Niech gra muzyka! #11 - Jesper Kyd - Kamil Brycki - 10 lipca 2014

Niech gra muzyka! #11 - Jesper Kyd

Pisałem już o muzyce filmowej oraz elektronicznej w kilku różnych wpisach – zdarzyło się nawet połączenie tych dwóch gatunków, nie tak bardzo przecież od siebie odległych, jeżeli dokładniej się im przyjrzymy. Tę „przepaść” sukcesywnie zaczęto zmniejszać już kilka lat temu, kiedy do kanonu instrumentów na stałe weszły elektroniczne perkusje, gitary, skrzypce; syntezatory, keyboardy czy mixery znacząco poszerzające możliwości kompozytorów. Nawet w przypadkach, w których teoretycznie nie wyobrażamy sobie dopasowania takiej muzyki, udało się ją „wcisnąć” i zachwycić odbiorców, czego świetnym przykładem jest Hitman: Contracts – ze ścieżką dźwiękową stworzoną przez Jespera Kyda.

(edge-online.com)

Jesper Kyd rozpoczął naukę gry na pianinie, kiedy był jeszcze dzieckiem. Ciągnęło go jednak do tworzenia muzyki, nie tylko jej wykonywania – zaczął więc uczęszczać dodatkowo na lekcje czytania nut, śpiewania w chórze, podstaw kompozycji klasycznej – dalej jednak coś mu nie grało. Większość tego, co aktualnie umie, nauczył się sam, rozpoczynając komponowanie na Komodorze, a później na Amidze.

Wspomniałem wyżej o Hitman: Contracts – Jesper Kyd był odpowiedzialny za ścieżki dźwiękowe nie tylko do tej, ale również do poprzednich i kolejnych części (a raczej kolejnej, ponieważ przy Absolution już nie pracował). Wszystkie są bardzo charakterystyczne – myślę, że każdy, kto grał w Hitmana, bez problemu rozpoznałby Główny motyw nawet jeśli w trakcie gry nie zwracał zbytnio uwagi na muzykę. Jednostajny bit został świetnie połączony z klimatycznymi instrumentami ludowymi i doprawiony odpowiednią orkiestralizacją, tworząc niepowtarzalne słuchowisko. W drugiej części jest zdecydowanie bardziej filmowo - pojawiają się bębny, talerze, epicki chór i orkiestra symfoniczna pochodząca z Budapesztu - to specyficzne połączenie jest w stanie bez problemu wywołać ciarki na plecach nie tylko fanom soundtracku. Blood Money jest niczym więcej, jak rozwinięciem utrzymanym w stylu poprzedniczek - jeszcze więcej głosów, tromb i smyczków składa się na soundtrack po brzegi wypełniony akcją, lecz stonowany wtedy, kiedy to potrzebne.

Film, niestety, nie dorastał żadnej części gry do pięt. (wordpress.com)

Jedną z pierwszych trzecioosobowych strzelanek, w które grałem, i której z pewnością nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu, jest Freedom Fighters. W trakcie inwazji Związku Radzieckiego na Stany Zjednoczone (wtedy, o dziwo, ten wątek nie był aż tak wyeksploatowany) pewien hydraulik zostaje zmuszony do dołączenia do tytułowego ruchu oporu i walki o swój ukochany naród. Jak każdej porządnej grze wojennej, tak i Freedom Fighters potrzebowało porządnej muzyki, za którą wziął się nie kto inny jak Jesper Kyd. Dzięki niemu Walka o Wolność nabrała nowego znaczenia - w towarzystwie smutnych skrzypiec i potężnego, niskiego chóru nabieraliśmy wrażenia, że USA faktycznie jest w kiepskiej pozycji. Po minucie jednak pojawiała się ochota do walki, a beznadzieja zostawała zastąpiona heroizmem i "młodzieńczą" ochotą do walki, której żadne Imperium nie mogło powstrzymać.

Nawet grafika się nie zestarzała... aż tak. (giantbomb.com)

Młodzieńczy bunt przeżywał również Ezio Auditore Da Firenze, asasyn żyjący we Włoszech w trakcie epoki renesansu, bohater aż trzech gier z serii: części drugiej Assassin's Creed oraz dodatków Brotherhood i Revelations. Jeśli miałbym przytoczyć utwory, które naprawdę utkwiły mi w pamięci (he-he), jestem absolutnie pewien że wymieniłbym Access The Animus (świetne, tajemnicze, idealnie nadające się do pościgu, choć ciut przydługie - pochodzące z pierwszej części Assassin's Creed) oraz Ezio Family, które wprowadzało trochę spokoju do szybkiego stylu gry wymuszanego w Assassin's Creed i pozwalało nacieszyć się tą całą renesansową otoczką w towarzystwie pianina, skrzypiec, gitary i wokalu.

Zabójców przybywa z roku na rok, nie każdy jednak jest lepszy od poprzedniego. (gram.pl)

Jesper Kyd jest z pewnością artystą, który ma masę pomysłów na tworzenie unikalnej i bardzo dobrej muzyki. Nawet kiedy nie interesowałem się kompozytorami i ścieżkami dźwiękowymi, podświadomie kojarzyłem utwory wyżej wymienione w tekście - zapadały w pamięć i nuciłem je wiele czasu po ograniu danego tytułu. Miło wspominam również podróżowanie ze Śmiercią przy akompaniujących melodyjkach Kyda (genialne The Guardian!). Niestety nie miałem okazji zagrać ani w MDK, ani w Borderlands, przy których Jesper również maczał palce - jestem jednak pewien, że wywiązał się ze swojego zadania i jeśli kiedyś wrócę do tych tytułów, z pewnością nie będę zawiedziony.

Linki:
<<Hotline Miami

Kamil Brycki
10 lipca 2014 - 02:06