Czy przygodówka o grafice rodem z 16-bitowych jRPG może być przerażająca? - OsK - 3 kwietnia 2014

Czy przygodówka o grafice rodem z 16-bitowych jRPG może być przerażająca?

Jakoś nie interesowały mnie przenośne konsole sony i prawdopodobnie nigdy nawet nie miałbym żadnej w ręku, gdyby znajomy nie postanowił mi pożyczyć swojego egzemplarza. Zabawne, że zrobił to tylko w jednym celu: Masz, zagraj w to. – Powiedział. – Taka przygodówka, ale przebija klimatem Amnesię.

W Amnesię nie grałem, więc się nie wypowiem, ale atmosfera w Corpse Party  jest naprawdę przerażająca.

Po pierwsze, nie dajcie się oszukać screenom z gry. Może wygląda ona na RPG, ale to naprawdę jest przygodówka. Eksplorujemy kolejne pomieszczenia, zbieramy przedmioty i zastanawiamy się, jak można je wykorzystać, żeby przejść dalej.

Ładnie narysowanych, utrzymanych w mangowej konwencji, pełnoekranowych obrazków zbyt wielu nie ma, więc istnieje niebezpieczeństwo, że oglądając screenshoty wyłapiecie przypadkiem wszystkie z nich. Przez większość rozgrywki oglądamy te małe, niewyraźne ludziki i czytamy kolejne linijki tekstu. Nie prowadzimy żadnych walk, nie rozwijamy poziomów, nie zbieramy pokemonów. Ale zabawy i tak jest sporo…

Tylko że „zabawa” nie jest najlepszym słowem, bo gra po prostu zgniata odbiorcę klimatem. Głównymi bohaterami są uczniowie japońskiej szkoły, osoby w wieku od 14 do 17 lat. Postanowili sobie urządzić zabawę w wywoływanie duchów, odprawili jakiś niegroźny rytuały, mający na celu utrwalić ich przyjaźń (polegał na rozerwaniu papierowego człowieczka) i, mówiąc najprościej, wszystko poszło nie tak, jak powinno.

Okazuje się, że nad szkołą ciąży jakaś mroczna klątwa, związana z tajemniczymi morderstwami, które wydarzyły się tam wiele lat wcześniej. Bohaterowie zostają wrzuceni w przestrzeń, istniejącą między wymiarami – zamknięci w szkole sprzed lat, bez jakiejkolwiek możliwości ucieczki (okna i drzwi prowadzące na zewnątrz są jak atrapy). Podczas eksploracji natykają się na tajemnicze przedmioty, zwłoki w różnym stanie rozkładu i duchy, których intencje zazwyczaj są niejasne dopóki bohaterowie nie przekonają się o nich na własnej skórze.

Gra jest naprawdę brutalna, ponad wszelką wątpliwość to jedna z najbrutalniejszych gier, w jakie kiedykolwiek grałem. Nie wiem nawet, czy nie wybiła się pod tym względem na pierwsze miejsce. Sporą zasługę odgrywa w tym fakt, że prawie cała makabra nie jest pokazywana wprost, ale przedstawiana w opisach, co znacznie bardziej oddziałuje na wyobraźnię. Do tego bohaterami są dzieciaki, a to, co im się przydarza, sprawia wrażenie zbioru różnych, najbardziej creepy motywów z horrorów.

Niesamowitą rolę odgrywa dźwięk – podkład wprowadza niepokój dosłownie od pierwszych scen, a głosy postaci są tak znakomicie podłożone, że nawet podczas najbardziej zakręconych sytuacji dalekie są od komizmu.

Wisząca w powietrzu tajemnica i nieustanna niepewność, co zobaczymy w następnym pomieszczeniu, sprawiają, że każde otwarcie drzwi i każda opcja dialogowa zmuszają nas do rozważania za i przeciw. Już na samym początku zostajemy zapoznani ze wszystkimi bohaterami i zadziwiająco szybko zaczynamy się do nich przywiązywać. Niestety, śmiertelnością przebijają oni nawet bohaterów The Walking Dead…

Gra nie straszy nas pustą makabrą, nienaturalnie zdeformowanymi ciałami itp. Potwory nie wyskakują na nas z głośnym BU! Zamiast tego mamy absolutnie przytłaczającą atmosferę. Jeżeli Hitchcock mówił o filmach, że powinny zaczynać się od trzęsienia ziemi, a później napięcie powinno narastać, Corpse Party  jest dosłowną ilustracją, jak to powinno wyglądać w grywalnym horrorze. Sporą rolę odgrywają też różnego typu drobiazgi – wyobraźcie sobie sytuację, w której podchodzicie do szafki, żeby sprawdzić, czy nie ma w niej czegoś interesujące do zabrania i nagle stwierdzacie, że jest ona wypchana ludzkimi włosami (zbliżenie na szafkę). Coś w tym momencie wzbudza waszą niepewność i postanawiacie szafkę sprawdzić jeszcze raz, po przeklikaniu opisu, chwilę przed wyłączeniem przybliżenia, pośród włosów miga jakaś upiorna twarz. Później możecie szafkę sprawdzać nawet kilkadziesiąt razy, ale twarz nie pojawi się ponownie. Mignięcie było na tyle szybkie (I tylko za drugim razem, nie za pierwszym), że w pewnym momencie tracicie nawet pewność, czy na naprawdę cokolwiek się tam pokazało, czy tylko wam się wydawało z uwagi na późną godzinę gry…

Dreszcz potrafią wzbudzić przede wszystkim niektóre sytuacje, w jakie wrzuceni zostają bohaterowie. Wyobraźcie sobie, że przez cały rozdział zbieracie jakieś kartki, na których dziecko sprzed lat zapisało wspomnienia, jak zostało w podobnej sytuacji zamknięte z koleżanką. Postanowili ciągnąć losy – przegrany miał zjeść wygranego (nie chcieli tego robić, ale byli już skrajnie głodni i chcieli, żeby choć jedno z nich przeżyło). Na kolejnych stronach pojawiają się szczegóły sugerujące coraz wyraźniejsze odchodzenie od zmysłów autora notatek (zabranie gałek ocznych na pamiątkę, późniejsze połknięcie ich itp…). Gra na różne sposoby informuje, że przeczytanie wszystkich kartek doprowadzi bohatera do obłędu, jeżeli nie będzie miał dość silnej woli. Po drodze „spotykacie” nawet resztki tych dzieciaków z przeszłości. Mimo wszystko doczytujecie do końca. W tym momencie ekran się ściemnia, a bohater budzi się po chwili nad zwłokami swojej koleżanki i czuje w ustach krew. Okazuje się, że właśnie (być może oszalał na skutek czytania zapisków, ale możliwe, że od początku wydawało mu się, że widzi co innego, niż się działo) sam zjadł swoją znajomą. Kiedy zaczyna krzyczeć i płakać z przerażenia, w pewnym momencie słyszymy mlaskanie i domyślamy się, że mimo łez nie umiał się powstrzymać i wrócił do konsumpcji. Po prostu creepy.

Pojawia się napis „Wrong End”. Więc teoretycznie przegraliśmy, bo żeby odblokować kolejny z pięciu rozdziałów, musimy znaleźć prawdziwe zakończenia (nie mylić z „dobrym zakończeniem”), ale nawet „wrong end” jest w tej grze satysfakcjonujący i uczy nas czegoś więcej na temat wydarzeń w upiornej szkole.

Gra nie jest idealna, prawdę mówiąc jest od tego dosyć daleka. Szczególnie nie podobało mi się, że w niektórych momentach, jeżeli gramy pierwszy raz, po prostu nie da się uniknąć śmierci. No i – co wydało mi się jeszcze gorsze – nigdy nie wiemy, jak działać, żeby doprowadzić do właściwego zakończenia. Czasem musimy myśleć i podchodzić do problemów roztropnie, a czasem gra wymaga od nas, żebyśmy ignorowali wszystkie wskazówki i robili dokładnie te rzeczy, które drażnią (lub bawią) u bohaterów filmowych horrorów. Do tego, żeby poznać całość historii, będziemy musieli czasem nawet specjalnie szukać złych zakończeń.

Ale to sprawy drugorzędne. Najważniejszy jest sam klimat i satysfakcja z pokonywania kolejnych trudności. Jeżeli ktoś oglądał serię Another lub zna Higurashi no naku koro ni i chciałby zagrać w przygodówkę, która zapewni podobne emocje, Corpse Party, mimo niezachęcającego tytułu i niepozornej grafiki (oglądając screeny nie rozumiałem, jak to może straszyć), jest pozycją wartą polecenia.

/Wersja na PSP to remake znacznie starszej edycji PC, ale w pierwotną wersję nie grałem, więc nie wiem czy wprowadzone zmiany wyszły jej na plus czy na minus/

OsK
3 kwietnia 2014 - 19:59