi ceni go najbardziej za stworzenie postaci zabawnego Nerda. Ja także poznałem go po raz pierwszy od tej strony, ale najbardziej cenię go jako konesera filmów klasy B i starych horrorów., ponieważ sam jestem sporym fanem tych gatunków i moja obsesja na tym punkcie również zaczęła się w dzieciństwie. Horrory od Universal Studios, Godzilla, Gamera, Infra-Man, Giant Claw – same dobre rzeczy. Rolfe jest chodzącą encyklopedią filmową, a jego komentarze i analizy filmów należą do jednych z najlepszych, zwłaszcza te spod egidy horrorów, giant monsters movie, slasherów i całego „campowego” klimatu. Cykl Monster Madness powinna kupić jakaś telewizja, bo to kawał dobrej roboty. Miłość Jamesa do filmów jest ogromna. Kreatywny dzieciak kręcący szalone filmy z pewnością miał wiele problemów z dopasowaniem się do swoich rówieśników w czymś, co powszechnie jest nazywane „Middle America”. W pewnym sensie James przypomina Eda Wooda, ponieważ jego pasja jest godna podziwu i nic nie jest jej w stanie zachwiać. Obecnie jesteśmy świadkami upadku „starego kina” opartego na pracy z kamerą, skalą, miniaturą, rekwizytami, poklatkową animacją, wymyślnymi kadrami itd. . Większość tych elementów zastępuje green screen i animacja komputerowa, więc „sztuka robienia filmów” staje się uboższa, ale James używa wielu zabiegów tylko po to, aby być wiernym tradycji albo stylowi w jakim nakręcony jest dany film.

Przejdźmy może do właściwego tekstu. Hubert Taler napisał w swoim tekście o AVGN: „Gdy, kilka lat temu, po raz pierwszy zetknąłem się z filmikami produkowanymi przez Angry Video Game Nerda, nazywał się jeszcze Angry Nintendo Nerd i omawiał gry na NES-a. Pamiętam jak zaskoczony byłem że za darmo, legalnie, w Internecie, mogę oglądać treści o wysokiej jakości, dostarczające mi większej satysfakcji niż abonamentowa telewizja. Od tego czasu zmieniło się to tylko na lepsze”. Powieje trochę patosem, ale większość współczesnych geeków, vlogerów, nerdów, dziennikarzy „growych”, a nawet współczesnych mediów  zawdzięcza wiele Jamesowi (oczywiście najważniejszy jest Internet, bo wszystko umożliwił, ale skupmy się na jednostkach). Zaistniała nowa forma ekspresji w sieci, ludzie zaczęli się skupiać w kolektywy ( Channel Awesome, Escapist Magazine itd.) i dokonywać rekapitulacji swojego dzieciństwa opartego na kreskówkach, grach, filmach itd. . Powstała także nowa forma zarobkowania i otworzył się rynek na zupełnie nowe „geekowe” produkty. W powijakach zaczęły powstawać na całym globie „Nowe Media” wolne od cenzury, korporacyjnych i politycznych wpływów oraz korupcji. Produkt, który oferują poszczególni vlogerzy jest spersonalizowany, nie jest skrępowany wytycznymi reklamodawców, nie bije od niego wymuszona sztuczność i głupkowatość.

W badaniach nad historią bardzo często spekuluje się na temat, co posuwa historie do przodu. W XIX wieku wierzono jeszcze, że historii nadają bieg „Wielcy Ludzie”, którzy dzięki swojej charyzmie, inteligencji, bezwzględności, dobroci, zdobywają władze i dokonują zmian. Później nadeszła teoria, podług której ludzie są jedynie marionetkami w „rękach” wielkich prądów społecznych, ekonomicznych, kulturowych, technologicznych, a osobowości są jedynie ich przejawem, produktem dziejów. Być może najważniejszą rzeczą jaką wyziera z działalność Rolfa jest to, że nie byliśmy sami. Elektryczne halucynacje, które wypominali nam rodzice, koledzy, autorytety, nie były odosobnionym aktem desperacji ani antyspołecznym zachowaniem. Były formą rozrywki, nauki, kontemplacji bez których ciężko brnąć do przodu. Nie twierdzę, że współczesny model opisu popkultury nie zaistniałby bez Jamesa Rolfea, nie jestem taki naiwny, ale czy potraficie wyobrazić go sobie bez niego? Bez zwykłego dziecka uciekającego przed rzeczywistością w gry i filmy z pasją przekraczającą nudne przedmieścia, bo tak naprawdę, to my jesteśmy Jamesem Rolfem, a James Rolfe jest nami.

http://blog.dojh.net/wp-content/uploads/2010/12/103-d.jpg

Byliśmy pod wrażeniem ośmiobitowej grafiki, która jawiła się na ekranie starego telewizora. Krajobrazy z Contry były wspaniałe; bujna dżungla, wodospady, industrialny hangar. Były zupełną odmianą dla grabowych lasów i górskich pól upstrzonych drzewami owocowymi. Nigdy nie zrozumieliśmy za to zasad Friday the 13th ani Top Gun, to jedyne gry, które zniszczyliśmy rzucając o pnie drzew. Z czasem poznaliśmy wszystkie gry i chcieliśmy więcej przygód, ale nasze dochody nieco zmalały. Po wielu perturbacjach Tymbark przestał nabywać owoce od lokalnych sadowników. Nie mieliśmy możliwości kupna nowych gier, ten problem wydawał się nam ogromny. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z fali samobójstw wśród rolników w latach 90. . Transformacja, brak perspektyw, reformy pewnego ekonomisty, długie jesienne wieczory i samotność. Pomagaliśmy przy karczowaniu nierentownego, jabłoniowego sadu. Stary rolnik, odziany w brązowy, niedzielny garnitur, powiesił się na belce w stodole. Jego twarz w trumnie wyglądała jak zwarzone mrozem jabłko.

P.S. Ilustracje są dziełem genialnego polskiego malarza - Jacka Yerki

P.S. 2. Możecie śledzić mnie na twitterze

myrmekochoria
14 stycznia 2014 - 17:06