Wrażenia z bety Destiny czyli jak Activision pozwoliło mi zaoszczędzić dwieście złotych - Rasgul - 30 lipca 2014

Wrażenia z bety Destiny, czyli jak Activision pozwoliło mi zaoszczędzić dwieście złotych

Na Destiny zrobił się super hype, który prawie miesiąc od premiery nakręca się coraz bardziej. Również się na niego złapałem, głównie przez osoby, które obserwuję na twitterze. Sama zapowiedź gry i jej koncepcja mi się spodobały, ale czytanie wychwalań jakiegoś tytułu, potrafi narobić ogromnego apetytu. Beta została otwarta, choć wcześniej była dostępna dla szczęśliwców z kodem i wszystkich tych, którzy złożyli pre-order. Myślę, że dzięki niej dokonałem porządnej wymiany z Activision. Oni przetestowali serwery, a ja nie będę musiał marnować ponad 200 złotych na ich produkcję. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie...

źródło: lazygamer.net

Zanim jeszcze zacznę mówić o tym, co najbardziej mi w Destiny nie odpowiada, to warto byłoby najpierw troszkę mu posłodzić i wskazać jakieś plusy. Nie ma tego dużo, uwierzcie mi.

Atmosfera gry to jest to co lubię. Postapokaliptyczny widok ludzkości walczącej o przetrwanie w brutalnym, wyniszczonym i pustym świecie kupił mnie z automatu. Idealnie odzwierciedlają to tereny starej Rosji, czyli Cosmodrome, które były dostępne przez większość czasu trwania bety. Pustkowia z dużą ilością wzgórz wypchanych po brzegi bandytami i zniszczonymi budynkami. Czuć, że nie jest to bezpieczne miejsce dla kogokolwiek. Takie coś zakochuje mnie w sobie od czasów, kiedy nabijałem długie godziny w Stalkerze. Również takie drobnostki jak ciuszki, bronie czy technologia strasznie mi podpasowały. Nie reprezentują ze sobą science-fiction w jakimś super futurystycznym stylu. Nie są przesadnie kolorowe, ani przekombinowane, nie strzelają nie wiadomo skąd laserami, pokazują raczej bliższą wizję tego co człowiek będzie w stanie osiągnąć za kilkanaście/kilkadziesiąt lat.

PvP przypomina mocno multiplayer Halo. W sumie to czego można by się spodziewać po pierwotnych twórcach samej serii (Bungie – producent Destiny)? Ciasne i małe mapki, mała ilość zawodników, bardziej stawiające na umiejętności pojedynki między graczami. Lubię to. Każdy mecz jest bardzo dynamiczny i sprawia dużo zabawy, choć brak balansu czarów oraz broni potrafił podczas bety dać się mocno we znaki. Shotguny zdejmowały na strzał, zaś niektóre umiejętności poszczególnych klas były po prostu przegięte. Nie jest to jednak problem nie do poprawienia. PvP jest, a także będzie jedynym świetnym elementem w Destiny. Gracze Halo szybko się tu odnajdą, zaś pozostali potraktują to jako fajną odskocznię od Battlefielda lub Call of Duty, czyli tytułów dominujących obecną scenę sieciowych shooterów.

Krajobrazy są naprawdę piękne | źródło: gamepur.com

Teraz pozwólcie streścić mi Destiny w jednym słowie – nuda. Wszystko poza PvP oraz klimatem wydaje się nużące, mocno niedopracowane i jakieś puste. Kilka godzin, które wystarczyło, by uzyskać ósmy poziom doświadczenia, były dla mnie wystarczającą ilością spędzonego czasu przy tej grze. Już w połowie zauważyłem, że coś tu nie gra i zdarzyło mi się kilkukrotnie ziewnąć. Nowy twór od Bungie nie jest MMO, nie jest też RPG, choć stara się być w miarę dobrym FPSem. To tak naprawdę mieszanka tych gatunków i to mieszanka, bądźmy szczerzy, mierna oraz nieudana.

Co czyni tę grę słabym FPSem? Przede wszystkim to, że rodzajów pukawek wydaje się być mało, a z każdej z nich strzela się praktycznie tak samo, czyli miernie. Feeling broni jest beznadziejny, a przynajmniej jeden z gorszych z jakim miałem do czynienia. Nie czuć, żeby jakikolwiek gnat miał moc. Niby wydaje się być to błahostką, ale w tytule, gdzie 90% rozgrywki to strzelanie, taki element jest bardzo ważny. Borderlands dla przykładu reprezentuje ze sobą coś podobnego do Destiny, a jednak oferuje spluwy z ciekawszymi efektami, sprawiającymi więcej satysfakcji z każdego wystrzału.

Co czyni tę grę słabym RPG? Przede wszystkim fabuła, questy i system lootu. Historia wydaje się być w miarę interesująca, ale sposób w jaki jest opowiedziana pozostawia wiele do życzenia. Najciekawszych rzeczy dowiadujemy się z cut-scenek, które są strasznie nudne, głównie przez nieciekawie napisane dialogi. Wszystko ma jakiś dziwny patos i ciężko do końca stwierdzić z kim walczymy, po co walczymy czy dlaczego to robimy. W RPG musi być uczucie przeżywania wielkiej przygody. Tutaj tego nie ma, zamiast tego wiemy, że mamy bronić wielkiej kulki lewitującej nad ostatnim bezpiecznym miastem ludzkości. Bo tak. Rozwój postaci nie potrafi zabłyszczeć i nie daje zbyt dużej motywacji do tego, żeby podbijać swoją postać. W głównej mierze przez to, że system lootu nie daje dużej satysfakcji. Z bossów nie wypadają interesujące przedmioty, skrzynek do otwierania jest mało (a przy okazji mało oferują, nie równają się do tych z Borderlandsów), a najlepsze dropy dostajemy na koniec misji głównych. Brak tu jakiejś zabawy z kolekcjonowania przedmiotów czy prób ich zdobycia. Bronie oraz ekwipunek stanowią formalność, a nie jeden z trzonów zabawy. Podobnie zresztą jak questy, które są żmudne, wtórne i rozgrywają się często w tych samych lokacjach. Nie wybijają się niczym poza schemat: „pójdź, przynieś, pozamiataj” i często rozgrywają się w tych samych, albo blisko porozstawianych lokacjach. Zero zabawy, tylko żmudny grind.

Zgrana paka to podstawa, bez tego nie gra się tak samo dobrze | źródło: coinpixels.com

Co czyni tę grę słabym MMO? Stosunkowa mała ilość interakcji z innymi graczami i słabo wykonane misje kooperacyjne, stanowiące zamiennik za dungeony. Poza tym, że mogę wejść w trzyosobową grupę i postrzelać z innymi, albo z nimi potańczyć, to nie czuję, że gra umożliwia mi wejście w jakąś więź z innym graczem. Mam wrażenie, że to nie jest MMO, a single player z jakimiś osobami biegającymi koło mnie. Ciężko z nimi pogadać czy powygłupiać się. Twórcy zmuszają mnie tylko do strzelania i robienia zadań, a nie zabawy z drugim człowiekiem. W szczególności zniechęcają mnie do tego dungeony czy raczej misje dla kilku osób. Nie dość, że oferują te same rodzaje przeciwników z poprzednich etapów, to bossowie, których stawiają naprzeciwko są żartem. Walka z nimi jest po prostu strasznie nudna, nie wymaga żadnych taktyk czy myślenia, w ogóle nie stanowi jakiejkolwiek trudności. Po prostu to strzelanie do jakiegoś wielkiego czegoś z dużą ilością punktów życia, które schodzą niezwykle długo.

Jedynym aspektem, gdzie widać na co poszedł budżet jest grafika z muzyką. Gra wygląda po prostu pięknie, nawet na PS3. Modele i tekstury są bardzo szczegółowe, a krajobrazy zwalają z krzesła. Po raz pierwszy od dawna zdarzyło mi się zatrzymać gdzieś na chwilę, żeby popatrzeć czym programiści karmią moje oczy. Nawet motyw lobby gry był tak epicki, że często zostawiałem sobie go włączonego i lubiłem na niego ot tak popatrzeć. To jakieś dziwne zboczenie, ale to Bungie nauczyło mnie tego jakością pejzaży. Ta firma robi z graczy zboczeńców, po prostu. Ścieżka dźwiękowa fajnie komponuje się z tłem i stoi na całkiem przyzwoitym poziomie. Nic dodać, nic ująć.

Proszę państwa, oto ekran zarządzania nieciekawym lootem | źródło: attackofthefanboy.com

Activision razem z Bungie nie zachęcili mnie swoją betą, tylko mocno odrzucili. Nie zaproponowali nic, po czym mógłbym stwierdzić, że jest to godna produkcja. Zrobili jakąś dziwną zbitkę gatunków i polali ją sosem z Halo licząc na to, że ktoś to kupi. Faktycznie nabywców się na to znajdzie, ale nie dlatego, że jest to jakaś specjalnie dobra gra. Po prostu podobnych zamienników na rynku obecnie jest mało. Dziwię się też, że w becie oddano tak mało zawartości. Wbicie ósmego poziomu nie trwało długo, a zdążyłem dobrze przeczyścić jeden udostępniony obszar. Beta to niby 1/10 całego Destiny, co dobrze nie wróży na przyszłość. Pełna wersja będzie zapychana zapewne DLC, żeby trzymać przy sobie ludzi. Poza tym szkoda, że nie pokazano end game’u lub nie oddano graczom postaci z wyższym levelem. Nie wiem przez to, czy tytuł ten będzie mi coś w stanie później zaoferować, gdy osiągnę najlepsze statystyki i nabędę najlepsze, legendarne przedmioty. W końcu niby to jest beta i twórcy mogą jeszcze coś poprawić, ale do premiery został miesiąc, przez co pewnych elementów już się nie pozbędą, a innych dodać też nie zdążą. Jestem zawiedziony, ale to w sumie dobrze. Dwieście złotych znajdzie lepsze zastosowanie, choćby jako abonament do World of Warcraft.

A tu dla odmiany macie wrażenia z bety Antaresa


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

Rasgul
30 lipca 2014 - 19:38