Graj nie oglądaj! Czyli swobodne przemyślenia o streamowaniu. - badWolf - 23 lutego 2014

Graj, nie oglądaj! Czyli swobodne przemyślenia o streamowaniu.

Żyjemy w czasach szybkiego Internetu, polepszenia jakości  transmisji wideo, a zewsząd otaczają nas wielkie ekrany z coraz to wyższą rozdzielczością obrazu. Tekst pisany zaczyna powoli tracić na wartości. Szybko żyjąc, chłoniemy coraz to łatwiejszy przekaz. I tu nagle ktoś wpadł na pomysł kręcenia filmików w których pokrótce recenzuje grę. Powoli trend zaczął się rozchodzić, a prezenterzy zdobywali coraz większą widownie. Aby polepszyć kontakt z widzem dodali kamerki nagrywająca ich reakcje.

YouTube który oferuje programy partnerskie, dał możliwość zarabiania na tym co się kocha, co stało się dodatkową motywacją dla wielu ludzi. Serwis twitch podał na tacy możliwość streamowania. Przechodzenie gier przy widowni setek ludzi stało się w ostatnich czasach dość popularne. Przyznam, że sam nie byłem obojętny na to zjawisko. Nawet dziś z samego rana, kiedy jadłem śniadanie, odpaliłem youtube.pl  i oglądnąłem następny odcinek serii o "The Last of Us". Stało się to moim pewnym rytuałem, gdyż z tradycyjnej telewizji zrezygnowałem dawano temu. Nie interesowały mnie same gry, ale też vlogi o życiu codziennym. Patrząc na coraz to większą ilość materiałów, zacząłem chłonąć słowa wypowiadanie przez starszego od siebie. Nie przeszkadza mi, że spora część oglądających jest młodsza ode mnie, a ja powinienem się zająć czymś poważniejszym.  I żyjąc tak sobie od roku w pewnej monotonii zauważyłem pewną niepokojącą rzecz.  Rozleniwiłem się, moja półka z tytułami  nie powiększa się tak jak kiedyś. Dawniej jeżeli nie wymieniłem czegoś w moim kochanym PC przez pół roku, mogło to tylko oznaczać, że akurat nie mogę znaleźć jakiejś dorywczej pracy. A teraz przestarzały już procesor nie zostanie tak szybko wysłany na emeryturę. Zamiast wycierać klawisze wsad, niszczyć spację od wciekłego klikania i po raz kolejny wymieniać myszkę, gdyż klawisze przestały działać, siadam sobie wygodnie w fotelu i piję Sprite'a przez słomkę. Z gracza który przeszedł trylogię "Gothica" wszystkimi możliwymi ścieżkami,  w "CS:Source" spędził koło 800h, a Wyzime i Podegrodzie zna lepiej niż wieś w której się wychował, nagle stałem się tylko widzem. Myślę jednak, że nie jest to całkowicie mój wybór. Tempo rozwoju sprzętu jest porażające, wciąż rosnące wymagania nie sprzyjają spokojnemu starzeniu się naszych podzespołów, ceny gier nie są dostosowane do naszych możliwości, nie wszystkich stać na posiadanie wielu platform rozgrywki, a część exclusive jest naprawdę interesująca. Tylko, że przecież oglądanie nigdy nie da takiej satysfakcji jak podejmowanie własnych wyborów i prowadzenie rozgrywki na swój sposób. Co jakiś czas łapię się na tym, że mówię do monitora:  "Przecież nie musisz się tu tyle skradać, on się zaraz tam wykrwawi", "No rozbij tamten klocek, jak można tego nie zauważyć". Tutaj spora część z was mogłaby mi zarzucić, że nie ogląda się tego co nas denerwuję. Ale przecież jeżeli ścierpię te małe bolączki, to będę mógł zobaczyć dalszy zarys fabuły. Ale zaraz, całe życie staram się za wszelką cenę omijać piracką zatokę, gdyż nie lubię okradać twórców gier i odbierać im możliwość przyszłego rozwoju.  Tylko choć teraz nie ściągam gier i nie łamie w ewidentny sposób prawa, to przecież po oglądnięciu całej gry jest bardzo mała szansa, że ją kupię (Na szczęście niektórzy nie mają w zwyczaju przechodzenia wszystkiego na raz i dawkują nam emocję wrzucając krótkie odcinki przez bardzo długi czas. To podjudza nas do zakupu). Wiem, czasami zdarza się gra tak wybitna, że sami musimy zobaczyć czy poradzimy sobie lepiej w czasie rozgrywki niż inny przechodzący. Ale jak często trafiamy na takie dzieło? Może kiedy zdążę już zapomnieć, to na kolejnej wyprzedaży od wujka Gabe'a zaopatrzę się w część tytułów.  Tylko przecież przez ten czas twórca może borykać się z problemami finansowymi, ponieważ sporo osób postąpi tak samo jak ja. Ten minus odnosi się jednak tylko i wyłącznie do gier, które kładą nacisk na fabułę. Drugą stroną medalu jest streamowanie produkcji takich jak "Battlefield 4", "Titanfall" czy "DayZ", czyli wszystkich gier ukierunkowanych na rozgrywkę sieciową w której gracze mogą potykać się między sobą. Tutaj nie ważne jak długo oglądamy, możemy jedynie zobaczyć wady i zalety produkcji, co nie popsuję nam przyszłej zabawy. Mogę stwierdzić, że dziś najlepszym ruchem marketingowym jest dać pokazać grę paru opiniotwórczym osobom z tej branży. Większość osób niezdecydowana co do zakupu, po oglądnięciu paru meczy z "Titanfall", będzie już odkładała swoje zaskórniaki. Na pewno cześć młodych ludzi kupi też tę grę ze względu na możliwość zagrania ze swoim "internetowym idolem". Tak samo jeżeli chodzi o produkcję F2P będziemy bardziej skłonni ją wypróbować , nawet utopić trochę pieniędzy na mikropłatnościach już na samym początku, jeżeli oglądniemy paro godzinną rozgrywkę z różnych leveli. Następny pozytyw jaki tu widzę, jest taki, iż osoby te często nie mają nudnego życia i potrafią opowiedzieć mnóstwo ciekawych historii. Nikt z moich znajomych nie podróżował do stanów i nie potrafiłby opowiedzieć tylu niesamowitych ciekawostek. I tutaj łączymy dwie przyjemności naraz, oglądam grę która mnie interesuję i świetnie się bawię słuchając prowadzącego. Myślę jednak, że przydałby się pewien wzór do którego stosowaliby się wszyscy nagrywający. Jeżeli gra stawia na otwartą rozgrywkę wieloosobową, jeżeli każda przygoda w tym świecie jest na swój sposób unikatowa, kreowanie własnego bohatera jest naszym celem, a świat przedstawiony tylko tłem, gdyż to my jesteśmy w centrum uwagi to nie ma tutaj problemu ze streamowaniem całej rozgrywki, ponieważ zachęci nas to tylko do spróbowania własnych sił w grze. Natomiast, jeżeli jest to gra pokroju "The Wolf Among Us", "The Last of Us", "Tomb Raider" czy "Wiedźmin", gdzie linia fabularna stanowi główną oś wydarzeń, nie róbmy z siebie tylko widzów. Nie oglądajmy całej rozgrywki i nie dajmy za siebie podejmować decyzji. Nauczmy się sami machać mieczem czy strzelać z łuku. Klikacz zabity "własnymi rękami" da nam dużo więcej satysfakcji, niż ten którego śmierć oglądamy z daleka. A jeżeli z ręką na sercu przysięgniemy sobie, iż nie mamy jak dostać tytułu w swoje ręce, to potraktujmy to jak oglądanie dobrego serialu. Czas przeznaczony na granie poświęćmy starszej produkcji lub takiej na którą nas stać. Jeżeli urodziliśmy się graczami, umrzyjmy jako gracze a nie stańmy się tylko widzami którzy w łatwy sposób chłoną pokazywane informacje. A teraz kończąc te żale, odpalam "HearthStone" i cały wieczór spędzę próbując ułożyć jak najlepszy deck. W końcu mam całą masę zaległości do nadrobienia.

PS: Specjalnie nie podaje żadnych nazw. Nie chce w tym tekście nikogo polecić, ani też zniechęcić do oglądanie niektórych osób.  Oczywiście osoby zainteresowane tym tematem od razu domyślą się o kim wspominałem w całym moim tekście.


Tekst jest wyrażeniem subiektywnej opinii autora. Nie twierdzi on że ma rację, a nawet czy piszę z sensem, ale stara się podzielić własnymi doświadczeniami. Jeżeli nie zgadzacie się chociażby z jednym zdaniem lub zauważacie że gubi sens wypowiedzi dajcie znać w komentarzach. Krytyka jeszcze nikogo nie zabiła, a jeżeli nawet to ma własny spawn point.

badWolf
23 lutego 2014 - 20:59