Batman: Arkham Origins - Cold Cold Heart - Recenzja - Joorg - 9 września 2014

Batman: Arkham Origins - Cold, Cold Heart - Recenzja

Joorg ocenia: Batman: Arkham Origins - Cold, Cold Heart
50

Po kilku mniejszych DLC dodających nowe skiny, wyzwania i przedmioty do multiplayera, przyszedł również czas na fabularne rozszerzenie do Batman: Arkham Origins o tytule Cold, Cold Heart. Twórcy na tapetę postanowili wziąć innego, dobrze znanego antagonistę, Mr. Freeza i przedstawić jego początki w Gotham. Czy warto sięgnąć po dodatek do najsłabszej dotychczas odsłony z ostatnich gier o Mrocznym Rycerzu czy może lepiej dać sobie z nim spokój i spuścić na ten tytuł kurtynę zapomnienia?

Z nową grą o Batmanie długo się wstrzymywałem. Mimo, że uwielbiam serię zapoczątkowaną przez Rocksteady Studios i pierwsze dwie części zrobiły na mnie ogromne wrażenie oraz przyciągnęły do monitora na długie godziny, to recenzje Arkham Origins skutecznie mnie odstraszyły od kupna tej produkcji zaraz po jej premierze. Prequel nabyłem w okazyjnej cenie podczas wakacyjnych promocji, co tylko mi się opłaciło. Spadek jakości względem poprzednich odsłon odczuwany był na każdym kroku, a gra sama w sobie była nudną, zwyczajną powtórką z rozrywki. Jednak jako że nie lubię zostawiać za sobą niedokończonych historii, postanowiłem zmierzyć się z fabularnym rozszerzeniem, które swoją premierę miało pod koniec kwietnia tego roku.

Akcja Cold, Cold Heart rozpoczyna się w sylwestrową noc, czyli kilka dni po wydarzeniach z "podstawki". Podczas gali Humanitarian of the Year zorganizowanej przez samego Bruce'a Wayne'a dochodzi do wielkiego napadu. Mr. Freez wraz z ludźmi Pingwina terroryzuje gości i porywa Ferrisa Boyle'a, honorowego gościa wieczoru. Batman oczywiście nie ma zamiaru stać z założonymi rękami i szybko rusza na ratunek uprowadzonemu filantropowi.

Sama fabuła jest całkiem znośna, aczkolwiek niezbyt odkrywcza. Gracz dalej ma okazję śledzić początki Mrocznego Rycerza i dodatkowo poznać szczegółowo genezę Mr. Freeza, który jest dość ciekawym antagonistą w uniwersum DC. Dzięki temu, że gracz musi mierzyć się z dosłownie mrożącym krew w żyłach przeciwnikiem, twórcy mogli wprowadzić trochę zmian w otoczeniu oraz wyposażeniu Batmana. Największą nowością jest masywny strój chroniący przed zimnem. Mimo, że jest on znacznie cięższy od tego z podstawowej wersji, twórcy zupełnie nie oddali jego wagi w mechanice gry. Szkoda, bo wprowadzenie nowych profitów kosztem kilku utrudnień na pewno urozmaiciłoby rozgrywkę.

Akcja rozgrywa się w dwóch dzielnicach i na potrzeby dodatku po wejściu do gry tylko one zostają udostępnione. Gracz porusza się po oblodzonych  Coventry i Dzielnicy Brylantów, gdzie dodatkowo trafi na nowe "znajdźki" i zadania. Wśród nich znalazły się likwidacja zamieszek Anarky’ego i skanowanie jego symboli oraz odmrażanie zamarzniętych policjantów. Nie dostaje się za nie punktów doświadczenia, ten element w DLC został zupełnie pominięty. Jedyny profit jaki można zdobyć to dodatkowe osiągnięcia i kilka ulepszeń.

Największym minusem Batman: Arkham Origins: Cold, Cold Heart, który skutecznie potrafił wyprowadzić mnie z równowagi są bugi. Podczas zabawy wielokrotnie nie mogłem dokończyć jakiejś misji lub dotrzeć do jakiegoś miejsca przez głupie błędy. Przeciwnik wypadający pod mapę, miejsce, do którego nie da się dotrzeć, niedziałający gadżet... Tylu bugów nie dopatrzyłem się nawet w podstawce, która jest o wiele, wiele dłuższa. Tak, do minusów można doliczyć też czas potrzebny na ukończenie DLC, bo jeśli nie liczyć starty czasu przez bugi, wystarczą na to dwie godziny.

Podsumowując, Batman: Arkham Origins: Cold, Cold Heart polecić mogę w ostateczności największym fanom człowieka-nietoperza, którzy jakoś przetrawili prequel i są zainteresowani historią Mr. Freeza. Jeśli jednak średnio podobała Wam się nowa odsłona Batmana i czekacie na coś lepszego, to z czystym sumieniem możecie sobie odpuścić te rozszerzenie.

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.

Joorg
9 września 2014 - 16:27