Subiektywnie o Watch Dogs - jak zagrałem w 'najgorszą grę roku' - Awe - 28 czerwca 2014

Subiektywnie o Watch Dogs - jak zagrałem w "najgorszą grę roku"

Ilość ″hejtu″ wylanego na ten tytuł ze społecznościowej części Internetu nieco onieśmiela. Mnie onieśmieliła do tego stopnia, że początkowo zrezygnowałem z zawarcia z nim osobistej znajomości. Po co bowiem tracić czas na klęski pokroju Duke Nukem Forever czy Alien Colonial Marines? Jednakże wiedziony lekkim wyrzutem sumienia oraz zachęcony kilkoma umiarkowanymi video-recenzjami z Youtube'a ostatecznie postanowiłem postawić na eksperyment. Eksperyment zagrania w ″najgorszą grę tego roku* (* - w tekście używam autentycznych cytatów zaczerpniętych z recenzji użytkowników serwisu Metacritic).

Watch Dogs niewątpliwie padł ofiarą PR-owców z Ubisoftu, którzy na E3 2012 uraczyli nas prezentacją zwiastująca rychłe nadejście kolejnego przełomu graficznego, zwykle kojarzonego z okresem przesiadki na nowe edycje konsol. Przełomu, który na dobrą sprawę po dziś dzień jeszcze nie nastąpił i osobiście śmiem wątpić czy w ogóle w ciągu najbliższych kilku lat do niego dojdzie (to jednak temat na osobne opracowanie). Oczywiście Watch Dogs też nie udała się ta sztuka i już to wystarczyło jako dostateczny zapalnik koktajlu internetowej vendetty. Przypomina mi się trochę casus Petera Molyneux, który dziesięć lat temu stał się pośmiewiskiem i tarczą strzelniczą dla Internautów po tym, jak nieopatrznie naopowiadał o kilka ″bzdur″ za wiele o swoim nowym projekcie. Kran z pomyjami został odkręcony gdy okazało się, że Fable nie jest mesjaszem raz na zawsze odmieniającym gatunek RPG. I paradoksalnie gdzieś tam z boku pozostała sama gra, która bądź co bądź była dosyć przyzwoitym (takie oklepane 8/10) produktem i ostatecznie swoje kilka groszy zdołała zarobić, dając przy okazji początek trwającej do dziś serii. Mam podejrzenie, że z Watch Dogs może być podobnie.

Najwięcej zamieszania jest rzecz jasna wokół tej nieszczęsnej grafiki. To fakt, Ubisoft nie stworzył niczego zasługującego na miano nowej jakości. Ale żeby ta gra była brzydka? Bzdura na trzech kółkach. Na Metacritics przeczytałem gdzieś nawet, że wizualnie jest to tytuł na poziomie GTA III. Ewidentnie komuś totalnie pomieszały się zasady rzymskiego zapisu liczb. Można dyskutować nad relatywistycznym podejściem do oceny stylu graficznego, mechanik zastosowanych w grze czy muzyki. Ale poziom techniczny warstwy graficznej da się z grubsza ocenić dosyć obiektywnie i chcę tutaj powiedzieć to z całą odpowiedzialnością – Watch Dogs to ładna gra. Graficzne cudo zostawiające większość konkurencji w tyle? Raczej nie. Solidnie wykonany produkt potrafiący przykuć uwagę efektownymi scenami czy widokami? Tak! Przyzwoite tekstury, dobrze wykonane i animowane modele głównych postaci, bardzo dobrze zrealizowane efekty atmosferyczne. To wszystko jest w Watch Dogs. Paradoksalnie bardzo podobał mi się sposób w jaki gra radzi sobie ze światłem. Paradoksalnie, bo nad systemem oświetlenia pastwiono się akurat w sieci wyjątkowo. Wytykano, że pewne techniczne aspekty modelowania cieni były wykonane lepiej już w grach sprzed kilku lat. Czy ma to jednak tak duże znaczenie jeżeli ogólny efekt zdaje egzamin? Jeżeli jadąc o zmierzchu podmiejską trasą co chwilę zatrzymuję się aby pstryknąć scheenshota i jeżeli wielokrotnie trochę na wyrost stosuję gadżet odcinania prądu tylko po to, aby po chwili mruknąć z zadowoleniem, obserwując jak kolejne kwartały ulic ogarnia mrok? W takich chwilach dochodzę do prostego wniosku, że jednak udało się tutaj wykonać coś pozytywnego.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że dużo jest w Internecie opinii jakoby gra była fatalnie zoptymalizowana, notorycznie gubiła klatki czy nawet w ogóle na pewnych komputerach się nie uruchamiała. Powiem tutaj szczerze, że nie wiem. Oceniam wyłącznie na podstawie własnych doświadczeń. W moim wypadku grałem na systemie wyposażonym w zakupioną dwa lata temu kartę graficzną (GTX 680) i z prawie wszystkimi opcjami wizualnymi ustawionymi na maksimum (wyjątkiem był FXAA, którego użyłem zamiast wielowarstwowego SMAA). Efekt? Płynna animacja nie gubiąca zauważalnie klatek nawet w przypadku dużej demolki na ekranie. Czy miałem szczęście? Nie chcę na siłę oceniać pod tym względem innych. Tym bardziej, że słyszałem iż gra sprawuje się gorzej na układach AMD/ATI. Ale skoro mój dwuletni komputer był w stanie skonsumować ten tytuł w zadowalający sposób, jestem gotów ostrożnie przyznać Ubisoftowi, że być może jednak zrobili coś dobrze. Mniej dobrego mogę rzec o kodzie sieciowym (na który Internetowa brać też mocno narzekała), który wydał mi się nierówny. Zdarzało się bowiem, że podczas sesji on-line dochodziło do drastycznych spadków wydajności. O dziwo gra na problemy z lagiem nie reagowała powszechnie znanym efektem teleportacji obiektów po mapie, a zamiast tego serwowała mi zastoje w animacji. Co w przypadku poważniejszych kłopotów z komunikacją pomiędzy serwerami kończyło się nieraz zupełnie niegrywalnym pokazem slajdów. Brak było w tym konsystencji i czasami sesja sieciowa przebiegała sprawnie (szczególnie w trybie jeden na jednego) ale i tak na tym polu wymierzam programistom karne smagnięcie myszką. I skoro o myszce mowa, to warto wspomnieć o kolejnym powszechnie krytykowanym elemencie gry, z którym jestem w stanie się zgodzić. Otóż komfortowe granie w ten tytuł na PC moim zdaniem absolutnie wymaga pada. I mówię to jako osoba, która niemal nigdy przy okazji konwersji z konsol nie ma problemów przy zabawie z klawiaturą i myszką. Jednak już po pierwszej sesji z Watch Dogs wiedziałem, że coś jest nie tak. Sposób w jaki pojazdy reagowały na komendy wołał o pomstę do nieba. Czułem się niczym osoba wypuszczona na lodowisko, której pierwszy raz założono na nogi łyżwy. Wylogowałem się z tej gry z kołaczącym po głowie wnioskiem ″ojej, to będzie ciężkie doświadczenie″. Jednak po podłączeniu do systemu Sixaxis od PS3 nastąpiła natychmiastowo poprawa. Ewidentnie przydają się tutaj analogowe właściwości spustów oraz gałek. Konwersja na system cyfrowy została wykonana nieudolnie i za to wymierzam koderom z Ubisoftu kolejne karne zdzielenie myszką (która w innym wypadku pozostaje w tej grze bezużyteczna).

W kwestii rozgrywki jedno proste założenie już na wstępie mówi bardzo wiele o tej grze. To jest klon GTA. I za bardzo nie próbuje się nawet z tym kryć. Od razu zatem wypada zadać sobie pytanie, czy taki rodzaj zabawy nam odpowiada. Nie znajdziemy tutaj bowiem niczego, czego GTA nie był w stanie zaoferować już wcześniej. Z jednym małym wyjątkiem. Tak zwane hakowanie było mocno reklamowanym elementem. I równie mocno po premierze ″zhejtowanym″ przez społeczność. Krytykowano fakt, że w większości przypadków ″hakowanie″ sprowadza się do naciśnięcia jednego guzika na kontrolerze. Prawda? Prawda. Tylko co z tego wynika? Co z tego, że sam pomysł ″hakowania″ studzienek kanalizacyjnych za pomocą smartfona wydaje się absurdalny? Co z tego, że owo ″hakowanie″ jest tutaj de facto nowoczesnym odpowiednikiem systemu magii z gier fantasy? Co z tego wszystkiego, jeżeli w praktyce działa to jak należy? Jeżeli w ogniu szalonego pościgu udało mi się wywołać eksplozję pod pędzącą za mną kawalkadą wozów policyjnych to lekki grymas uśmiechu sam rysował się na gębie. Nawet pomimo tego, że prowadził ku temu proceduralnie generowany QTE, który wymagał ode mnie tylko naciśnięcia jednego przycisku w odpowiednim momencie. Czy ktoś oczekiwał, że mam się zatrzymać i zacząć pisać skrypt łamiący zabezpieczenia lokalnej kanalizacji? Argument bez większego sensu, tym bardziej, że takich pościgów w grze są setki i okazje do wysadzania czy przełączania mamy w zasadzie na każdym kroku. Nie zapominajmy, że to nadal tylko gra komputerowa. Za element ″hakowania″ (choć świadomie przystaję na zamykanie tego określenia w cudzysłów) z mojej strony kciuk do góry.

Za równie solidny mogę uznać system walki. W Watch Dogs na pewno strzelało mi się dużo przyjemniej niż w którymkolwiek GTA. Do tego gra stawia dosyć mocno na elementy skradankowe (zaimplementowane na modłę Assassin's Creeda), które też dobrze sprawdzają się w praniu. Szeroki wachlarz dostępnego uzbrojenia pozwala na uskutecznianie destrukcji na wiele sposobów. Tutaj z drugiej strony być może daje o sobie znać pewna wada. Miałem bowiem wrażenie, że przeciwników eliminuje się nieco zbyt łatwo. Główny bohater to prawdziwa maszyna do zabijania, targająca ze sobą pełen rynsztunek kilkudziesięciu rodzajów broni. Dodatkowo po każdej śmierci czy załadowaniu gry regenerował mi się pokaźny zapas amunicji co powodowało, że praktycznie nigdy nie doszło do sytuacji w której nie miałbym z czego strzelać. Mało tego, każdego przeciwnika można tutaj wyeliminować jednym przyciskiem na padzie jeżeli uda się do niego podejść wystarczająco blisko (klasyczny ″stealth kill″). No i ta wyjątkowa łatwość wykonywania headshotów. Dużym ułatwieniem był fakt, że celować można pozostając w ukryciu za zasłoną. Po namierzeniu przeciwnika wystarczyło się wychylić i nacisnąć spust. Headshot! I w ten sposób szybko dało się wyeliminować tuzin oponentów. AI raczej zbyt rozgarnięte nie jest i posiada ewidentnie samobójcze tendencje. Początkowo bardziej problematyczne sekwencje z ulicznymi konwojami także stały się banalne po odkryciu granatnika. Od tego momentu pozbycie się czterech pojazdów wypełnionych uzbrojonymi oprychami i zaliczenie misji stało się kwestią kilkusekundowej egzekucji po sprawnie zorganizowanej zasadzce. Jedyną słabością gracza pozostaje fakt, że sam sterowany przez nas bohater też jest dosyć wrażliwy na ostrzał i jeżeli znajdzie się na moment na otwartej przestrzeni, to bardzo szybko odeśle nas to do powtarzania całej misji. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że sekwencje strzelania w Watch Dogs dawały mi dużo satysfakcji. Uzbrojony po zęby oraz wyposażony w cudowną komórkę (″hakować″ można też przeróżne elementy otoczenia w rejonach ″misyjnych″) niemal zawsze byłem panem sytuacji. Czasami takim bardziej subtelnym Ezio Auditore, metodycznie eliminującym zagrożenia po cichu, a czasami Johnem Rambo, który pozostawia za sobą jedynie zgliszcza i pióropusze ognia. Ode mnie kolejny plusik. Być może powstrzymam się za to od ″plusowania″ modelu jazdy. O ile bowiem po podłączeniu pada udało mi się go dosyć szybko okiełznać, nadal miewałem wrażenie, że można było go opracować lepiej. Dziwił mnie też często brak konsekwencji przy wyznaczaniu ″masy″ mojego pojazdu. Dlaczego pojazd, który żelazne latarnie kosi niczym zapałki, a całe przystanki autobusowe zmiata z chodnika nie tracąc prawie w ogóle pędu, za chwilę ″staje dęba″ na stojącej na poboczu beczce? Momentami aż bałem się czy nie wjadę za chwilę w słynne w pancerne kartony, które pozbawiły życia Hankę Mostowiak.

Dla sandboxów kluczowym wyznacznikiem ostatecznej oceny pozostaje zawsze środowisko wraz z możliwościami interakcji. Pod tym względem Watch Dogs wypada jako solidny średniak. Z jednej strony gra zawiera multum misji pobocznych i poukrywanych po całym mieście ″znajdźek″. Wygląda to na pierwszy rzut oka imponująco i miłośnicy maksymalizowania statystyk z pewnością będą mieli co robić. Z drugiej strony po jakimś czasie daje o sobie znać wysoka powtarzalność zadań. Na dobrą sprawę gra oferuje tylko kilka schematów i poszczególne misje czerpią z tych schematów, różniąc się jedynie trasą do przejechania czy przebiegnięcia. W zależności od zacięcia czy cierpliwości gracza wystarczy to może na kilkanaście godzin zabawy (nie licząc misji wątku głównego). Na pełne 100% da się wszystko zaliczyć w ramach mniej więcej 50 godzin i po tym czasie gra nie będzie już miała w zasadzie nic do zaoferowania w trybie dla samotnego gracza (poza mini-gierkami, które jednak też szybko się nudzą). Niby nie jest pod tym względem źle ale jednak nie jest to rozmach znany z nowszych iteracji GTA. Wielkość mapy też nie powala. Wirtualne Chicago zrealizowane jest z godną pochwały pieczołowitością i dbałością o szczegóły. Ale to nie jest duże miasto. A przynajmniej nie na skalę wyznaczoną przez liderów gatunku. W Watch Dogs przy odrobinie wprawy szybkim samochodem da się przejechać z jednego końca miasta na drugi w mniej więcej trzy minuty. Pod tym względem GTA V ma znacznie więcej do zaoferowania, nie wspominając już Skyrimie (choć w tym drugim wypadku bardziej może być to efektem iluzji powodowanej brakiem pojazdów). Raziła mnie też nieco mała ilość wnętrz dostępnych do eksploracji. A szkoda, bo wewnętrzne lokacje dostępne w misjach wykonane są na wysokim poziomie i aż prosiły się o szersze zastosowanie w ogólnodostępnym sandboxie. Jednak ogólnie rzecz biorąc miasto w Watch Dogs wygląda świetnie i sprawnie tworzy iluzję tętnienia życiem. Czasami miałem tylko wrażenie, że wszystko to dzieje się jakby z boku, a ja głównie zajmuję się bieganiem od jednego ″achievementu″ na mapie do drugiego. Sytuację poprawia nieco tryb multiplayer i muszę przyznać, że spodobał mi się pomysł na ″napadanie″ innych graczy. Czasami biegając po mieście dostaje się komunikat, że jakiś inny osobnik usiłuje nas namierzyć czy ″zhakować″ i wówczas zaczyna się pełen napięcia wyścig z czasem i zabawa w kotka i myszkę. System ten można co prawda wyłączyć w głównym menu, ale sprawiał mi on na tyle dużo frajdy, że z chęcią witałem kolejnych losowo mi przydzielanych napastników.

Pozostaje jeszcze temat wątku fabularnego, który również był przez społeczność Internetu mocno krytykowany (a z drugiej strony, jaki element nie był?). Zgodzę się z tym, że gra nie przedstawia scenariusza godnego najwyższych ocen. Zgodzę się z tym, że główny bohater wypada dosyć miałko. Zgodzę się też z tym, że gra próbuje grać na emocjach, ale zabiera się do tego bardzo nieudolnie i w efekcie zupełnie jej to nie wychodzi. Czasami mam w grach tę nieodpartą chęć brnięcia do przodu, gdyż koniecznie chcę poznać dalszy bieg wydarzeń. W Watch Dogs na ogół takiego poczucia nie miałem i niejednokrotnie bardziej od następnej misji interesowało mnie znalezienie miejsca kolejnej pobocznej strzelaniny. Z drugiej strony nie ma co popadać w nadmiernie defetystyczne tony. Moim zdaniem gry z serii GTA mają równie przeciętną fabułę nie wspominając już o wielu innych grach w których nad przekazem górę bierze czysta frajda z grywalności. I produkt Ubisoft jest właśnie kolejną z takich gier. Niczym więcej ale też niczym mniej.

Jaki więc jest ten cały Watch Dogs? Osobiście naprawdę powstrzymałbym się od traktowania na serio histerycznych reakcji części społeczności sieciowej. Średnia ocen 4/10? Naprawdę? Najgorsza gra roku? Wolne żarty. A już kompletnie opadają mi ręce gdy czytam, że od lat nikt nie wydał tak brzydkiej gry. To jest internetowy trolling w najczystszym wydaniu i część popularnej w pewnych kręgach walki z opresyjnym systemem (motyw, o którym paradoksalnie opowiada sam Watch Dogs). Podobny efekt miał miejsce po premierze trzeciego Mass Effecta. Afera z zakończeniem trylogii odbiła się wówczas w branży szerokim echem. Jednym z symptomów były masowo wystawiane ″oceny″ pokroju: ″Zakończenie, bla bla, bla bla **** Bioware, bla bla. 0/10 !!!!!″. Muszę wyznać, że byłem jedną z osób, która nienawidziła końcówki tej gry. I nienawidzę po dziś dzień. Brałem wówczas udział w licznych dyskusjach w sieci społecznościowej Mass Effecta. Wpłaciłem nawet kilka dolarów na akcję wysyłania trójkolorowych babeczek do siedziby Bioware. Stosując rzecz jasną figurę retoryczną, miałem ochotę powiesić ludzi odpowiedzialnych za projekt zakończenia tej gry. Jednak gdy przyszło do wystawienia oceny, aby pozostać w zgodzie z własnym sumieniem nic poniżej 85/100 wystawić nie mogłem (errata: 85/100 odnosi się nadal do Mass Effect 3. Moja ocena Watch Dogs to lekko naciągane 8/10). Tak po prostu było fair. I tak samo fair jest stwierdzenie, że Watch Dogs jest solidnym produktem, który być może nie jest obowiązkową pozycją w bibliotece każdego fana gier komputerowych, ale nadal pozostaje propozycją wartą sprawdzenia. Propozycją, która wystarczyła mi na prawie 40 godzin zabawy zanim stwierdziłem, że mam już dosyć. Całkiem przyzwoity wynik jak na dzisiejsze standardy. Tym bardziej na PC, na którym w dalszym ciągu nie wydano jeszcze GTA V (poczekać trzeba do końca tego roku) czyli bezpośredniego konkurenta dla Watch Dogs (i raczej od niego lepszego). Dwa lata temu nakłamali nam nieco PR-wcy z Ubisoft obiecując złote góry i przełom na miarę nowej generacji gier. Niestety nie lepszy okazał się kolektyw z Internetu, który w sile licznych anonimowych kłamczuszków usiłuje nas przekonać, że Watch Dogs to najgorsza gra roku, wizualny potworek rodem z 2005 roku czy zlepek kodu, w którym w zasadzie nic nie działa prawidłowo. Na szczęście żadną z tych rzeczy Watch Dogs nie jest. I na szczęście jest to kolejnym dowodem na to, że skrajności w każdej formie można upchnąć tam, gdzie światło zazwyczaj nie razi swym blaskiem.

Awe
28 czerwca 2014 - 22:09