Maria Peszek - JEZUS is aLive - Recenzje(24). - Bartek Pacuła - 25 lutego 2014

Maria Peszek - JEZUS is aLive - Recenzje(24).

Maria Peszek to piosenkarka wyjątkowa. Tak bardzo, że cały czas dziwię się, jak taki klejnot mógł wpaść do takiego kibla jak polska scena muzyczna. I jak udało mu się wypłynąć i, co ważniejsze, zalśnić pełnym blaskiem, gdy jego obecność zawsze wiąże się z kontrowersjami religijno-społecznymi. Po debiucie niewiele osób myślało, że Pani Peszek osiągnie taką muzyczną sławę, która w niektórych kręgach przyćmi sławę jej ojca. Po premierze płyty Maria Awaria (rok 2008), wątpliwości te podzielało już wyraźnie mniej osób, a gdy ukazał się ostatni studyjny krążek, Jezus Maria Peszek, to zrobił on tyle szumu, że nie obyło się nawet bez sporych występów w telewizji, z wizytą na kanapie u Wojewódzkiego. W tym roku 14.02 przyniósł coś więcej niż walentynki. Tego dnia do sklepów w całej Polsce trafiła koncertówka Marii Peszek, zatytułowana JEZUS is aLive, która została nagrana podczas jednego z warszawskich koncertów. Jak więc jest z Peszkówną w wersji na żywo, czy jej teksty są wtedy równie przekonujące i przede wszystkim – czy ona sama jest rzeczywiście dobrą wokalistką, czy też wybiła się na wytworzonych kontrowersjach?

JEZUS is aLive - okładka.

Już od pierwszych chwil kontaktu z tą płytą, od momentu ujrzenia jej na półce sklepowej, mamy wrażenie obcowania z czymś niezwykłym. Niezwykły, przyciągający uwagę tytuł i okładka, która chyba celowo chce niknąć w tłumie – połączenie co najmniej niezwykłe, zwiastujące jednak to, co będzie działo się na samej płycie. Koncert zaczyna się od kilkunastosekundowego intra, gdzie z początku cicha publiczność wybucha okrzykami radości w momencie pojawienia się Marii na scenie, a wszystko to przy przeszywającym dźwięku syreny. Po tym Peszek przechodzi od razu do akcji – zaczyna śpiewać utwór Ludzie psy, czyli kawałek otwierający jej ostatni studyjny album. Następnie Maria Peszek z zespołem wykonuje prawie wszystkie numery z tego albumu, pomijając tylko smutne Nie wiem czy chcę.

Płyta została wydana w ładnym digpacku - podobnie jak poprzednie albumy Marii Peszek.

Od pierwszych sekund w twarz bije niezwykła ilość emocji bijących ze śpiewu Peszek. To co na albumie studyjnym było pełne emocji tutaj od nich kipi. W połączeniu z bardzo aktywną i przychylnie nastawioną publicznością (to ważne) całość robi niesamowite wrażenie. Warstwa tekstowa staje się jeszcze bardziej niepokojąca oraz angażująca, a gęsta warstwa muzyczna świetnie to wszystko podkreśla, nie pozwalając się od płyty oderwać. Kolejne kawałki z Jezus Maria Peszek wciągają co raz bardziej w dziwny, ezoteryczny świat Marii Peszek, a ich wykonanie stoi naprawdę na bardzo wysokim poziomie. Dość powiedzieć, że chyba wszystkie aranżacje podobały mi się bardziej od oryginalnych, a przecież naprawdę znakomitych, wersji.

Kolejne utwory „wchodzą” na raz, czas mija naprawdę szybko i świetnie, a całość z piosenki na piosenkę nabiera świetnego, brudnego punkowego charakteru. Maria Peszek wybucha mniej więcej w 1/3 płyty – a to z okazji genialnej piosenki Sorry Polsko. Klimat, intrygujący i niejednoznaczny, a przy tym bardzo refleksyjny tekst oraz świetne patenty muzyczne, które świetnie się sprawdziły na płycie studyjnej tutaj prezentują się jeszcze lepiej, a śpiew Peszek brzmi jeszcze lepiej niż na płycie. Tak jak na Jezus Maria Peszek, tak i na koncertówce po Sorry Polsko nadchodzi czas na Pan Nie Jest Moim Pasterzem oraz Pibloktoq. Ten swoisty tryptyk stanowi oś, wokół której napędzona jest cała płyta i to przy nim Maria Peszek ostatecznie się rozkręca, pokazując wszystko co ma najlepsze.

Po Pibloktoqu powoli zaczynamy dostawać utwory z innych, starszych płyt, z których na pewno warto wymienić takie kawałki jak Maria Awaria czy Marznę Bez Ciebie. Prócz tych kawałków otrzymaliśmy jednak coś jeszcze – cover utworu Depeche Mode Personal Jesus z płyty Violator. Kawałek ten jest szalenie trudny do fajnego zagrania, szczególnie na scenie, lecz daje też możliwość pokazania wielkiej biegłości muzycznej i wokalnej. Jak już wcześniej wspomniałem – muzyka podczas całego koncertu jest niezwykle gęsta, brudna i punkowa, a Personal Jesus w takiej aranżacji brzmi FE-NO-ME-NAL-NIE! Dawno nie podobał mi się tak żaden cover (z ostatnich konkurować z nim może jedynie Everybody Wants to Rule the World autorstwa Lorde) i chociaż jest on de facto „tylko” odegraniem tego kawałka, bez dodawania żadnych zmian i udziwnień, to na długo zostanie mi on w pamięci, będąc obok Sorry Polsko i Pan Nie Jest Moim Pasterzem, „tym” momentem koncertu.

Całą płytę kończą dwie świetne piosenki – Piosenka Dla Edka oraz Padam. Ta pierwsza jest o tyle zabawna, iż charakteryzuje się niezwykłą, niespotykaną kodą, podczas której Maria Peszek żegna słuchaczy słowami „Dobranoc, idźcie spać. Kurwa mać, kurwa mać”. Kto inny mógłby nas tak pożegnać? Padam to z kolei bardzo fajny, energetyczny kawałek z bardzo sympatycznym, acz nietypowym tekstem miłosnym. I w tym wypadku wersja live’owa co najmniej dorównuje oryginałowi.

Książka, w której pojawiają się interpretacje tekstów Peszek.

Choć płyta jest dość długa (jak na płytę – jak na koncert, to nie za bardzo), bo trwa 70 minut, to po jej skończeniu byłem naprawdę rozczarowany, że to wszystko. Ten album udowadnia i pokazuje wiele rzeczy. Po pierwsze – pokazuje jak świetnym materiałem jest album Jezus Maria Peszek. Po drugie – udowadnia, że Maria Peszek to bardzo utalentowana osoba, która posiada kawał głosu, który na dodatek umie nacechować prawdziwymi emocjami. Po trzecie – JEZUS is aLive i jego premiera świadczą o tym, że w naszym kraju jest mimo wszystko miejsce na takie rzeczy, co bardzo cieszy i pozwala spokojniej patrzeć w przyszłość.

Album ten polecam każdemu, kto nie boi się ambitnych tekstów, punkowej energii i wejścia do umysłu osoby nietuzinkowej, ale bardzo intrygującej. Myślę, że warto zaryzykować, tym bardziej, że album ten jest naprawdę fajnie nagrany (jeśli chodzi o jakość dźwięku) i jest de facto zbiorem najlepszych rzeczy jakie wyszły od Marii – i na dodatek rzeczy zagranych lepiej niż w wersjach studyjnych. Także – do sklepów! 30 zł to nie jest dużo. Szczególnie za taki klejnot w naszym polskim kiblu.

Mój profil na FB: 

https://www.facebook.com/musictothepeoplemagazine

Poprzednie recenzje:

Behemoth - The Satanist: https://gameplay.pl/news.asp?ID=83376

The BeatlesPlease Please Me: https://gameplay.pl/news.asp?ID=83227

Halo 4 (Original Soundtrack) Deluxe Edition: https://gameplay.pl/news.asp?ID=83053

Disney ArtistsKraina lodu OST: https://gameplay.pl/news.asp?ID=82890

Bartek Pacuła
25 lutego 2014 - 09:52