Recenzja Sąsiadów. Ciało Zaca Efrona to jedna wielka strzałka wskazująca jego... - fsm - 14 maja 2014

Recenzja Sąsiadów. Ciało Zaca Efrona to jedna wielka strzałka wskazująca jego...

...przyrodzenie. A jak! Przynajmniej tak stwierdził Seth Rogen w jednej z bardzo sympatycznych scen tego zabawnego filmu. A w zasadzie to strasznie śmiesznego. Sąsiedzi okazali się być tacy, jakimi rysowały ich opinie recenzentów i widzów z zachodu. Dobrze wykonaną, wulgarną komedią made in USA, ze zdolną obsadą, masą nie pokazanych w zwiastunie żartów i zaskakującą, jak na tak durnowaty film, dawką głębi. Jeśli tak jak ja lubicie 21 Jump Street, To już jest koniec, Chłopaki też płaczą, Idola z piekła rodem, Wpadkę, 40-letniego prawiczka, Zacka i Miri (który nakręcili porno z Kevinem Smithem) i tego typu humor, to zapraszam dalej. W sumie to wszystkich pozostałych też zapraszam. Taki jestem gościnny.

- Joł, broł. - Joł, joł. - Totalnie.

Punkt wyjścia w Sąsiadach jest zabawny i dający nadzieję na solidne 90 minut rechotu. Mac i Kelly są po trzydziestce, dorobili się domu z hipoteką oraz uroczej, malutkiej córeczki. Ot, sielanka rodzicielstwa przetykana tęsknotą za utraconym, imprezowym życiem, która mogłaby trwać jeszcze długo. Ale na szczęście dla rozwoju fabuły, do domu obok wprowadza się bractwo studenckie dowodzone przez pana przewodniczącego Teddy'ego (Efron) i jego zastępcę Pete'a (Franco). A wraz z nimi nadchodzi czas melanżu, alkoholu, palenia trawy i robienie z siebie idiotów na własnym (cudzych też) podwórku. Kontrast między teoretycznie spokojną młodą rodziną, a teoretycznie nieokiełznanym i dzikim bractwem to podstawa konfliktu napędzającego film. Podstawa, która się sprawdza!

Grzeczna para młoda...

Dlaczego "teoretycznie"? Bo twórcy Sąsiadów wyposażyli swoich bohaterów w nieco więcej osobowości i serca, niż zwykło się to oglądać w głupich komediach. Szef bractwa nie jest więc tępym osiłkiem, który się tylko obija, a jego zastępca nie słucha rozkazów bez mrugnięcia okiem. Z kolei Mac i Kelly (początkowo chcący się zakumplować z nowymi sąsiadami) zdecydowanie nie są krystalicznie czyści, łatwo dają się sprowokować i szybko dorównują studentom w zaciekłości przygotowywanych psikusów. No i super, bo dzięki temu łatwiej uwierzyć w te postacie, a sami aktorzy (w szczególności Zac Efron, serio!) mogą pokazać nieco swojego talentu. Rogen jest sobą, Dave Franco już dał się poznać jako zabawny gość, ale poza Efronem miło zaskakuje też Rose Byrne, która "komediowo" nie ustępuje ani na krok swym towarzyszom z planu.

...kontra grzeczni, przedsiębiorczy młodzieńcy!

Sąsiedzi zajmują nieco ponad 90 minut i przez cały czas trwania seansu uśmiech nie schodził mi z twarzy. Oczywiście donośnego, powodującego zadławienie, rechotu nie ma aż tak dużo, ale szczera radocha z oglądanych na ekranie wydarzeń generowana jest w zasadzie non-stop. Jeśli rozbawił was zwiastun, to jestem przekonany, że rozbawi was reszta, szczególnie, że wszystkie najlepsze żarty nie zostały użyte w reklamie - na widza czeka jeszcze sporo niespodzianek (od magicznej sztuczki z penisem Dave'a Franco, przez upaloną gadkę o Batmanie, aż po żarty balansujące na granicy dobrego smaku, ale - moim zdaniem - nigdy jej nie przekraczające). Ale tak naprawdę trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie - jak bardzo tolerujecie fizjonomię, rechot i sposób ekranowego bycia w wykonaniu Setha Rogena? Bo alergia na tego pana na pewno nie pomoże w odbiorze całości.

To znaczy: kontra naćpane zło wcielone.

Nicolas Stoller, reżyser Sąsiadów, stał się bardzo sprawnym, komediowym twórcą. Wszystkie jego filmy prezentują równy, wysoki poziom, ze wskazaniem na opisywaną tu produkcję jako najlepszą z dotychczasowych. Moja ocena: siedem i pół upalonego brachola o gołębim sercu na dziesięciu dostępnych.

fsm
14 maja 2014 - 19:33