Małpia apokalipsa nie zawiodła - eJay - 12 lipca 2014

Małpia apokalipsa nie zawiodła

Stworzyć udany reboot to rzecz niesłychanie trudna i raczej mało prawdopodobna we współczesnym Hollywood. A bardzo dobry sequel do udanego reboota można już traktować jako prawdziwy rarytas. Tak się jednak składa, że finansowym macherom z Los Angeles udało się wydać do kin produkt nie tylko trzymający poziom, ale również autonomiczny, wciąż świeży i dający zwykłą radość z oglądania. Ewolucja Planety Małp powinna bez problemu powalczyć o miano hitu tego lata.

Jeżeli komuś z Was podobała się Geneza (mi bardzo!) to na nową odsłonę serii powinien udać się jak najszybciej. Nowemu reżyserowi udało się bowiem zachować klimat i ducha poprzednika, co za tym idzie – Ewolucja jest obrazem bardzo mocno osadzonym w kategorii science-fiction, ale próbuje przy okazji ukazać uniwersum w sposób bardzo realistyczny, a przy tym nieprzesadzony. Temu zadaniu podołał wcześniej Rupert Wyatt, obronną ręką wyszedł również Matt Reeves, który powinien być przez Was znany z racji Cloverfielda (w Polsce wyświetlany jako „Projekt Monster”). Reeves na całe szczęście nie zakrztusił się dodatkowym milionami dolarów i starał się jak mógł, aby widowisko było treściwe, ale także pouczające.

Fabułę, która nie jest specjalnie odkrywcza napędzają przede wszystkim relacje międzygatunkowe. Akcent został przesunięty zdecydowanie w kierunku małp, co dało twórcom wiele swobody w zakresie ukazania zwyczajów włochatych zwierzaków. Te po 10 latach od pojawienia się wirusa, który wyniszczył ludzkość, potrafią już znacznie więcej – znają podstawy alfabetu, stosują gestykulację w połączeniu z mową, jeżdżą na koniach i nie są im obce polowania. Homo sapiens z kolei żyją w zgliszczach San Francisco, walczą z każdym dniem o kolejne dostawy żywności oraz energię. Konieczność zadbania o obie rzeczy zmuszają jednego z przywódców – Malcolma (fajny i dający radę Jason Clarke) – do podróży na terytorium małp, aby negocjować warunki przedostania się pod zaporę, która mogłaby dostarczyć do miasta elektryczność.

Ewolucja Planety Małp to kolejny popis Andy'ego Serkisa oraz studia WETA Digital, które odpowiada za efekty specjalne. To co wyczynia na ekranie brytyjski aktor przechodzi czasami ludzkie pojęcie. Ceasear w jego wykonaniu jest autentycznym bohaterem tragicznym, fenomenalnie zagranym (czy też „odtworzonym” jak kto woli), przykuwającym uwagę widza. Serkis wlał w tę postać 100% pasji. Ale jego wysiłek poszedłby na marne, gdyby nie kapitalne CGI. WETA ponownie skasowała konkurencję. W skrócie – futerko rusza się na wietrze wyjątkowo naturalnie :) Ale Ceasear to nie jedyna fajna postać w obozie małp, nie będę jednak psuć niespodzianki.

Na przeciwległym biegunie stoją przedstawiciele homo sapiens, choć w tym przypadku mamy do czynienia z maksymalnym spłyceniem charakterów. W pewnym sensie rozumiem ten zabieg, bo osią obu odsłon jest postać Ceaseara, to z jego perspektywy obserwujemy wszystkie zdarzenia. Nowy zastęp ludzi zawiera więc obowiązkowo dobroduszną panią doktor, irytującego inżyniera, czarnoskórego pomocnika-tragarza, młokosa starającego się zrozumieć co się dzieje, płaczącego nad rodzinnym zdjęciem twardziela w okularach (zmarnowany Gary Oldman) i bliżej nieznanych dwóch przygłupów, którzy testują broń. Spośród nich wypada in plus jedynie wspomniany wyżej Jason Clarke.

Pomijając jednak powyższą wadę otrzymujemy świetne i rewelacyjnie zagrane widowisko, które ogląda się bez spoglądania na zegarek. Ewolucja ma dobrze wyważony główny wątek, który nie odznacza się zbędnym patosem. Kiedy trzeba – film robi się odpowiednio mroczny i klimatyczny (deszcz, syf, błoto i te sprawy), by w kolejnej scenie zejść trochę z tego tonu na rzecz emocji. Jest to również obraz wyprawny z obowiązkowych w dzisiejszym kinie comic reliefów. Poza może 2 gagami (które wpleciono zgrabnie i inteligentnie) nie czułem się, jakbym siedział na szablonowym blockbusterze. To po prostu solidne science-fiction nakręcone za grubą kasę.

Na koniec wspomnę o jeszcze jednej rzeczy, która rzuciła mi się w oczy po seansie. W fabule zabrakło irytujących elementów dodanych, aby udobruchać sobie młodych widzów. Owszem, Ewolucja nosi znaczek PG-13, aczkolwiek próżno szukać w obsadzie umalowanych nastolatek z postapokaliptycznym makijażem oraz wrzeszczących dzieci, zadających głupie pytania. Jednak ktoś ma tam w Holly jeszcze łeb na karku.

Ocena 8+/10

eJay
12 lipca 2014 - 11:20