Czy androidy śnią o Philipie K. Dicku? - Garreciq - 30 stycznia 2014

Czy androidy śnią o Philipie K. Dicku?

Na rok 2014 wstępnie zaplanowana jest kontynuacja arcydzieła kina sci-fi jakim jest słynny Łowca androidów. Film z początku niedoceniany, później okrzyknięty jako jedno z najważniejszych dzieł Ridleya Scotta. Podobnie sprawa miała się z pisarzem, który stworzył podstawę literacką pod to dzieło filmowe. Philip K. Dick przez lata ignorowany, dopiero pod koniec życia wyszedł z dziupli problemów finansowych i braku popularności. Można by powiedzieć, że to zaskakujące, bo przecież był najciekawszym pisarzem science-fiction w całych Stanach Zjednoczonych, nie wspominając o tym, że jednym z najbardziej płodnych (45 powieści i 121 opowiadań!). Co zabawne, on sam bywał bardziej intrygujący niż jego powieści…

Na wstępie należy zaznaczyć, że istnieje wielki problem z ukazaniem życia Dicka. Tym problemem jest jego skłonność do przeinaczania faktów. Dick starał się kreować siebie na wyzwolonego artystę, który potrafi wiele odrzucić, byle tylko móc tworzyć w spokoju. Wielokrotnie wspominał o okazjach, dzięki którym mógłby zostać bogaczem, jednakże wolał pisać. Jako młody człowiek pracował w sklepie z płytami gramofonowymi. Robotę rzucił, kiedy zaczęły napływać pieniądze za jego prozę. On sam będzie potem opowiadał, że miał propozycję pracy dla wielkich koncernów muzycznych, ale nawet żona i jego najbliżsi przyjaciele będą mówili, że Philip nic takiego nigdy nie wspominał, a przecież lubił się chwalić. Raz dostał propozycję napisania jednego spektaklu radiowego. Wszystkim innym opowiadał, że zaoferowano mu pisanie wieloodcinkowego serialu, za który dostawał by kilkaset dolarów za odcinek. Warto też wspomnieć o sytuacjach paranormalnych, które go spotykały. Raz ponoć obudził się w nocy i zobaczył siebie z przyszłości. Żeby udowodnić wszystkim swoją prawdomówność powoływał się na swoją żonę, która też miała widzieć owego przybysza.  Żona niestety nie popierała wersji męża, uważała, że Philip zobaczył swoje odbicie w szybie. Mimo iż rozpocząłem wstęp zupełnie jakbym planował napisać szczegółowy artykuł biograficzny, to takowy on niestety nie będzie. Ma on bardziej na celu pokazanie sylwetki oraz pewne zachęcenie do czytania literatury jednego z największych wizjonerów XX wieku.

Philip Kindred Dick urodził się 16 grudnia 1928 roku w Chicago, ale co ważne, nie przybył na ten świat samotnie. Towarzyszyła mu siostra bliźniaczka Jane, która jednak nie miała tej odporności i siły do życia co Philip, bo umarła sześć tygodni później.  W tak wczesnym wieku Dick zanotował swoje pierwsze traumatyczne przeżycie. Potem będzie obwiniał swoją matkę o śmierć Jane, zarzucając jej zaniedbanie. On sam przez resztę życia będzie czuł w sobie obecność siostry. Będzie sobie wyobrażał ją jako drobną brunetkę. Takie też kobiety będzie wybierał na swoje partnerki i bohaterki powieści.

Android Rachael z "Łowcy androidów", przykład typowej ciemnowłosej bohaterki Dicka

Nie chciał z początku być pisarzem science-fiction. Zależało mu bardziej na staniu się częścią „głównego nurtu”. Chciał pisać powieści, które znajdowałyby uznanie wśród poważnych krytyków i intelektualistów. Problem z tym był taki, że Dick nie miał umiejętności w tworzeniu realistycznych książek. Jedyną dobrą niefantastyczną powieścią jego dorobku są Wyznania łgarza, gdzie główny bohater to tak naprawdę alter ego Dicka z młodych lat – naiwny czytelnik czasopism science-fiction, który wstępuje do sekty ufologicznej i zapisuje sobie datę końca świata. Wydawcy uważali, że realistyczne powieści Dicka zaczynały się ciekawie, jednakże w pewnym momencie następował jakiś niemożliwy zwrot akcji, chwyt, którego Philip nauczył się pisząc fantastykę naukową.

Debiutował opowiadaniem science-fiction w gazecie. Dostał za nie 75 dolarów, co sprawiło, ze ujrzał przyszłość w karierze pisarza. Od tamtej pory starał się pisać przynajmniej jedno opowiadanie tygodniowo, albowiem tylko w ten sposób był się w stanie utrzymać. W 1955 zadebiutował powieścią Słoneczna loteria. Książka została wydana w Wydawnictwie Ace, które każdego miesiąca wypuszczało tzw dublet Ace’a. Były to dwie różne książki złączone z sobą tyłami i sprzedawane jako jedna. Nie był to lider na rynku wydawniczym, choć udało im się wydać Ćpuna Williama S. Burroughsa czy też jedną z powieści z serii Fundacja autorstwa Isaaca Asimova. Jednak jak niskiej klasy było to wydawnictwo ilustruje popularny wówczas dowcip:

‘Jeśli Biblia miałaby być opublikowana jako dublet Ace, to została by rozdzielona na dwie części po 20 tysięcy znaków. Stary Testament zostałby przemianowany na „Pana Chaosu”, a Nowy Testament zamieniony na „Istotę o trzech duszach”. ‘

Warto wspomnieć, że do końca życia Dicka Słoneczna loteria była jego najlepiej sprzedającą się książką osiągając  nakład 200 tysięcy egzemplarzy.

Kariera Dicka nabrała tempa, kiedy pisarz opublikował Człowieka z Wysokiego Zamku – powieść, której akcja dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie Niemcy, Włochy i Japonia wygrały II wojnę światową. Była to jedna z pierwszych tego typu książek, dzisiaj mamy ich na pęczki. To co jest jednak najciekawsze w Człowieku, to wcale nie jest to alternatywna czasoprzestrzeń, jednakże zastosowanie I Ching, chińskiej Księgi Przemian, do sterowania bohaterami. Książka ta jest głównym spoiwem łączącym wszystkich bohaterów. Sam Dick ponoć używał jej przy pisaniu swoich powieści, by dowiedzieć się co jego postacie mają dalej z sobą zrobić. Za Człowieka z Wysokiego Zamku Philip K. Dick dostał nagrodę Hugo. Oprócz tego zdobył szacunek wielu krytyków i innych pisarzy science-fiction, w tym Alfreda Eltona van Vogta, który był jednym z największych literackich autorytetów Dicka.

W tym czasie pogłębia się problem Dicka z narkotykami. Wszystko dlatego, że spotkał się z nimi „przypadkowo”  już we wczesnym dzieciństwie. W tamtych czasach amfetamina była zwykłym składnikiem lekarstw, a tabletki z tym narkotykiem przepisywano na senność i ospałość. Młody Philip każdego ranka łykał takową dawkę energii, dzięki czemu mógł normalnie funkcjonować. Doprowadziło to do tego, że w latach ’60 nie był w stanie pisać bez amfetaminy. Natomiast dzięki niej potrafił skończyć powieść w przeciągu 48 godzin. Pracował jak wół, bo pieniądze z jego literackiej kariery były niewielkie. W dodatku nie potrafił zbytnio nimi dysponować. W tamtym czasie zaczął też przygody z halucynogennym LSD. W 1963 roku będzie miał wizję. Na nieboskłonie ujrzy istotę z metalu, której oczy będą wielkimi szczelinami. Dick uzna, że to Bóg. Ksiądz, któremu się będzie zwierzał, powie Philipowi, że tak naprawdę widział Szatana. Genialny pisarz, zamiast rozważać czym tak naprawdę była ta istota, postanowił spłodzić jedną z najlepszych swoich powieści, czyli Trzy stygmaty Palmera Eldritcha. W książce tej Palmer Eldritch to człowiek, który wprowadza na świat narkotyk Chew-Z powodujący pełne odurzenie organizmu, a jednocześnie przenosi zażywającego do równoległego sielankowego świata. Bohaterowie będą się zastanawiać – czy Palmer Eldritch jest Bogiem, który daje nam namiastkę absolutu, czy też Antychrystem, którego zadaniem jest odciągnąć nas od prawdziwego życia?

To nie koniec mistycznych wizji w życiu Dicka. W 1974 Philipa trafiło coś, co do końca życia będzie próbował zrozumieć. Sytuacja, którą będzie nazywał kodem 2-3-74 (albowiem miała ona miejsce na przełomie lutego i marca 1974 roku), zmieniła nie tylko jego osobowość, ale też i jego literaturę. Dalej będzie pisał science-fiction, jednakże to nie będzie już to samo co kiedyś. Nie ujrzymy już za wielu statków kosmicznych, androidów, obcych planet czy postnuklearnych krajobrazów. Od teraz główne skrzypce będą grały przeżycia mistyczne, Bóg, gnoza i tajemniczy VALIS Vast Active Living Intelligence System (Rozległy Czynny Żywy System Informatyczny).

Pewno sam Dick miałby problem  z wyjaśnieniem czym jest ów VALIS. Każda próba zdefiniowania tego „czegoś” nie wystarczała pisarzowi. Pierw uważał, że jest to wirus. Potem twierdził, że są to żywe istoty, które wnikają w ludzkie mózgi. Te stwory miały umrzeć na początku naszej ery, w trakcie pożaru świątyni w Jerozolimie. Jednakże nie wszystkie. Kilka z nich przez prawie kilkanaście wieków miało pozostać uśpione, by ponownie pojawić się na świecie, kiedy archeolodzy odkryli bibliotekę w Nag Hammadi. Inna teoria głosiła, że VALIS to satelita, pozostawiony przez istoty pozaziemskie. Satelita ten miał zsyłać na wybranych ludzi promienie przekazujące ważne informacje. Kto jednak pozostawił to urządzenie na naszej orbicie? Mieli to być trójocy przybysze z okolic Syriusza, którzy odwiedzali naszą planetę w starożytności. Pomagali oni plemieniu Dogonów (którzy nie posiadając zaawansowanych technologii dysponują obszerną wiedzą dotyczącą gwiazdy Syriusz), a także posadzili na tronie egipskim Echnatona. Faraon ten jest przedstawiany jako istota z bardzo długimi i chudymi rękami, dużą głową, skośnymi oczami i szerokimi biodrami. Bynajmniej nie wyglądał na człowieka. Istniała też jeszcze jedna teoria. W snach Dicka pojawiali się ludzie w sowieckich uniformach, co skłaniało do myślenia, że VALIS to wynik jakiś radzieckich eksperymentów. Szybko ta teoria została zażegnana, prawdopodobnie dlatego, że jako pisarz sci-fi Dick chciał, żeby wydarzyło się coś związanego ze światem pozaziemskim.

Jak w ogóle doszło do kontaktu z VALIS? Dick po usunięciu zęba mądrości (nie dbał zbytnio o higienę jamy ustnej) był pod działaniem tiopentalu, który jest środkiem przeciwbólowym mogącym wywołać narkotyczne sny.  Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, Philip je otworzył, a jego oczom ukazała się kobieta, która przyniosła mu kolejną dawkę środków. Dick wspomina, że była przepiękną brunetką. To co jednak zwróciło jego uwagę, to złoty naszyjnik kobiety. Na łańcuszku zwisała ryba. „To znak pierwszych chrześcijan”, miała powiedzieć kobieta, a następnie odejść. Dick uznał, że już kiedyś widział ten znak. Wtedy zaczął interesować się gnozą i kwestią pamięci genetycznej. Dalej trapiły go halucynacje. Sam medalion z ichtys, z rybą, miał odbić w jego stronę różowy promień, który przekazał Dickowi mistyczną wiedzę. Nieważne, czy jest to wszystko zmyślone, czy też nie, pisarz zaczął zachowywać się bardzo dziwnie. Pewnej nocy obudził się i zaczął mówić w nieznanym mu języku i zapisał kilka słów fonetycznie. Jego żona, która studiowała starogrecki, od razu rozpoznała, że była to greka koine, używana na terenie całego Morza Śródziemnego od III wieku przed naszą erą do III wieku naszej ery. Oświecenia Dicka nie były jedynie bezwartościowe, bywały też pomocne. Pewnego razu zdecydował, że jego synowi grozi niebezpieczeństwo i trzeba go natychmiast zabrać do szpitala. Badania wykazały, że faktycznie tak jest – jelito dziecka wchodzi do moszny i niewiele brakuje by zostało ono zmiażdżone. Szybka operacja ocaliła synowi życie.

To co jest chyba najważniejsze, to że od tamtej pory Dick rozpoczął tworzyć teorię dotyczące świata. Lata przed Matrixem doszedł do wniosku, że świat jest nieprawdziwy, albo inaczej – że czas jest nieprawdziwy. Według niego czas dzielił się na ten prawdziwy i ten fałszywy, a oba ze sobą koegzystują. Czas prawdziwy zatrzymał się w 70 roku naszej ery po zburzeniu przez Rzymian świątyni w Jerozolimie, a ruszył ponownie w 1945 po odkryciu gnostyckiej biblioteki w Nag Hammadi. Dick twierdził, że takie obrotowi sytuacji winne jest Cesarstwo Rzymskie, które uważał za źródło wszelkiego zła. Mówił, że nigdy się ono nie rozpadło, a Richard Nixon jest cesarzem. Słynna afera Watergate, które doprowadziła do jego upadku miała być zainicjowana przez pierwotnych chrześcijan (żyjących w „prawdziwym” czasie) i VALIS. Szalone, prawda?

Powieści, które napisze po  tym zdarzeniu to Radio Wolne Albemuth, VALIS, Boża Inwazja, Transmigracja Timothy’ego Archera, a także niedokończone Sowy za Dnia.  Jednym z najważniejszych wydarzeń w ostatnich latach życia Dicka jest oczywiście ekranizacja powieści Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Philip nigdy filmu nie zobaczył, widział jednak efekty specjalne, które bardzo mu sie spodobały, a także przeczytał scenariusz, który już nie przypadł mu do gustu. Wycięto z powieści wiele ważnych rzeczy, jak choćby kwestię merceryzmu, panującej na świecie religii, polegającej na łączeniu się z bóstwem poprzez skrzynki empatyczne w celu współodczuwania cierpienia. Trzeba jednak przyznać, że cała ta koncepcja była wybitnie nie-hollywoodzka i w sumie ciężka do pokazania na filmie. Najbardziej zabawną historią dotyczącą Łowcy androidów jest jednak stosunek Dicka do Harrisona Forda. Pisarz był niemal pewny, że Ford jest łowcą, który został wynajęty by go zabić. Prawdopodobnie gdyby w trakcie pośmiertnego życia można by było pisać, to kolejna książka Dicka opowiadałaby o popularnym aktorze, który tak naprawdę jest androidem wynajętym przez wciąż istniejące Cesarstwo Rzymskie do zamordowania scenarzysty, który ma kontakty z VALIS. Brzmi to idiotycznie, ale tak naprawdę streszczenie każdej powieści Dicka będzie miało w sobie ten „idiotyzm”.

Bohaterowie literatury Dicka to mało kiedy generałowie, czy jacyś inni wysoko postawieni notable (choć i tacy występują). To najczęściej ludzie zwykli, niepozorni, zmagający się z własnymi słabościami i codzienną pracą. Nawet Rick Deckard, łowca z Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? to mimo iż zajmuje się dość niebezpiecznymi rzeczami, to przy okazji jest zatroskany sąsiadami i elektryczną owcą, którą wraz z żoną hodują sobie na dachu.  To co jednak odróżnia dickowskie postacie od reszty społeczeństwa to moment, w którym spadają na nie niezwykłe obowiązki. Być może właśnie dlatego twórczość Dicka upodobało sobie aż tylu czytelników na całym świecie? Może też należą do tego gatunku zwykłych i niepozornych, którzy wręcz marzą by w ich życiu zaczęło się coś dziać?

Literatura Philipa K. Dicka zdobyła największą popularność dopiero po śmierci pisarza w 1982. Przyczynił się do tego m. in. film Scotta. W 1989 pojawiła się też fenomenalna biografia Dicka autorstwa Lawrence’a Sutina. W 1990 reżyser Paul Verhoeven (twórca Nagiego instynktu) adaptuje opowiadanie Przypomnimy to panu hurtowo, o człowieku, który był kiedyś na Marsie, jednak wykasowano mu pamięć i po nocach dręczą go sny o czerwonej planecie. Tak powstaje Pamięć absolutna z Arnoldem Schwarzenegerem. Twórczością pisarza inspirowali się także David Cronenberg (eXistenZ), Charlie Kaufman (Być jak John Malkovich), a także bracia Wachowscy (Martix). Dick dopiero od 20 lat cieszy się uznaniem we własnym kraju. Co zabawne, był ceniony za jeszcze za życia. Wielbili go Francuzi i Japończycy, a Stanisław Lem przekonał nawet PRL-owskie władze do wydania Ubika. Tutaj należy opowiedzieć zabawną całkiem anegdotkę. Kiedy Dick ujrzał nakład polskiego wydania Ubika (a zagraniczne książki wydawano u nas w olbrzymiej ilości egzemplarzy), wyobraził sobie, że stanie się bogaczem. Szybko jednak uświadomił sobie, że złotówka wcale nie stoi tak wysoko, a przy okazji, żeby odebrać pieniądze, musiałby przyjechać do Krakowa. Tym samym Dick obraził się na Lema, opowiadając wszystkim, że został przez niego oszukany. Później twierdził nawet, że nie istnieje taki człowiek jak Stanisław Lem, tylko to jest to kryptonim, pod którym pracuje kilku komunistycznych pisarzy. Dick napisał w tej sprawie nawet donos, który wysłał do FBI. Jak można się domyśleć, nikt się nim nie przejął.

Wszystkim rozpoczynającym swoją przygodę z twórczością Dicka poleciłbym przeczytanie w pierwszej kolejności Ubika, Człowieka z Wysokiego Zamku i Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? ponieważ są to najbardziej „znośne” książki tego pisarza. Z kolei na sam koniec zalecałbym zostawienie sobie cyklu związanego z VALIS, ponieważ Dick będzie się w nim odnosił do swoich poprzednich powieści. Książki Dicka czyta się niezwykle łatwo i przyjemnie . Nie należał on do wielkich intelektualistów, ani nie był też tak szczegółowy jak choćby Lem, tym samym najwięcej u Dicka zajmuje sama akcja, opisy postaci, a także rozmyślania. To co warto zaznaczyć, to humor, który możemy znaleźć w jego powieściach. Na kartkach jego książek znajdziemy gadające drzwi, które żądają napiwku, taksówki, z którymi można rozmawiać o sensie życia, czy też sąsiedzkie plotki w temacie „kto ma prawdziwe zwierzę, a kto tylko elektryczne”.  Czytając go doznacie śmiechu, przerażenia, zaskoczenia, zmusi was do rozważań. Na pewno żadna z jego powieści nie pozostawi was obojętnym.

Garreciq
30 stycznia 2014 - 18:13