Wrażenia z bety The Crew - recenzja w stylu Top Gear - DM - 29 sierpnia 2014

Wrażenia z bety The Crew - recenzja w stylu Top Gear

Spotykamy czasami osobę płci przeciwnej, niezbyt urokliwą na pierwszy rzut oka, ale z czasem, po dłuższej rozmowie, poznaniu - okazuje się, że jednak jest to ktoś szczególny i wyjątkowy. Tak właśnie jest z nową grą Ubisoft - The Crew. "Ekipa" wywołuje mały niesmak na początku, ale później odkrywa swoje zalety. Biorąc pod uwagę, że jest to wczesna wersja Beta - miejmy nadzieję, że lista tych zalet jeszcze wzrośnie...

Grając w The Crew nie sposób nie doznać deja vu! To już gdzieś było, to przecież dokładnie to samo... Gra w wielu miejscach jest w stu procentach "kopiuj - wklej" z dwóch innych pozycji - Driver San Francisco i Test Drive Unlimited 2. Niekoniecznie jest to jednak jej wadą. "Ekipa" wzięła z tych gier to co dobre - szkoda nawet, że nie więcej! Z Drivera mamy więc bardzo podobną grafikę, fizykę jazdy samochodem, tak samo uciekających w ostatniej chwili pieszych. TDU 2 przekazało ogólną koncepcję gry - sandboxa z otwartym światem, gdzie można pojechać każdym szlakiem - czy jest tam droga, czy nie - pełnego graczy w trybie online, ale też pozwalającego na zabawę samemu. Znajomy też będzie motyw tuningowanych hot rodów, które możemy odblokować jedynie poprzez pełną kolekcje "znajdziek" - wraków. Identycznie jak w TDU 2 działa radar ich wyszukiwania.

Radar wynajdywania wraków to "copy-paste" z TDU 2

To co początkowo zniechęca do The Crew, to głównie grafika i sposób rozpoczęcia fabuły. Gra, reklamowana jako ogromny świat, gdzie możemy jeździć jak tylko chcemy, od pierwszych minut ogranicza nas do ściśle zaprogramowanych czynności, niczym szef w zakładzie pracy. Wysłuchaj scenki, pojedź tam, ścigaj się z tymi. Spróbuj jednak poczuć zew wolności, a wtedy władcy Ubisoftu boleśnie pokażą Ci, gdzie Twoje miejsce! Zamiast lokacji przewidzianej przez scenariusz - wybrałem podróż do Nowego Jorku. Po 3/4 dystansu i wielu, wielu minutach jazdy - strażnik obecny w grze postanowił mi wyłączyć obraz i teleportować do miejsca w Detroit. Chcą nie chcąc, kontynuowałem dramatyczną historię rodem z piętnastej części "Fast and Furious", choć szczegółów nie znam. O fabule jesteśmy informowani głównie podczas wyścigów, gdzie trzeba uważać na drogę i uciekający czas, a nie na potok słów z telefonu. Możemy też oczekiwać szybkiego zakazu sprzedaży gry w krajach EU, bądź jej przeróbki - ponieważ gloryfikuje ona używanie smartfona podczas jazdy. Spróbuj coś zmienić w opcjach gry - musisz znaleźć przystanek autobusowy lub parking, zatrzymać się i wtedy surfować po menu, inaczej czeka Cię obsługa w czasie prowadzeni auta, co zwykle kończy się dzwonem. Podejrzewam, że twórcy szykują DLC ze sterowaniem opcjami głosem, za pomocą headseta. Stylizowanie wszystkiego na klimaty NFS Underground - mroczne i tajne magazyny dealerów i tunerów, wyścigi w centrum -  z pewnością spodoba się wielu osobom, ja wolałbym jednak trochę inną tematykę, o czym za chwilę.

Mały bug w becie - lewitujące auta

Gdy już przebrniemy przez dramatyczne sceny, usprawiedliwiające nasz szał na ulicach podrasowanym wozem, otrzymujemy upragnioną wolność i wyruszamy w trasę po kraju Richarda Hammonda. Rozglądając się bardziej uważnie, szybko odkryjemy, że podobnie jak Chomik - grafika nie jest wysokich lotów. Nie jest do końca zła, ma swoje momenty i zalety, kuleją głównie dwie rzeczy, i niestety dominują nad całą resztą.

Takie widoki bardzo szybko się znudzą i zaczynają irytować

Najgorsza jest gra świateł i wszelkie świetlne odbicia. Cykl dobowy w grze "włącza" dzień o 3.50 w nocy. Od tego momentu trwa najdłuższy na świecie wschód słońca, a programista, który był za to odpowiedzialny, z pewnością jest wielkim fanem musicalu "Hair" i piosenki "Let the sunshine". Zachód zaczyna się około 17 i trwa do późnych godzin nocnych. To wszystko sprawia, że większość czasu jeździmy z okropną, pomarańczowo-czerwoną, kiczowatą poświatą dookoła, która sprawia, że całe otoczenie wygląda po prostu brzydziej. Tylko w okolicach 9-12 godziny włącza się trochę inne, bardziej neutralne i białe oświetlenie - wtedy naprawdę jeździ się o wiele przyjemniej. Przez pozostały czas jest żółtawe, nadal trochę męczące. Drażni też trochę to, że światło zmienia się skokowo, nie ma płynnego przejścia z ciemności Mordoru do sielankowego poranka w Hobbitonie - zauważalne są momenty, gdy tajny kod Ubisoftu wciska przycisk "let's there be light". Bardzo, ale to bardzo brakuje w grze zmiennej pogody i zachmurzonego nieba, deszczu. Okropnie wyglądają też wszelkie reflektory w grze - w czasie dnia światła uliczne wyglądają jak w nocy, oślepiające niczym światła na scenie, auta  non stop jadą na hamulcu, z włączonymi światłami stopu.

Gra potrafi wyglądać pięknie i naturalnie...
... albo jak z telefonu.
Światła oślepiają w dzień

Dopełnieniem tego są lustrzane pokrycia samochodów. Przyczepy tirów błyszczą się jak Doda na koncercie, a powinny czasem być matowe, to samo jest z wywrotkami. Wszędzie obecna jest nieskazitelna, świecąca jak lustro powłoka.
Drugą wadą grafiki są brzydkie tekstury. Asfalt jest dziwny - ma generalnie dwie powierzchnie - jedną znośną i realistyczną, jedną okropną - szarą, rozciągniętą plamę, która jeszcze gorzej wygląda oświetlona reflektorami, włączanymi już o 17.00, w blasku dnia. Tekstury nie zachwycają również na wszelkich skałach i kamieniach. Brzydkie jest niebo, jako statyczny "gif". To wszystko są jednak rzeczy, które można jeszcze poprawić i mam wielką nadzieję, że to tylko niedoróbki Bety, bo miejscami gra wygląda cudnie, a gdzie indziej jak ścigałka nomen omen - Asphalt na Androida.

Tajemna granica, gdzie dobry asfalt spotyka się z marnym - obecność latarni sugeruje jednak, że przy innym rodzaju drogi, twórcy się aż tak nie postarali.
Jezdnia potrafi wyglądać szczególnie brzydko w nocy

Oprócz tych dwóch kwestii, reszta grafiki prezentuje się nieźle. Nie jest to poziom GTA V, ale jest akceptowalny. Nasze samochody są wykonane ładnie i szczegółowo (kokpity trochę gorzej), wiele obiektów w grze zrobiono bardzo dokładnie i z dbałością o drobiazgi, np. wielkie anteny  w pobliżu Roswell, centra handlowe, obiekty w miastach itd. Bardzo dobrze prezentuje się roślinność, trawa, drzewa, pola kukurydzy. Świetnie wyglądają stare, wytarte reklamy na ścianach budynków w Chicago. Auta ładnie się brudzą zależnie od terenu po którym kręciły bączki, uderzenia nadrywają zderzaki, wyginają karoserię.

Nasz samochód efektownie się brudzi - uszkodzenia raz naprawiały się same, raz zostawały

Trochę gorzej jest z dźwiękiem - jest bo jest, silniki brzmią różnie, ale nie jest to rewelacyjny poziom, w który ktoś włożył trochę serca. Długo musiałem szukać w radiu piosenki, przy której nie odpadałyby uszy, w końcu znalazłem jakieś akceptowalne dźwięki, podobne do muzyki z mapy GTA V. Fajnie, że są charakterystyczne odgłosy klaksonów amerykańskich ciężarówek i syreny pociągów, ale trochę za cicho i za rzadko się odzywają. Szkoda, że twórcy nie pokusili się o trochę większy wydatek i prawa do amerykańskich przebojów muzycznych. W grze idealnie sprawdziłyby się klasyczne hity "New York, New York", "Hotel California", "San Francisco (Be Sure to Wear Flowers in Your Hair)", "Viva Las Vegas", "Sweet Home Chicago" i podobne - zmieniające się wraz z naszą lokacją.

De Lorean w "Powrocie do przyszłości 2"? Niee, to tylko bug w fizyce

Fizyka jazdy jest taka akurat dla zręcznościówki, gdzie pędzi się raz po asfalcie, raz po trawie, polach i lasach. Pozwala jako tako, bez nerwów przemierzać wirtualne Stany. Polecam tryb Sport, bo Hardcore sprawia tylko, że non stop tył auta obraca się dookoła przy każdym ruchu kierownicą. Duże brawa należą się za to, że prawie wszystkie obiekty można "skosić", rozjechać. Nie ma frustrujących sytuacji, że pędząc 200km/h nagle staniemy w miejscu, zatrzymując się na nietykalnej latarni. Trzeba jednak zganić za kiepskie kolizje z beczkami na autostradzie i pachołkami robót drogowych. Wjeżdża się w nie jak w liście, tu znowu wzorem może być GTA V. Całkiem nieźle samochody zachowują się podczas zderzeń, jedynie kontakty z większymi kamieniami, głazami powodują czasem dosłowny lot w kosmos, na pułap nieosiągalny nawet dla helikopterów (ale to cecha wielu gier wyścigowych, nawet od Papyrusa).

Viva Las Vegas

Te wszystkie wady mogą sugerować, że The Crew to przeciętniak, który nie jest wart szczególnego zainteresowania, kwestie oświetlenia, lustrzanych trucków i okropnych piosenek pewnie zostaną do premiery, ale jest wręcz przeciwnie! "Ekipa" ma to "coś", w co wielu ludzi włożyło sporo serca i wysiłku i co przykuwa do tej gry na dłużej. To wielka, rewelacyjnie zrobiona mapa USA, po której chce się jeździć i jeździć i jeździć...
Świetnie oddano charakterystyczne rejony Stanów, przejścia po między nimi są bardzo płynne i naturalne. Zielono-jesienne lasy Nowej Anglii zmieniają się w równiny i palmy Florydy, te przeobrażają się w bagna południa, potem pustynie Arizony, wzgórza Kalifornii, choinkowe Seattle, górzyste Yellowstone. Mapa wypełniona jest po brzegi różnymi smaczkami, drobiazgami i rzeczami "only in USA". W Waszyngtonie lata nad nami "Marine One" - śmigłowiec prezydenta, na Florydzie z zarośli wylatują flamingi, przy torze wyścigowym (realne Sebring czy Laguna Seca) przelatuje eskadra myśliwców, na pustyni biegają kojoty, w lasach daniele, na przedmieściach stoją osiedla przyczep "white trash family", itd. itp. Posiadając odpowiedni "level", możemy zwiedzać wybrane miejsca, oglądając mini-scenkę, zyskując na tym punkty i wirtualną walutę.

Marine One nad Białym Domem

Bardzo dobrze oddano miasta, jest ich w grze kilka - od wielkich, jak Nowy Jork czy Los Angeles, Chicago - po mniejsze: Amarillo, St. Louis czy pełne UFOwych knajp Roswell. W każdym z nich pełno jest charakterystycznych, realnych miejsc, zabytków - oczywiście odpowiednio "ściśniętych" przy sobie, ale razi to jedynie w Nowym Jorku gdzie Statua Wolności tkwi praktycznie na ulicy. Miasta są całkiem "żywe", jeżdżą karetki na sygnale, gdzieś płonie statek, po chodnikach wędrują piesi, budynki są zróżnicowane. Oprócz miast mamy też odtworzone amerykańskie cuda natury - wodospad Niagara, Monument Valley, Wielki Kanion, Dolinę Śmierci. Znajdziemy bazę wojskową, cmentarzysko samolotów, przylądek Canaveral z promem kosmicznym - lista naprawdę nie ma końca.

Welcome to the hotel California

Jedyny minus jaki ma wspaniała mapa USA, to dziwne , szerokie i równe jak autostrada polne drogi, w kolorze smoły, którymi czasem skracamy sobie trasę. Tam gdzie chcemy jechać, prowadzi nas dziwna wstążka nawigacji, lewitująca  w górze, która zmienia naszego Mustanga czy Focusa w trolejbus, ale na szczęście można ją wyłączyć. Gra stara się nam też urozmaicać długie podróże, aktywując raz po raz różne wyzwania - skoki, jazdę slalomem, przez bramki - dla jednych będzie to frajda, dla innych "przeszkadzacz", biorąc pod uwagę, że wszelkie podsumowania, nagrody wyświetlają się centralnie na ekranie, bez przerywania jazdy. Na trasie przyjdzie też nam się zmierzyć z policją, ale nigdy nie udało mi się narozrabiać bardziej niż na 2-3 gwiazdki, a w tym wypadku policja nie stanowi wielkiego wyzwania. Trochę szkoda, bo z tak dobrze zrobionymi wirtualnymi Stanami - ta gra wręcz błaga o fabułę w stylu "Znikającego punktu" i podróż od wybrzeża do wybrzeża z kilkunastoma radiowozami "na ogonie" - cóż, może kiedyś...

Pędząc po słonym jeziorze

Gdy już zachłyśniemy się wolnością aż za bardzo, znajdziemy na mapie wiele misji, zadań, związanych z fabułą lub nie. Zestaw jest dość standardowy - wyścigi, staranowanie pojazdu, jazda na czas, unikanie uszkodzeń itp. Możemy je wykonywać solo lub razem z innym graczem - ale większość funkcji społecznościowych jest na razie w Becie zablokowana. Za dobrze wykonane zadania dostajemy punkty doświadczenia, walutę "bucksy", awansujemy na wyższy poziom, odblokowujemy części do tuningu. Modyfikacja auta jest typowa dla zręcznościówek, poprawia statystki auta i zmienia go wizualnie. Towarzyszące temu animacje rozkładania samochodu są przyjemne i widowiskowe, ale po dłuższym czasie mogą nużyć, podobnie jak atakujące nas non stop wstawki z paleniem gumy. Przydałaby się opcja wyłączenia mini filmików permanentnie.

Tuning w stylu Underground

"The Crew już w wersji Beta jest ciekawą pozycją, której warto poświęcić czas. Gra, która szczególnie sprawdzi się na konsoli - to rewelacyjny tytuł na wygodne granie z joypadem na kanapie, trochę mniej dobry, by przykuwać się do biurka z kierownicą. Trochę niepokoi tylko fakt, że w grze, której główną rolę powinny grać samochody - najbardziej podobały mi się Stany Zjednoczone... Auta są jakby drugoplanowym środkiem do popychania fabuły do przodu, do wykorzystywania tych wszystkich opcji społecznościowych, które wydają się odgrywać "pierwsze skrzypce". W grze trochę za dużo jest "Szybkich i wściekłych", a za mało "60 sekund". Wygląda to jakby grę robili ludzie, którzy kochają grać, kochają gry komputerowe - ale nie było tam nikogo, kto kochałby samochody...

Takie The Crew warte jest preordera
Takie wygląda nieszczególnie - głównie przez kolory
Miejmy nadzieję, że finalna wersja będzie "kosmicznie" dobra
DM
29 sierpnia 2014 - 08:33