O nie nie. Sequela Blood Dragon to my nie chcemy panie Evans - Piras - 3 kwietnia 2014

O nie, nie. Sequela Blood Dragon to my nie chcemy, panie Evans

Padłeś? Powstań. Wstałeś? Nie padaj. Nie, wcale nie chodzi o cykl snu czy poranne wstawanie. Odnosząc te słowa do elektronicznej rozrywki powinno się dostrzec, że kiepską, nietrafioną produkcję należałoby przysypać dobrą kontynuacją, a tą absolutnie ciekawą i ambitną zostawić w spokoju i pamięci graczy.

Wbrew pozorom, sam nieraz potrafię zaprzeczyć tej tezie, bo chcę kolejnego Far Cry’a. Dlaczego to źle z punktu widzenia mojej drugiej półkuli mózgowej? Ano dlatego, że trzecia część sprawnie zamknęła będącą jeszcze na tą chwilę – trylogię. Pozwoliła zapomnieć o słabszej dwójce, która potencjał miała całkiem spory, ale przekombinowano. W rzeczywistości najnowsze dzieło Ubisoftu pozwoliło mi zapamiętać tą serię tak, jak za pierwszym razem ją poznałem. Czyli z intrygą i szerokorozumianym widowiskiem. Chcę ujrzeć nową odsłonę jedynie dlatego, że jako całość, trójka wyjątkowo przypadła mi do gustu. Nie chcę natomiast się rozczarować, bo ciężko będzie zaspokoić apetyt po tak niespodziewanej, świetnie zaprojektowanej bombie, a zwieńczenie serii właśnie w niewłaściwy sposób,  nie jest fajne. Jest krytyczne.

Padłeś?(Far Cry 2) – Powstań(Far Cry 3). Wstałeś?(Far Cry 3) Nie padaj (Far Cry „4”)

Więc jeszcze raz.

Wstałeś? (FC3: Blood Dragon) – Nie padaj! (Blood Dragon – sequel)

Kontynuacja tego dzieła, byłaby dla niego szalenie szkodliwa. Mogłaby być lepsza technicznie, mechanicznie, pod względem scenariusza, ale przecież istotą tego niezależnego dodatku nie jest gameplay’owy fenomen, lecz idea, specyficzny styl, niepowtarzalność.

Społeczność grająca w ten osobny dodatek dzieli się prozaicznie na dwie grupy. Szczerych fanów oraz tych, którzy na tą grę plują. Stanę gdzieś między nimi, bo i ci, i ci mają sporo racji. To wyjątkowy tytuł, którego rynek potrzebował chociażby dlatego, byśmy jeszcze raz, w pigułce liznęli kino akcji, sci-fi oraz gry z lat ’80, ’90. W takiej pigułce z mocną dawką czegoś nielegalnego, mocnego, wywołującego różny, z reguły ten pozytywny stan. Taki jest Blood Dragon. Parodiuje growe i kinowe tytuły jednocześnie przenosząc nas w te klimaty. Czasami to absurdalne, ale z reguły zabawne i przyjemne.

To ciekawe doświadczenie… na raz. Nie powinniśmy tego przechodzić jeszcze raz, nie powinniśmy zastać kolejnej części, gdyż to właśnie ta wyjątkowość wysoko plasuje Blood Dragon. W rzeczywistości już półtorej godziny po rozpoczęciu przygody wdziera się nuda i monotonia, przez co nawet ten krótki czas wystarczyłby do wywnioskowania tego, czym ta produkcja jest i co chce nam przekazać. Po nicości jaką jest środkowa część gry, finisz podnosi na duchu, ale to tak w nawiasie. Zresztą więcej o BD przeczytacie w bardzo dobrej i przyjemnej w odczycie recenzji fsm'a.

Ta specyficzna wizja, mnóstwo odniesień, otoczka wizualna, świetna ścieżka dźwiękowa i komentarze bohatera, bezsensowna i ograniczona rozgrywka. Cała kwintesencja. Nie potrzebujemy tego więcej. To jest, działa jak powinno i cieszmy się. Doświadczenie nietypowe, acz jak najbardziej pozytywne.

To wszystko przez tego gościa, którego zwą Jason Eisener. Przyjaciel Deana wrzucił to zdjęcie zapowiadając i prezentując soundtrack Blood Dragona w takiej formie. No a w tle...

Z kolei wychodzi na to, że Dean Evans, odpowiedzialny za realizację tego projektu, już szykuje kontynuację – niejakiego Blood Dragon 3: Vietnam War 2. Po znanym humorze i grupie absurdów, nazwa wcale nie powinna dziwić. Mało tego, tak bardzo pasuje w styl, że brzmi naprawdę prawdopodobnie.

Poszlak jest więcej, ale zalały już pewnie polskie serwisy swoimi szczegółami, toteż oszczędzę sobię tych nowinek. Nie czuję jednak potrzeby, by nawet po tym, jak takowa gra rzeczywiście pojawi się na rynku, oglądać bynajmniej z zaciekłością materiały wideo z rozgrywki na Youtube, bo kompletnie nic to nie zmieni. To samo w lepszej formie. Ciastko o jednocześnie ciekawym i niecodziennym smaku już zjadłem i więcej nie pragnę. No, chyba że byłoby wyjątkowe nawet zważając na uprzedni smak, w co wątpię.

Poza oczywistym, komercyjnym celem, nie widzę faktycznego powodu, by Blood Dragon miał trafić na rynek. Gdy tak się stanie, zapewne sprzeda się całkiem dobrze, ale z całą pewności sporo graczy nie pomyśli nawet o kupnie –biorąc pod uwagę chociażby stosunek ceny do jakości produktu, który pośrednio w jakimś stopniu znają.

Zwłaszcza, że musiałoby to funkcjonować i tym razem na technologii i systemie Far Cry’a 3, bo inne opcje są mało prawdopodobne. Więc ten sam schemat, zbliżony styl i model rozgrywki, co w takiej sytuacji jest dla mnie niedopuszczalne. Jest możliwość, że będzie to coś zupełnie niespodziewanego, ale po zaskakującej "Krwi Smoka", ciężko będzie odczuć jednakowo mocne emocje.

Piras
3 kwietnia 2014 - 18:06