Hej zagrajcie muzykanty! O bardach skaldach i kapelach w grach RPG - Maurycy - 18 marca 2014

Hej zagrajcie muzykanty! O bardach, skaldach i kapelach w grach RPG

To jak muzyka w grach komputerowych jest ważna chyba nie trzeba nikomu mówić. Buduje nastrój, odwzorowuje to co się dzieje na ekranie, reaguje na to co robimy, umila nam czas spędzany z grą i nie pozwala, by z głośników nie wydobywało się nic prócz dźwięków gracza i świata. Muzyka nie pojawia się tylko jako lepsze lub gorsze tło. Pomijając produkcje, w których  jest kluczowym i integralnym elementem, na przykład Guitar Hero, jest kilka gier, w których pojawia się postać muzyka wynosząc samą muzykę ponad określenie „tło”.

Dominują tu chyba gry spod szyldu RPG i na nich się skupię. Ponieważ w tym gatunku świat musi zostać pokazany jak najbardziej sugestywnie, twórcy dodają wiele ciekawych elementów, które nijak się mają do rozgrywki, ale pomagają nam się wciągnąć. Jest tego wiele, począwszy od NPC, którzy zajmują się swoimi sprawami, przez bogate wnętrza i sugestywną, szczegółową architekturę, po smaczki takie jak śpiewające ptaki, falująca trawa, dym ulatujący z komina. To wszystko ma za zadanie wciągnąć nas w świat, pozwolić zapomnieć o otaczającej rzeczywistości, w dwóch słowach: zaznać immersji. Gdzieś tam pośród tych smaczków, wśród NPC znajdują się kapele, grajkowie i bardowie. Spójrzmy najpierw na kilka pozycji z branży gier komputerowych, gdzie tacy ludzie są obecni. W mniej "growej" części tekstu opowiem co nieco o muzyce jako sacrum, muzykach jako łącznikach między sacrum, a profanum i kilku ciekawostkach z polskiej muzyki ludowej.

Skyrim

Ridiculously Photogenic Skald

W tym jednym z najgłośniejszych sandboksowych RPG ostatnich lat nie mamy do czynienia z całymi zespołami muzyków, a z pojedynczymi bardami, których możemy spotkać w karczmach rozsianych po całej prowincji. Ponieważ Skyrim jest bardzo silnie inspirowany nordycką historią i spuścizną kulturową, bardowie również są odpowiednikami wikińskich skaldów. Spotykamy ich w karczmach rozsianych po całej prowincji, wspomagając się lutnią (tak przynajmniej w grze nazwano ten ośmiostrunowy instrument. Kształtem przypomina mi bardziej lirę lub fidel płocką, ale budowa kluczowych elementów jest zgodna z prawdziwymi lutniami) śpiewają pieśni o piciu, walkach, chwale, bohaterach, którzy zginęli w heroicznej bitwie i samym smoczym dziecięciu. Na tym również polegały pieśni wykonywane przez wikińskich skaldów, komponowane jako pojedyncze utwory jak i rozbudowane sagi. Przekaz słowny był niezmiernie ważny, dlatego upamiętnianie ważnych wydarzeń, tych prawdziwych jak i mitycznych odgrywało istotną rolę i często właśnie dzięki formie pieśni trwało z pokolenia na pokolenie. W grze mamy do czynienia tylko z muzyką będącą hołdem, a także pełniącą role rozrywkowe, a bard, mężczyzna, śpiewa pięknie i dźwięcznie. Idealnie i bardzo stereotypowo. Według źródeł wśród Wikingów muzyka byłą wykonywana również w rytuałach, ceremoniach, na dworach, wprowadzały w trans i szał, wykonywały ją również kobiety, a niektórzy opisywali ich pieśni jako źle brzmiące, dysharmonijne, przypominające raczej szczekanie psów! Szkoda trochę, że bardowie w Skyrim ograniczają się tylko do lutni (która nie istniała wśród Wikingów), brakuje bębnów, grzechotek, fletów i lir. Gdzieniegdzie wśród gratów można zauważyć prosty bęben przypominający nieco tablę, ale nie da się go używać.

Wiedźmin

Kapela ze Wsi Wyzima

Fascynującym dla mnie przykładem gry RPG i muzyków jest, nie będziecie zaskoczeni, pierwszy Wiedźmin. Muzyków spotykamy tam z reguły w karczmach lub na przyjęciach, a także na targowisku. To trzy, cztero lub pięcioosobowe składy, w których spotkać można kobietę grającą na tamburynie, flecistę, skrzypka, bębniarza i lutniarza. O tym jak Wiedźmin jest „polski” pisałem już nie raz, można także spróbować muzykantów z tej gry starać się porówać z naszym podwórkiem. W kwestii budowy instrumentów jestem pełen podziwu. Tamburyn i flet mają bezdyskusyjnie prostą budowę. Bębenek, co ciekawe nie ma formy bębna obręczowego podobnego do bodhranu lub przewieszanego przez ramię barabanu jak to było w polskiej muzyce ludowej, jest oparty na małej, głębokiej obręczy obleczonej skórą. Ciekawe. Słowa uznania należą się odwzorowaniu lutni. Wygląda świetnie, jest nawet charakterystyczne zagięcie główki. Z kolei gratuluję twórcom fantazji przy projektowaniu skrzypiec. Chyba skrzypiec. Melodia będąca po prostu „soundtrackiem” karczmy definitywnie zawiera w sobie skrzypce, ale budowa instrumentu trzymanego przez muzyka jest dziwna. Płyta czołowa, zamiast być płaska jak we wszystkich instrumentach smyczkowych, jest dziwnie wybrzuszona. Nie jest to podobne ani do skrzypiec, ani suki, czy basetli. To wymysł projektantów gry, ale trzeba przyznać, że wygląda świetnie. Stroje również są wymysłami będącymi wariacją na temat piętnastowiecznych bufków i dubletów oraz dworskich i mieszczańskich strojów osiemnastowiecznej Francji. Jedynie skrzypek ubrany jest w proste, lniane szmaty. Widać nawet ciuchy oddał za te piękne skrzypce. Jeśli chodzi o muzykę, którą grają kapele w Wiedźminie, to nie jest ona wcale związana z polskim folklorem, ba, trudno ją przypisać jednoznacznie do czegokolwiek, jest to typowy misz masz pasujący do świata fantasy. Instrumenty użyte w studio do nagrania muzyki nie za bardzo pokrywają się z tymi, które dzierżą muzykanci.

W Wiedźminie spotykamy się oczywiście z Jaskrem, który to jest wędrownym bardem, amantem, wierszokletą i fircykiem. Jego utwory są legendarne i znane w całym chyba kontynencie, a sam jest zawsze tłumnie słuchany przy każdej okazji. W grze mamy okazję posłuchać go ze dwa, czy trzy razy. Wykonania w grze nie powalają i nie odzwierciedlają książkowej finezji Jaskra, jednak dają nam pewien zarys postaci, która po części wpisuje się w popularną w kulturach zachodnich postać wędrownego muzyka. Trubadurzy we Francji, bardowie w krajach anglosaskich, rybałci w Polsce... Zwykle wykonywali swoje utwory na jarmarkach, weselach i innych festiwalach, ale także na dworach i w pałacach, często zyskując tam stałą pracę. Prócz pieśni dominowały utwory satyryczne, wyśmiewające (coś na kształt dzisiejszych dissów w rapie), ale także miłosne, historyczne, wychwalające, a nawet religijne, wszystko zależne od sytuacji i wymagań odbiorców. Jaskier jest idealnym przykładem takiego muzyka i poety. Dziś pamięć o takich ludziach stara się pielęgnować na przykład nasz polski bard Jacek Kowalski, osobistość znana w kręgu odtwórstwa historycznego. W swoich utworach często bazuje na historycznych zapisach muzycznych sięgając nawet XII wieku. Ma wśród swoich pieśni teksty i melodie francuskich trubadurów, pieśni o krucjatach krzyżowych, a także sarmackie przyśpiewki z XVII wieku.

The Bard's Tale

Piwo piwo piwo, pyszne z pianką piwo piwo!

Inną ciekawostką są piosenki w może niezbyt popularnej, ale całkiem ciekawej grze The Bard's Tale. Gracz wciela się w barda, który zostaje uwikłany w intrygę obrastającą w problem dotyczący całego świata. Typowe. Jednak fakt, że gracz steruje poczynaniami muzyka został w grze w pewien sposób wykorzystany. To tu, to tam mamy do czynienia z różnymi utworami, w tworzeniu których nasz bard bierze udział. Pieśń tawerniana przybrała tam formę humorystyczną, ukazaną filmowymi przerywnikami. Instrumentarium muzyków jest dość typowe: wokal, coś na kształt miniaturowej lutni lub irlandzkiego bouzouki, instrument dęty przypominający indyjski shehnai i... no, skrzypce. Znów powtarza się sytuacja z Wiedźmina, gdzie mimo dźwięku skrzypiec instrument wygląda zupełnie inaczej. Robiąc reaserch wśród typowo irlandzkich instrumentów nie natrafiłem na nic podobnego, siłą rzeczy nazwę go więc pochodną bułgarskiej gadułki. Czemu starałem się szukać wśród instrumentów irlandzkich? Ponieważ muzyka serwowana nam w grze to typowy wyspiarski folk. Słuchając na przykład wykonania Opowieść o Nuckelavee i wsłuchując się w muzyke rozpoznamy gitarę, skrzypce flażolet no i wokal. Utwory oparte są o typową strukturę zwrotka- refren, chwytliwą melodię i łatwy, lekki tekst. Wszystko pasuje. W The Bard's Tale Osobiście urzeczony jestem balladą Browar Song i to w dodatku w polskiej wersji językowej. Czegoś takiego chyba nie było nigdzie w grach, a od strony tematyki lepszej piosenki nie słyszałem.

World of Warcraft

W Azeroth też mają swoją kapelę... Metalową. (wowwiki.com)

Co prawda nie jest to typowe RPG, a szalenie popularne MMORPG, lecz warto wspomnieć o bardzo ciekawym i humorystycznym akcencie ze strony Blizzard Entertainment. Otóż w World's End Tavern, w Shattrath City, okazjonalnie w Blackrock Depths i na Darkmoon Island można posłuchać kapeli The Tauren Chieftains. Jest to wirtualny odpowiednik metalowego zespołu Level 90 Elite Tauren Chieftain, w którego skład wchodzą członkowie Blizzard. W kapeli z WoWa, ani w ich wyglądzie, muzyce i w instrumentarium nie ma sensu doszukiwać się jakichkolwiek odniesień do tradycyjnej muzyki jakiejkolwiek kultury, bo jest to ukłon w stronę współczesnych nam ciężkich brzmień i humorystyczny akcent ze strony twórców gry. Gitary są iście fantazyjne (równie fantazyjne mogą być wśród metalowych zespołów), a prekusja ze swoimi prymitywnymi bębnami przypominającymi instrumenty afrykańskie świetnie wpasowuje się w klimat gry.

Postacie grywalne

Bohaterowie biegli w sztuce muzycznej nie ograniczają się tylko do bycia postaciami niezależnymi. Są gry komputerowe, w których spośród dostępnych klas można wybrać karierę barda. Cechą wspólną muzykantów kontrolowanych przez gracza jest ich charakter postaci wspomagających. Są zwykle bohaterami, którzy za pomocą muzyki w określony sposób wpływają na drużynę, przeciwników lub otoczenie.

Kamień milowy i jedna z najbardziej rozpoznawalnych gier cRPG, Baldur's Gate dawała możliwość wcielenia się w barda. Jednak potencjał tej postaci nie został w pełni wykorzystany, co prawdopodobnie wynikało z pewnych ograniczeń oryginalnego systemu D&D. Podczas rozgrywki okazywało się, że owy bard był biegły w rzucaniu zaklęć, wspomaganiu drużyny z dystansu i identyfikacji zaklęć. Jedyne co łączyło go z muzyką to możliwość wykonywania, powiedzmy sobie to szczerze – niezbyt efektywnej pieśni wpływającej na statystyki drużyny. Te same założenia dotyczą na przykład Dragon Age: Początek, gdzie bard jest jednym z możliwych rozwinięć Łotrzyka. Postać ta intonuje różne pieśni oddziałowujące nie tylko na sojuszników, ale również na wrogów. Podobnie jest w innych produkcjach RPG lub zbliżonych do RPG, na przykład League of Legends (Sona).

Dość ciekawie i nie tak po macoszemu jak w powyższych potraktowano barda w popularnej grze MMORPG Ragnarok Online. Bard w tej produkcji jest rozwinięciem Łucznika, klasy podstawowej, który później może dodatkowo awansować do Maestro. Jest to raczej support, który za pomocą kilku pieśni roztacza aury zwiększające statystyki sojuszników: szybkość ruchu, szybkość regeneracji, zmniejszenie czasu odnowy umiejętności, zwiększenie punktów ataku. Do tego potrafi za pomocą muzyki unieruchomić lub uśpić wroga. Ciekawostką jest fakt, że oddano do użytku kilkanaście różnorodnych instrumentów, których bardowie mogą używać, od zwykłych fletów i gitar po egzotyczne Gumoongoh stworzone na potrzeby gry (a przynajmniej nigdzie indziej nie spotkałem się z nim). Co ciekawe bardem może być tylko mężczyzna. Kobiecy odpowiednik to tancerka, a razem tworzą duet, dzięki czemu formułują nowe, silniejsze muzyczne zaklęcia.

Maestro Art z gry Ragnarok Online (ragnarok.wikia.com)

Ciekawe w przypadku grywalnych muzykantów może być pewne odniesienie do jednej z najważniejszych cech muzyki: wpływanie na emocje lub stan psychiczny i fizyczny. Dość oczywistym jest, ze muzyka od czasów jej stworzenia oddziaływać miała na odbiorcę. W pewnych przypadkach był to trans,w innych wyzwalanie agresji lub podnoszenie morali. Pieśń nadawała rytm pracom, przez co była ona efektywniejsza. Wszystko to można podpiąć pod realistyczne „podnoszenie statystyk”. Są też w tradycjach ludowych odniesienia do muzyki jako broni. W Kalevali Väinämöinen, najsłynniejszy pieśniarz eposu wygrywa z Joukahainenem walkę na pieśni - ciska nim w bagno jedynie za pomocą głosu. (Fus-Roh-Dah?).

Ponieważ tekst miał na celu nie tyle przybliżyć nam muzykantów z gier RPG, co wskazać pewne cechy wspólne z kulturą muzyczną różnych krajów, tak pozwolę sobie zakończyć go jeszcze jednym rozdziałem i napisać...

...kilka słów o polskiej muzyce ludowej

Gdy byłem dzieckiem tradycyjna muzyka ludowa przez rówieśników była uważana za obciach. Żaden dzieciak tego nie słuchał, bo przecież to nie było fajne. Później bardziej kręcił mnie folk irlandzki, bliskowschodni, bałkański... Dopiero potem zwróciłem się ku muzyce polskiej, a niedawno, wraz z bardzo nasiloną świadomością i wzrostem zainteresowania polską wsią zacząłem uważać naszą muzykę folkową i folklorową za niesamowitą i bogatą. Muzyk lub może bardziej muzykant, czy to na instrumentach, czy za pomocą głosu zawsze zajmował wyjątkowe miejsce wśród społeczności, szczególnie wiejskich. Był łącznikiem między sacrum i profanum, muzyka dawała nie tylko rytm codziennym pracom, ale sięgała ponad to, co ludzkie. Szeptunki, które do dziś można spotkać w paru regionach Polski uważane były za kobiety, które potrafiły między innymi leczyć głosem. Wprawiały ciało i umysł w stan samouzdrowienia. Oczywiście to nie jest nasze oryginalne wierzenie, od zarania dziejów muzyka i wykonujący ją szamani wprowadzali w trans, leczyli i łączyli się z bogami właśnie za pomocą dźwięków (był to często świdrujący śpiew transowy, tak zwany gardłowy sięgający barwnego dwugłosu, mający korzenie wśród syberyjskich szamanów i tybetańskich mnichów).

Wesele, 1950 rok (Fundacja Muzyka Odnaleziona)

Tak jak wspomniałem grajek na polskiej wsi był wyjątkowy. Z reguły, jak to twórcy ludowi, byli w dużej mierze samoukami, po części pewną wiedzę zdobywali od starszych i bardziej doświadczonych. Nie mieli jednak wykształcenia muzycznego. Nie czytali nut, instrumentów używali instynktownie, do dziś istnieją spory między muzykami ludowymi, a "wykształciuchami" w kwestii trzymania skrzypiec podczas gry. Muzycy ludowi trzymają je tak jak chcą, w różnych pozycjach, podczas gdy ci drudzy zarzucają im nieprofesjonalizm i twierdzą, że skrzypce powinny leżeć tylko i wyłącznie przy brodzie. Ehh. Jeden z najbardziej uznanych skrzypków ludowych, Jan Gaca, którego niestety  nie ma już wśród nas (a informacja o jego śmierci w 2013 roku bardzo mnie zasmuciła) miał szczęście w życiu. Jego ojciec postanowił, że Jaś nie będzie pracował w polu, jak to powinno wyglądać, ale ma grać na weselach, bo to pozwoli mu lepiej utrzymać rodzinę. I właśnie tak było. Gaca miał talent do muzyki, wybił się i stał się sławny, grał nawet koncerty w USA. Sam często wspominał bardzo ciekawą rzecz. Muzycy, mimo swojej wyjątkowości byli w społecznościach wiejskich "terroryzowani". Wesela były głównym środkiem ich utrzymania i to na nich grywali, jednak nie wyglądało to z reguły tak jak dziś - przyjeżdża zespół i gra swój przygotowany wcześniej repertuar. Wtedy muzykanci musieli grać to co goście chcieli, nawet jeśli nie znali melodii. Po prostu ktoś ją wygwizdywał, śpiewał lub nucił kilkanaście taktów, a muzyk miał za zadanie grać do tego tak, by goście weselni mogli pośpiewać i potańczyć. Zwykle to były pieśni miejscowe, znane zamkniętym, lokalnym społecznościom i dlatego było trudniej. Ratowała tylko pewna cecha wspólna polskich oberków, czy polonezów. Jeśli muzyk nie potrafił sprostać wymaganiom gości, dostawał w papę i był wyrzucany, tak po prostu. Gaca chwali się tym, że nigdy mu się nie oberwało, po prostu był za dobry. Z muzyką na wsi wiąże się jeszcze jedna ciekawostka. Nie zawsze powstawały kapele złożone z kilku muzyków. Często była to tylko jedna osoba, czasem duet. Jan Gaca, gdy szedł sam na wesele, zarzucał na plecy skrzypki, basy, brał pod pachę bębenek i szedł na miejsce. Tam rozglądał się, pokazywał "Ty i ty, będziecie mi akompaniować". I ludzie akompaniowali. Czasem nieudolnie, ale to robili, trzymali rytm, odgrywali melodie... Chodzi o to, że muzyka i poczucie rytmu były w ludziach mocno zakorzenione. Przykładem może być mazurek, taniec i forma muzyczna do dziś bardzo żywa w paru regionach Polski. Mazurek potrafił być grany w kilku formach przechodzących jedna w drugą, różniących się od siebie czasem bardzo nieznacznymi detalami (podobnie jest w innych kulturach, na przykład w tradycyjnej muzyce irlandzkiej reel, jig, oba w różnych odmianach, przechodziły płynnie między sobą w jednym „utworze”). Tancerze instynktownie wyczuwali te subtelne różnice i zmieniali kroki, charakter tańca i śpiewu. Pieśni towarzyszyły wszystkim pracom, pozwalając utrzymać ich rytm i tempo. W takich właśnie okolicznościach pojawił się charakterystyczny dla Polski i kilku innych krajów śpiew biały. Technika trudna, która przekazywana była właściwie z ust do ust (do dziś nie ma szkoły muzycznej, gdzie fachowo uczy się tego rodzaju śpiewu) przez swoją donośność przystosowana była do otwartych przestrzeni pól i gwarnych tawern. Muzyczny folklor Polski jest specyficzny. Choć mamy bardzo duże zróżnicowanie form muzycznych, niejednokrotnie skomplikowane rytmicznie, to melodie (w obrębie jednego utworu) często są mocno powtarzalne, wręcz zapętlone nadając im hipnotyczny charakter. Właśnie ta powtarzalność jest zbliżeniem się do sacrum. Monotonna, powtarzana w kółko melodia z jednostajnym rytmem hipnotyzuje i wprowadza w trans, wyostrzając zmysły, modulując nasze uczucia i percepcję rzeczywistości. Powtarza się to w wielu kulturach i jest wykorzystywane do naszych czasów również we współczesnej muzyce popularnej. Tę folklorową powtarzalność i monotonię wyraźnie słychać na poniższym filmie (2:07) przedstawiającym świetnego skrzypka Józefa Zarasia dającego „występ” w 1985 roku w Przysusze. Zwróćcie uwagę na jego zdecydowane, żywe ruchy, tych ludzi gromadzących się wokół niego. Tę pełną skaz i niedoskonałości wynikających z braku wykształcenia muzycznego, ale niesamowicie skomplikowaną technicznie, monotonną i cudowną melodię. Folklor pełną gębą. Zresztą, polecam cały wywiad.

Niestety aktualnie odchodzą od nas ci prawdziwi wiejscy muzykanci. Na szczęście dla nas jest grupa ludzi, którzy pragną kultywować tradycje swoich ojców i dziadków. Nie chodzi mi nawet o zespoły inspirujące się tradycyjną muzyką i instrumentarium (Kapela ze Wsi Warszawa, Żywiołak, Village Kollektiv), ale całkowicie nieznanych ludzi, którzy grywają na wciąż żywych potańcówkach w domach kultury w zwykle mniejszych miasteczkach. Olbrzymią robotę wykonał Oskar Kolberg ( rok 2014 jest Rokiem Kolbergowskim upamiętniającym działalność tego znamienitego etnografa), który podróżując po Polsce spisał między innymi wiele utworów muzycznych ratując od zapomnienia. Świetną inicjatywą jest też fundacja Muzyka Odnaleziona, która archiwizuje zdjęcia, wywiady, nagrania i opisy polskich muzykantów. Polecam odwiedzenie ich strony internetowej i facebookowej. Rodzima muzyka ludowa to niezmiernie obszerny temat, pełen świetnych, magicznych opowieści, które zastały spisane w kilku książkach i wywiadach. Polecam, jeśli nie uważacie, że jest to obciach.

***

Jak można zauważyć muzykanci, bardowie, skaldowie, trubadurzy i kapele w grach RPG są obecni. Czasem tylko duchem (w wielu karczmach słychać skoczną muzykę, ale nie widać nigdzie muzyków), czasem jako całkiem ciekawe urozmaicenie świata przedstawionego. Ich muzyka i instrumentarium zwykle są inspirowane kulturą i historią różnych narodów, lecz potraktowane jest to zwykle po macoszemu. Usprawiedliwieniem jest fakt, że z reguły RPG to światy fantasy mające swoje prawa i pozwalające sobie na wiele. Są również tytuły, w których możemy wcielić się w rolę barda, jednak nasza styczność z muzyką jako taką jest mocno ograniczona. Niemniej jednak bardzo podoba mi się fakt, że tu i ówdzie spotykamy na swojej drodze muzyków. Czy znacie jeszcze jakieś tytuły, gdzie występują muzykanci? A może coś spoza gatunku RPG?

Maurycy
18 marca 2014 - 18:25