Iglica Sfer czyli krótko o moich ulubionych uniwersach z gier wideo - Rasgul - 18 kwietnia 2014

Iglica Sfer, czyli krótko o moich ulubionych uniwersach z gier wideo

Kolejne generacje konsol przynoszą nam duży postęp w dziedzinie gier wideo. Technologia idzie do przodu, a wraz z nią wymagania klienta co do produktu. Sięgając pamięcią ery NESa, widać, że dawniej nie interesowało nas zbytnio nic poza tym stalowym trzonem – grafiką, rozgrywką oraz fabułą. Wraz z wejściem techniki 3D do branży elektronicznej rozrywki, liczyć zaczęły się inne elementy składowe każdej produkcji. Dziś ciężko wyobrazić sobie produkcję bez dobrej oprawy dźwiękowej, elementów immersji, dobrze napisanych postaci czy wreszcie – porządnie przedstawionego świata, w którym dzieje się akcja. Tym ostatnim chciałbym się zająć. Przedstawić Wam swoje ulubione uniwersa czy miejsca z moich ukochanych tytułów i opowiedzieć co urzekło mnie w nich najbardziej.

źródło: stalker.pbf.c0.pl

Do stworzenia wpisu nakłoniło mnie zaproszenie do wzięcia udziału w Karnawale Graczy Blogerów od samej organizatorki. Miałem już okazję brać udział w tym przedsięwzięciu i stworzyłem przy tym mały felietonik o kobietach w grach wideo. Temat siódmej już edycji idealnie mi podpasował. Traktuje on właśnie o wirtualnych światach oraz ich designie. Jeżeli też jesteście blogerami, tworzącymi wpisy głównie o elektronicznej rozrywce, to ciężko, żebyście przegapili tę inicjatywę! To tak w ramach marketingu. Teraz przejdźmy do sedna.

Tło dla naszych przygód jest niezwykle ważnym, nieodzownym elementem każdej produkcji. Staram się je doceniać jak najbardziej mogę, o ile zdoła mnie zaintrygować. Bez dobrze zaprojektowanych, ładnie wyglądających oraz urzekających historią lokacji odczuwam pewną pustkę. Mam wrażenie, że finalny produkt jest niekompletny. Brakuje w nim tego piękna, które mógłbym uznać za dzieło sztuki i napawać się nim, gdy wczytuję po raz kolejny zapisany stan rozgrywki. Muszę poczuć ten cudny klimat, jakiego próżno szukać mi w szarym życiu rzeczywistym.

Jak wiemy piękno jest jedną z najbardziej subiektywnych rzeczy na świecie. Dla jednych piękno oznacza kleks z atramentu rozmazany na płótnie, dla innych jest to naga Megan Fox. To wszystko zależy od każdego z nas, bo w końcu ile ludzi, tyle różnych gustów. To samo tyczy się światów w grach. Dlatego też niektórzy wolą raczej zagłębiać się w baśniowe krainy rodem z Final Fantasy czy Fable, zamiast dławić się mrokiem statku USG Ishimura w Dead Space. To zależy od nas, do którego miejsca wolimy uciec.

źródło: gdefon.com

Osobiście jestem zwolennikiem klimatów postapokaliptycznych oraz dark fantasy. Czyli jak widzicie tych przygnębiających, mrocznych, odzwierciedlających w dużym stopniu życie rzeczywiste lub posiadających z nim jakieś powiązania. Postapo kojarzy mi się głównie ze Stalkerem oraz Metro 2033 – prawdziwymi wskaźnikami jak powinno robić się gry w takich uniwersach. Obie są słowiańskim, bardziej realistycznym podejściem do życia po zagładzie. Fallout pomimo świetnych projektów zniszczonych, amerykańskich prowincji, wydaje się być zbyt kolorowy oraz wesoły. Dla mnie nie różni się niczym innym od takiego Fable, poza scenerią. Denerwuje mnie, gdy walczę o życie z jakimś gościem w stroju imitującym kowboja, a we tle przygrywa mi wesoły pop z lat ‘80. To ze sobą kontrastuje, przez co gubię się i zaczynam myśleć, że sama produkcja jest raczej parodią gatunku. A nawet jeśli jest, to jest to parodia zdecydowanie niesmaczna. Metro czy Stalker to zupełna odwrotność. Tutaj wszystko skąpane jest w szarości, nie ma dobra czy zła, a liczy się wyłącznie walka o przetrwanie. Nie można tu nikomu ufać, ciężko liczyć też na pomoc, kiedy każdy może wbić ci nóż w plecy podczas twojej nieuwagi. Tutaj gaśnie wszelka nadzieja. Przypominają nam o tym krajobrazy, posiadające w sobie dziwne piękno, ale też i każdy dialog z napotkanym NPC. Tu śmierć czyha poza ścieżką, a żeby z niej zejść wystarczy jeden zły krok. Podoba mi się także widok ludzkości próbującej kombinować wszystko ze wszystkim, byle przeżyć następny dzień. Prowizoryczne kombinezony, bronie z poprzylepianymi na taśmę celownikami, budynki zbite z kilku zardzewiałych blach… to ma swój urok. Piękno, które doceniłem ponad jakieś magiczne, elfickie zamki.

Nie znaczy to jednak, że takiego czystego fantasy nie lubię. Jeśli chodzi o moje uniwersa osadzone w imitujących średniowiecze miejscach, to jestem wielkim miłośnikiem światów Dragon Age, Gry o Tron, WarCrafta, Wiedźmina czy Władcy Pierścieni.

Dragon Age, Grę o Tron i Wiedźmina pokochałem za to samo, co Metro czy Stalkera. Nie są aż do bólu kolorowe. Pełno w nich brutalności, krwi, rasizmu, seksu, brudnej polityki, chamstwa, nieczystych zagrań. Są mi bardziej bliższe, bo pokazują nasz świat w krzywym zwierciadle, a przy tym skłaniają do myślenia. Do tego Ferelden czy Temeria to niezwykle piękne, malownicze krainy, a zarazem niebezpieczne krainy. Rojące się od bandytów czy innych potworów.

źródło: pinger.pl

WarCraft oraz Władca Pierścieni należą do tych bardziej baśniowych fantasy, jednak akurat w ich przypadku jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza. Głównie przez to, że darzę je wielkim sentymentem. To od nich zaczynałem swoją przygodę z fantastyką, przez co stały się dla mnie synonimem tego słowa. Nigdy nie zapominam o Azeroth oraz Śródziemiu, które są ogromne i posiadają przy tym duże zaplecze fabularne. Nie wiem czy komuś udało się ogarnąć każdy ich smaczek.

Wszystkie te wirtualne światy za coś pokochałem i pewnie za kilka lat lista się poszerzy. Ale zanim to nastanie mam do Was jedno pytanie. Jakie są Wasze ulubione uniwersa z gier wideo?  Dajcie znać w komentarzach!


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

Rasgul
18 kwietnia 2014 - 17:30