Godzinny gameplay z Kingdom Come: Deliverance - krótko i treściwie. - Qualltin - 19 lutego 2014

Godzinny gameplay z Kingdom Come: Deliverance - krótko i treściwie.

Choć póki co nadal pełna błędów, niedopatrzeń i dziur, już cieszy oczy. Mowa o Kingdom Come: Deliverance. W ręce zainteresowanych trafił bowiem ostatnio godzinny materiał prezentujący rzeczywisty gameplay z tejże gry, tak mocno wyczekiwanej przeze mnie, której obserwacji oddaję się za każdym razem, gdy tylko pojawia się jakaś wzmianka o niej. Twórcy dość mocno dbają o nasze wrażenia, serwując nam coraz to nowsze, uchylające raz po raz rąbka tajemnicy fragmenty rozgrywki, a tym razem pokusili się o 60 minut nieprzerwanej, opatrzonej komentarzem, gry. Krótko omawiam materiał.

Na wstępie chciałbym nadmienić, że niesamowicie podoba mi się podejście zespołu tworzącego Kingdom Come: Deliverance do społeczności, która przecież z czasem stanie się ich klientelą, jeśli nie stało się to już uwzględniając praktycznie milion funtów zebrany dotychczas na kickstarterze, który jest swoistym wyrazem zaufania wobec tworzącego grę zespołu od graczy, wierzących w sukces całego przedsięwzięcia. Ceny bowiem, przynajmniej licząc w naszej rodzimej walucie, są dość wysokie, stąd trzeba być mocno przekonanym do samej produkcji, albo raczej jej wizji, aby wyłożyć na stół swoje ciężko zebrane pieniądze. Karmią nas, z rozwagą i determinacją, fragmentami ukazującymi kolejne stopnie wtajemniczenia samej produkcji, przez co umacniają w naszych głowach obraz gry jako projektu, który został potraktowany całkowicie poważnie i żadna z kłód rzuconych pod nogi twórców nie będzie w stanie zatrzymać pędzącej karety zwycięstwa.

Cieszę się, że zdecydowano się na stream, trwający dobrą godzinę, podczas którego pokazano wszystko to, czego chciałoby się już doświadczyć w Kingdome Come: Deliverance. Prezentowany z widoku pierwszej osoby świat jest wręcz niesamowity. Piękno przytłacza, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, a wielość barw powoduje uśmiech na naszych twarzach. Wszystko to zaopatrzone jest w odpowiednią dozę realizmu i swoistego kunsztu, którym wykazać musiał się zespół projektowy, żeby stworzyć coś, co określono mianem „Dungeons & no Dragons”. Żadnej magii, smoków, wydziwów, tylko realizm i świat, jakim mógł być ten sprzed paruset lat, w czasach dam i ich rycerzy, turniejów i bitew, zamków i wsi.

Możemy razem z osobą prezentującą przejść się, oraz przejechać konno, przez pieczołowicie udekorowaną w mury, błoto, rzeki i lasy krainę. W ramach tej podróży mamy przy tym okazję odbyć parę rozmów ze strażnikami, sprzedawcami czy możnowładcami, aby choć trochę zrozumieć system dialogowy zastosowany w grze. Następnie trafiamy do sklepu, gdzie przy towarzystwie paru błędów możemy odbyć pierwsze zakupy i zaopatrzyć się w niezbędny w dalszej wędrówce sprzęt. Tutaj  też zadbamy o naszą broń, samodzielnie ostrząc ją w ramach pewnego rodzaju minigierki. Dalej czeka nas podróż konno, podczas której mamy okazję podziwiać różnorodność świata uświadamiając sobie przy tym, że czeka na nas produkcja, w której zadania rozbite będą na różne lokacje, a podróż między nimi będzie zajmowała sporą część czasu przeznaczonego na grę, podobnie jak w Red Dead Redemption (ale to zdecydowanie plus takiego typu produkcji). Jest też i walka, choć jak prowadząca osoba przyznaje, zaprezentowany system walki zdążyli już udoskonalić, więc mamy pominąć pewne zgrzyty ukazujące się podczas potyczki w lesie. W końcu wszystko to, to przecież wczesna wersja, a przed projektem jeszcze wiele miesięcy na udoskonalenia i poprawki.

Jestem oczarowany światem, w którym osadzona zostaje historia Kingdom Come: Deliverance, hitu z kickstartera, który zostanie najwyraźniej wzbogacony o czworonożnego przyjaciela dla naszego bohatera, twórcy bowiem obiecali dodać psa biorącego udział w naszej przygodzie jeśli zbiorą milion funtów. Brakowało mi gry, która traktowała by średniowieczne czasy bardzo poważnie i starała się przy tym odwzorować czasy z dokładnością do szczegółów. Po Mount & Blade czuje się pewien niedosyt, gdyż interakcja ze światem odbywa się głównie za pomocą ograniczonych lokacji jak tawerna czy spacer po mieście, brakuje jednak pewnej ciągłości w wydarzeniach, którą zaburza tam tryb poruszania się po mapie świata, a nie jako jedna osoba, przewodząca kompanii, kierowana wschodzącym słońcem gdzieś wzdłuż gościńców. W Kingdome Come: Deliverance mam nadzieję znaleźć zaspokojenie tych potrzeb, których nie znalazłem w Mount & Blade. Czekam, wierząc, że za dwa lata dostaniemy pełną, solidną produkcję z tych kolorowych, bądź co bądź, czasów.

Qualltin
19 lutego 2014 - 18:23