Recenzja Bully na PlayStation 2 – nie ma szkoły idealnej - Brucevsky - 7 maja 2014

Recenzja Bully na PlayStation 2 – nie ma szkoły idealnej

Brucevsky ocenia: Bully
76

Bully jest kolejnym odważnym pomysłem Rockstar, tego nie sposób nie przyznać. Sandbox, którego akcja toczy się w jednej z amerykańskich szkół i którego bohaterami są uczniowie i nauczyciele to nie lada koncept, coś nowego i wywołującego bardzo dobre pierwsze wrażenie. Specjaliści od wielkich, skrywających masę sekretów piaskownic nie zawiedli i zdołali ten ciekawy zamysł przekuć w bardzo dobrze wykonany tytuł. Niestety tym razem nie wszystko im się jednak udało.

W Bully wcielamy się w buntowniczego Jamesa „Jimmy’ego” Hopkinsa, który trafia do prestiżowej Akademii Bullworth, by tam kontynuować swoją edukację. Nastolatek ma zadbać o siebie i swoją przyszłość w czasie gdy jego matka i nowy ojczym będą się bawić w najlepsze na swoim miesiącu miodowym. Bohater szybko odkrywa, że w szkole funkcjonuje kilka grup społecznych, subkultur, które ze sobą rywalizują. Chcąc zapewnić sobie komfortowe warunki życia w campusie, postanawia zostać liderem każdej z nich i zyskać szacunek oraz posłuch wśród rówieśników.

Przedstawiona w grze historia wygląda na prostą i taka w rzeczywistości jest. Szybko wychodzi na jaw, że autorzy nie mieli do końca pomysłu na opowieść o Jamesie i jego losach w Bullworth Academy i nie przygotowali żadnych emocjonujących zwrotów akcji czy ciekawych wydarzeń. Wystarczy kilka godzin zabawy, by stwierdzić, że potencjał fabularny gry nie został wykorzystany. Nieco bezsensownie i zupełnie niepotrzebnie zepchnięto na dalszy plan Gary’ego Smitha, który mógł być świetnym antagonistą, a całość oparto na prostym i oklepanym motywie „od zera do bohatera”. Tym samym niezbyt ciekawa historia szybko wypada z roli elementu, zachęcającego do spędzenia kolejnych godzin w świecie Hopkinsa i jego rówieśników.

Na szczęście Bully broni się systemem, dopracowaną mechaniką, nieźle zaprojektowanym światem i nawet ciekawymi misjami. Bardzo przyjemny system walki, w którym czuć siłę zadawanych ciosów, sprawia, że nawet częste pojedynki na pięści nie wywołują znużenia. Spora różnorodność zadań, które wymagają nie tylko walk, ale też działania w ukryciu, pstrykania fotek, eskortowania czy znajdowania określonych przedmiotów, tylko dodatkowo zwiększa atrakcyjność zabawy. W Bully nie brakuje wyzwań i rzeczy do zrobienia, jest sporo misji dodatkowych, można ścigać się na rowerach lub gokartach, podrywać dziewczyny, bawić się w kuriera, a także śrubować wyniki w mini-grach na rozstawionych tu i ówdzie automatach. Spragnieni różnorodności nie będą mieli powodów do narzekań.

Źródło: guide2games.org

Bully nawet dzisiaj bardzo dobrze wygląda, choć zainteresowani powinni raczej poznawać historię Jimmy’ego na PC lub X360, gdzie odpowiednio poprawiono grafikę w stosunku do oryginału z PlayStation 2. Dużo bardziej dyskusyjna jest strefa dźwiękowa. Z jednej strony są całkiem nieźle napisane i znakomicie zagrane przez aktorów dialogi. Z drugiej dobrą zabawę poważnie utrudnia muzyka. W Bully jest mnóstwo irytujących kawałków, a najbardziej zawodzi towarzyszący przygodzie Hopkinsa przez większość czasu motyw przewodni. Ten utwór potrafi wyprowadzić z równowagi nawet co spokojniejszego domownika.

Bully jest solidną produkcją osadzoną w ciekawych realiach, choć nie brakuje jej wad.  Twórcy przygotowali długi, zapewniający masę rozrywki tytuł, w którym bardzo przyjemnie można powalczyć na pięści, sprawić kilka dowcipów, poszwendać się po campusie uczelni i pobliskim miasteczku, a i wykonać kilkanaście intrygujących misji. Gdyby tylko fabuła była lepsza, a ścieżka dźwiękowa nie zawodziła to mielibyśmy do czynienia z wartym ogrania nawet dzisiaj przebojem, czołowym tytułem w bibliotece PlayStation 2. W tej sytuacji jednak mamy tylko i aż solidnego sandboxa w nieznanym wcześniej uniwersum, który niekoniecznie trzeba dziś wpisywać na listę „lektur obowiązkowych”.

Brucevsky
7 maja 2014 - 19:31