Jak to z Tower Defence’a wykluła się MOBA – Orcs Must Die! Unchained - Piras - 29 lipca 2014

Jak to z Tower Defence’a wykluła się MOBA – Orcs Must Die! Unchained

Choć do jesieni jeszcze trochę zostało, to produkcje spod całkiem świeżego gatunku MOBA, wyrastają nam jak grzyby po deszczu. Być może kojarzycie takie tytuły, jak League of Legends, Dota 2, Heroes of the Storm, Infinite Crisis, The Witcher: Battle Arena, Dead Island: Epidemic, czy może Smite. Pomijając pierwszego z wymienionych, to gry świeże, bądź dostępne jedynie w wersji testowej i nie ulega wątpliwości – powstałe w skutek ogromnego sukcesu właśnie LoLa. Sprawa ma się trochę inaczej w przypadku Orcs Must Die! Unchained.

Trwa bowiem obecnie zamknięta beta tej produkcji, która patrząc na ogrom kluczy serwowanych przez twórców, mogłaby spokojnie być okrzyknięta open betą. Niemniej właśnie ta wersja testowa pozwoliła sprawdzić jak wygląda ten dobrze nam znany i niewiele przebudowany system rozgrywki. I mogąc zarzucić większości, a właściwie każdej zapowiadanej niedawno produkcji z tego gatunku – skok na kasę czy zwyczajną chęć w prosty sposób zyskania sporej popularności, tak w przypadku nowego Orcs Must Die mamy do czynienia z inspiracją własnymi pomysłami. Całość nie została bowiem zbudowana na siłę, ale w postaci drobnych zmian w korzennych mechanikach i stylu. W efekcie, znając poprzednie odsłony, mamy wrażenie, że wszystko ma tutaj sens i zostało spójnie zorganizowane. Ba! Na podstawie zmiany uprzedniego Tower Defence’a w taki sposób, by oferował rozgrywkę znaną graczom LoLa, można śmiało stwierdzić, że jest ona tutaj bardziej intuicyjna, logiczna i klarowna.

Zastanówmy się bowiem jak wygląda schemat rozgrywki w grach MOBA. Czyż to nie jest dwustronny Tower Defence? Nie inaczej. Dlatego też dotychczasowi przeciwnicy – Orki - zostali rozdzieleni na dwie drużyny. Tak jak wcześniej respiły się z Gate’ów na końcu mapy, tak teraz respią w okolicach naszej bazy i pełnią funkcję minionów, które można stopniowo polepszać. Cel jest prosty i dobrze znany – 20 z nich musi dostać się do tajemniczej, błękitnej wyrwy przeciwnika. Prosty nie znaczy łatwy do osiągnięcia, bo przeszkodzą im w tym bramy, strażnicy ich strzegący oraz stawiane przez nas pułapki. Wszystko ma jednak swoje ręce i nogi. Każda drużyna – patrząc poziomo na mapkę – ma z jednej strony drogę ofensywną, którą pędzą nabuzowane orki, drugą defensywną, gdzie poza bramami i strażnikami w korytarzach możemy stawiać pułapki. Te z kolei nie są tak zróżnicowane jak poprzednio, bo to szereg tych najpopularniejszych, do których w przyszłości możliwe jest implementowanie statusów i dodatkowych efektów.

Same zasady walki i rozgrywki wydają się jeszcze bardziej uproszczone. Nasi bohaterowie dysponują trzema umiejętnościami, których działanie uzależnione jest oczywiście od konkretnego bohatera, ale same w sobie wydają się dobrze zbilansowane i dostosowane. Ponadto ich aktywowanie jest bardzo wygodne, co zawdzięczamy dobremu przypisaniu ich do kolejnych klawiszy. Są to: prawy przycisk myszy – umiejętność najczęściej potrzebna na polu walki, oraz dwie kolejne pod klawiszami „Q” i „E”. Postacie są dobrze spasowane i w zasadzie dobra gra drużynowa to jedyna ścieżka do sukcesu.

Nie znajdziemy tutaj wewnętrznego sklepu z ekwipunkiem i ulepszeniami do postaci, ale chęć wydawania wirtualnych i autentycznych pieniędzy, niektórzy mogą zaspokoić kupnem nowych skinów czy też bohaterów. Chciałoby się więc rzec – nic nowego.

Graficznie to nic nowego. Znany styl doprawiony całkiem cieszącymi oko efektami wizualnymi. Optymalizacja z kolei nie jest już tak dobra, ale pozwala na całkiem płynną grę mając średniej klasy sprzęt. Premiera Orcs Must Die! Dechained zapowiadana jest pod koniec tego roku, ale dokładnego terminu niestety na tą chwilę brak. Prawdopodobnie nie przekonam się do tej produkcji na tyle, by z podobnym zaangażowaniem jak gracze innych MOBA - ślęczyć nad każdym meczem z ogromnym zaanagażowaniem, niemniej nowa odsłona Orcs Must Die wyróżnia się ciekawym i jednak bardziej oryginalnym pomysłem na rozgrywkę, a to bez wątpienia należy szanować.

Piras
29 lipca 2014 - 16:55