Podsumowanie kariery czyli z League Two do Premier League w rok w FIFA 14. - Qualltin - 10 października 2014

Podsumowanie kariery, czyli z League Two do Premier League w rok w FIFA 14.

Z kolejnymi odsłonami FIFY jest tak, że żadna nie jest w stanie utrzymać się przy swoim „życiu” dłużej niż rok, bowiem producent ma taki plan wydawniczy, który uniemożliwia takiej grze istnienie, gdy na rynku dostępne jest nowsze wydanie, z zaktualizowanymi składami i odrobiną nowości, które choć niewiele wnoszą do samej gry, to jednak są na tyle kluczowe dla zainteresowanych futbolem, że zawsze my, fanatycy, sięgamy po najnowszą wersję. Tak też musiało być z FIFA 14, bowiem „piętnastka” jest już z nami od kilkunastu dni. Na pożegnanie więc z czternastym wydaniem gry od EA Sports chciałbym Wam opisać mój cel, którego realizacja zajęła mi równy rok.

Nie lubię grać zespołami, które są kompletne. Nie rozumiem podejścia, w myśl którego rozpoczyna się grę np. FC Barceloną w trybie kariery, bo nie pojawia się żadne wyzwanie, którego realizacja mogłaby mieć sens. Drużyna jest skompletowana, pieniądze na transfery są wręcz nieograniczone uwzględniając możliwość sprzedaży pewnej części „majątku ludzkiego”, a do tego już na starcie jesteśmy faworytami ligi, a przy tym także jednymi z pretendentów do miana drużyny z tytułem zwycięzcy Ligii Mistrzów na koncie. Dlatego też od wielu lat grając w FIFĘ sięgam po zespoły, które borykają się z problemami, które zamykają stawkę w najniższych dostępnych ligach. Właśnie z myślą o takich ludziach, jak ja, EA Sports powinno pomyśleć o dodaniu mniej popularnych lig oraz wprowadzeniu lig niższych z najpopularniejszych krajów. Gdy wyszła FIFA 14, wybór mój padł na zespół Chesterfield, który wówczas znajdował się w Football League Two. Grałem z długością połowy 4 minuty i przy poziomie trudności „klasa światowa” – oczywiście na X360.

Mało znany klub z piłkarzami co najwyżej przeciętnymi to idealna podstawa do stworzenia drużyny, która wespnie się po krajowej drabinie lig, docierając ostatecznie do Premier League. Do pokonania są więc drużyny z League Two, potem League One, następnie z League Championship, aby ostatecznie móc zmierzyć się z legendami futbolu na boiskach zespołów z Premier League. Skromny budżet i niewielkie możliwości na początku zmusiły mnie do szybkiej reorganizacji zespołu pod moją filozofię gry. Pierwsze okno transferowe opierało się na zachowawczych zakupach kilku kopaczy, którzy mogliby wylądować na ławce rezerwowych i w razie potrzeby wesprzeć zespół w przypadku kontuzji czy zmęczenia grą. Następnie rzuciłem się wraz z zespołem w wir sezonu, aby ostatecznie zakończyć sezon na pierwszej lokacie z wynikami (Z/R/P) 44/10/5 i zawrotnym stosunkiem zdobytych bramek do straconych 107:19. Z pucharów natomiast odpadliśmy dosyć szybko. Dzięki dobrej grze mojego zespołu, możliwe było rozpoczęcie nowego sezonu w League One.

Nowa liga oznaczała nowe wyzwania. Kilka rozsądniejszych transferów, a w tym zakup Ubiparipa za najwyższą dotychczas kwotę w klubie – 200 000 euro, pozwoliło stanąć w szranki z lepszymi zespołami. Nie obyło się bez problemów, a w tym paru kontuzji, ale dzięki temu nowo zdobyci zawodnicy mieli okazję częściej grać. Udało się wygrać F.A. Cup, natomiast Puchar Capital One skończył się dla nas już w 3 rundzie. Najważniejsze było jednak zdobycie awansu, a to udało się wręcz znakomicie. Ponownie pierwsze miejsce przy wynikach 45/7/6 i bilansie bramek 90:27. Widać jak na dłoni, że nie było już tak łatwo, jak rok wcześniej. Przed nami teraz czekały walki w League Championship.

Tym razem nie poszło jak po maśle. Wprawdzie sezon zakończyliśmy na drugiej lokacie z wynikami 30/10/11, ale stosunek bramek 63:33 dał do zrozumienia, że tracimy coraz więcej goli wraz ze wspinaczką po ligowej drabinie, toteż większość pieniędzy zainwestowałem w nowych obrońców, a w tym w M’voto, który bardzo szybko zdobył kapitańską opaskę będąc podstawą linii obrony i jednocześnie też dobrym zawodnikiem w polu bramkowym przeciwnika podczas rzutów rożnych, pakując kilka bramek w sezonie główką. Sprzedany został natomiast dotychczasowy bramkarz Lee za zawrotną kwotę 2 200 000 euro, co pozwoliło zrealizować opisywany wcześniej cel transferowy. Puchary stracone zostały w pierwszych rundach, ale to pozwoliło skupić się na ligowych rozgrywkach. Wywalczony awans był nagrodą za 3-letnią harówkę moich zawodników. Przed nami Premier League.

Nasze istnienie w Premier League rozpocząłem od odważnych zakupów, gdzie prawie 3 000 000 euro wydałem na dwóch kopaczy, pochodzenia polskiego na dodatek, którzy od teraz stanowili trzon mojego ataku wspierając niewątpliwą gwiazdę mojego zespołu od momentu, kiedy go przejąłem, czyli Armanda Gnanduilleta. Sezon był ciężki, a cele do zrealizowania wydawały się wręcz poza zasięgiem, jednak twarda walka każdego zawodnika z osobna pozwoliła ukończyć sezon 2016/2017 na 5. lokacie z wynikami 28/12/6 i stosunkiem bramek 74:33. Obrona nie zawodziła, a nowy atak spisywał się znakomicie. Udało się więc awansować do Ligii Europejskiej. Pierwszy sezon w Premier League uważam za bardzo udany.

W tekście umieściłem zdjęcia najważniejszych elementów mojego zespołu, a w tym m.in. wartość zawodników, oraz aktualny skład, z którym rozpoczynam sezon 2017/2018. Zawodnicy w większości przypadków przekroczyli Overall wynoszący 70, a to oznacza, że możemy uznawać nowe, odmienione w ciągu 4 lat Chesterfield F.C. za klub, który może odważnie powalczyć o miejsce na podium, a także zmierzyć się z europejskimi potęgami w Lidze Europejskiej. W składzie znajduje się też kilku juniorów, których wartość przy ich aktualnym wieku 16 lat, potrafi przekraczać już 500 000 euro. Sezon ten zapowiada się więc bardzo „bogato” tym bardziej, że zarząd przydzielił nam fundusze na transfery w wysokości 17 000 000 euro, oraz możemy skorzystać z budżetu na płace tygodniowe wynoszącym prawie 100 000 euro.

Realizacja postawionego przede mną samym celu trwała równo rok. Od premiery FIFY 14, do premiery FIFY 15, ciągnąłem ten sezon, krok po kroku zbliżając się na szczyty możliwości takiego zespołu w tak krótkim czasie. Należy uwzględnić oczywiście fakt, że nie miałem codziennie po kilka godzin, bowiem wtedy osiągnięcia te miałbym zapewne po paru miesiącach bądź nawet tygodniach. Zakładając, że jeden mecz, razem z przygotowaniem i przerywnikami, trwa około 11 minut, łącznie na graniu spędziłem prawie 40 godzin. Tutaj warto wspomnieć o tym, że średnio na jeden rozegrany do końca mecz, przypadały ze dwa mecze, które kończyłem chwilę przed faktycznym końcem meczu (z różnych powodów). Jeśli jeszcze doliczyć do tego czas spędzony w samym trybie menadżera, szukając zawodników, edytując skład i bawiąc się wszelkimi dostępnymi opcjami, na pewno przekroczyłem 80 godzin. A najważniejsze, że jestem z mojego osiągnięcia zadowolony.

Qualltin
10 października 2014 - 17:30