Recenzja Grand Theft Auto: San Andreas HD - marudny powrót na Grove Street - Materdea - 3 listopada 2014

Recenzja Grand Theft Auto: San Andreas HD - marudny powrót na Grove Street

Materdea ocenia: Grand Theft Auto: San Andreas
75

Nie wierzę, że to panowie z Rockstara zażyczyli sobie takiego portu na 10-lecie Grand Theft Auto: San Andreas. Jeśli nie jest to decyzja stricte biznesowa, wychodząca od kogoś, kto zupełnie nie zna się na wirtualnej rozrywce (bo o rynku pewnie wie całkiem sporo), to musiał być to ruch desperata. Nie chodzi mi o sam fakt wydania poprawionej wersji kultowego San Andreas, a o jego jakość.

Po negatywnie nacechowanym wstępie – który pewnie będzie lepiej się klikał – muszę sprostować kilka spraw. Przede wszystkim zdaję sobie sprawę z tego, czym de facto to San Andreas jest, ile lat ma na karku i jak wygląda. Jednak najbardziej mierzi mnie to, że posiadacze Xboksów 360 (na innych platformach edycji HD na razie nie uświadczysz) otrzymali bezczelny port wprost z platform mobilnych! Co jak co, ale duma została urażona.

Ponadto GTASAHD, jak niektóry nazywają tę wersję gry, niejednokrotnie powiela błędy widziane na ekranach smartfonów i tabletów, a nawet dodaje kapkę nowych. Pominę milczeniem przedmioty oraz postacie przenikające przez tekstury, bo czasami przy tym silniku jest to normalne. Jednak losowo znikający dźwięk podczas cut-scenek, celowanie lewym spustem a strzelanie przyciskiem B, czy też tekstury nie-do-końca-wysokiej-rozdzielczości – tego nie da się przeboleć. Żałuję też zbyt czułej prawej gałki analogowej, która odpowiada za namierzanie przeciwników. Przez ten zabieg nierealne staje się trafienie w choćby głowę oponenta w trybie swobodnego celowania. Niezbędny jest autoaim, co odpowiada za drobny ubytek wartości rozgrywki.

No i najważniejsze – niemożność utrzymania płynnych 30 klatek na sekundę! Animacja momentami potrafi spaść poniżej tego – i tak radykalnie ustawionego dla gry sprzed dekady – kryterium. W mojej ocenie jest to nie do pomyślenia, by w taki sposób produkcja działała na konsoli, która jest pierwotnie o generację wyżej względem oryginału!

Na szczęście nowe-stare GTA: San Andreas nie jest tylko zlepkiem błędów oraz glitchy graficznych. To ciągle tak samo zajebista przygoda CJ-a w, przerysowanym do bólu, świecie gangsterskich porachunków! Nie będę nawet próbował przytaczać tak oczywistych aspektów recenzji jak historia, rozgrywka etc. bo to każdy zna na wylot. Skupię się wyłącznie na elementach dodanych, bądź też zabranych – lub w ogóle popsutych.

Skrobnę parę słów na temat zmian w oprawie wizualnej, ale względem konsoli PlayStation 2, a konwersją na komputery osobiste. Sam do czasu premiery San Andreas HD nie wiedziałem, że oryginał z PS2 tak znacząco różnił się od edycji przeznaczonej na PC. Komputerowe przygody gangu Groove Street zostały wykastrowane z kilku fajnych aspektów graficznych, które niewątpliwie pomagały budować klimat i nastrój „west coast”. Jest to przede wszystkim kolorystyka – głębsze, bardziej kontrastowe barwy, z dominującym kolorem pomarańczowym. Wierzcie mi lub nie, ale gdy kończy się intro, a my lądujemy na terenie Ballasów jedynie z kultowym rowerem przy płocie, to zachód słońca i aż żarzące się, brunatno-pomarańczowe niebo całkiem przyjemnie łechczą spojówki! To jeden z tych momentów, kiedy warto przystanąć na chwilę i popatrzeć.

Do kompletu dodać trzeba „świetlną flarę”, a więc strumień światła widziany, gdy skierujemy kamerę na słońce. Z pomniejszych „ficzerów” wspomnę też o refleksach na karoserii aut (w przypadku pecetów samochody były bardziej matowe, przez co np. koguty radiowozu odbijały swoje barwy tylko w kołpakach) czy też zmienionym interfejsem – nomen omen identycznym, jak w przypadku gry na platformy mobilne.

Grand Theft Auto: San Andreas HD oferuje także rozdzielczość 720p oraz wspomniane nie-do-końca-wysokiej-rozdzielczości tekstury. Nie każda jest podciągnięta pod wspomnianą rozdziałkę, przez co czasami możemy natknąć się na bardziej rozpikselowane tła, niż można byłoby się spodziewać. No i są osiągnięcia, co dla „achievements hunters” powinno być dobrą wiadomością.

Krótko podsumowując, rzeknę – świetnie, że San Andreas pojawiło się na konsoli, którą posiada tak wielu graczy. Świetnie, że poprawiono tekstury, podciągnięto rozdzielczości, pozostawiono szereg ciekawych mechanizmów z oryginalnej wersji. Szkoda jednocześnie zaistniałych błędów, choć liczę, że do GTASAHD zostanie wydany przynajmniej jeden patch. Tak czy owak – za piętnaście złotych warto dać szansę Rockstarowi!

Materdea
3 listopada 2014 - 20:54