Secret Service – największe oszustwo w historii polskiej prasy o grach? - Meehow - 11 grudnia 2014

Secret Service – największe oszustwo w historii polskiej prasy o grach?

Secret Service umarł. Znowu. Wielu ta wiadomość wcale nie dziwi, wszak pierwsze znaki ostrzegawcze pojawiały się już w październiku. Okazuje się jednak, że cała sprawa ma drugie dno i – nie czarujmy się – ładnie to nie wygląda. Najpierw odejście „Pegaza” i deklaracje o niebyciu członkiem redakcji (pozostając przy tym dyrektorem kreatywnym), później zwinięcie sklepu i ogłoszenie założenia nowego magazynu, a teraz okazało się, że to wszystko część planu, bo w ekipie Sikreta niedobrze działo się jeszcze przed wydaniem 97. numeru. Czy rekordzista polskiego crowdfundingu i wskrzeszona legenda okazała się wyjątkowo mocnym kandydatem na oszustwo roku? Po odpowiedź jednego z darczyńców zapraszam do treści właściwej tego felietonu.

Tak mogłaby wyglądać okładka dokumentu o powrocie Sikreta (źródło: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10152635987503473&set=p.10152635987503473&type=1&theater)

Nie jestem pewien, czy o taki powrót chodziło redakcji Secret Service. Przyszli, napompowali nadzieje i oczekiwania, wydali dwa numery i zwinęli sklep, ogłaszając że tworzą nowy magazyn w miejsce Sikreta. O ile to ładny gest ze strony ekipy PIXELA (bo tak brzmi nazwa owego czasopisma), że darczyńcy otrzymają gratisowo co najmniej jeden numer, to jednak sprawy pod dywan w ten sposób nie zamiotą. Secret Service zmarł haniebną śmiercią i dopiero teraz powolutku wychodzą brudy, jakie były trzymane z dala od społeczności. Sam Robert „Łapusz” Łapiński, wydawca Ś.P. Sikreta, przyznał w zamkniętej grupie sikretowej w serwisie Facebook, że sytuacja wewnątrz redakcji „zaczęła się mocno psuć już na jakiś czas przed wydaniem pierwszego numeru. Sytuacja w pewnym momencie była bardzo poważna, samo wydanie magazynu było zagrożone. Zagryzaliśmy zęby i walczyliśmy z nadzieją, że się wszystko uda nam poukładać. Awaryjne wyjścia były w naszych głowach od jakiegoś czasu, myśleliśmy o tym, co się może wydarzyć gdyby nastąpiła zmiana tytułu. Wymyśliliśmy nazwę, domenę. Mieliśmy naprawdę nadzieję, że dmuchanie na zimne” (pisownia oryginalna). Szkoda tylko, że nie poczuliście się w obowiązku poinformować o tym ludzi, dzięki którym w ogóle mogliście „walczyć”.

Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało!

Problem polega właśnie na tym, że nikt nie czuje się w obowiązku wzięcia na siebie odpowiedzialności za tę całą klapę, albo po prostu nie ma elementarnej odwagi cywilnej, żeby to zrobić. Każdy ma natomiast mnóstwo do powiedzenia na swoją (i cudzą) obronę. Co prawda ze strony „Łapusza” padły słowa „przepraszam”, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ekipa Sikreta stara z siebie zrobić ofiarę bezwzględnego losu i uciszyć sprawę, zamiast po męsku przyznać, że po prostu zawaliła. A wina redakcji jest tutaj niewątpliwa, wszak wiedziała już dużo wcześniej, że prawdopodobnie straci prawa do wydawania magazynu pod nazwą „Secret Service”. I co nam powiedziano po tym, jak „Pegaz” zabrał zabawki i poszedł do domu? Że 98. numer Sikreta powstaje pełną parą. Nikt nawet nie zająknął się o tym, że umowa o udzielenie licencji z firmą Pegaza (Bronwald) wygasa, a „Łapusz” już zarejestrował domenę dla PIXELA.

Ktoś może teraz powiedzieć, że przecież Sikret to ludzie, a nie nazwa czy piorun w logo. O ile zgadzam się z tym stwierdzeniem, to jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że ta cała szopka z reanimacją kultowego pisma była po prostu sposobem promocji nowej marki lub drogą powrotną pewnych ludzi na branżowe salony. Bo jaki, przepraszam, jest cel w obiecywaniu ludziom sześciu numerów nowego Secret Service (za co zresztą redakcja wzięła pieniądze z góry), jeśli najwidoczniej zawarta z posiadaczem praw umowa pozwalała na pewne wydanie tylko dwóch? Gdybym zapłacił za sześć SS-ów – czego, na całe szczęście, nie zrobiłem – to chciałbym teraz zwrotu pieniędzy (jak wynika z komentarzy pod postem „Micza”, PODOBNO ma być taka możliwość, ale ja bym się na to nie nastawiał), a nie jakiegoś zupełnie innego pisma, którego pojawienia się nawet bym nie zauważył, gdyby nie crowdfundingowy szał i żerowanie na sentymencie. Z całą moją sympatią do niektórych autorów, po prostu nie cierpię nieszczerości i oszustwa. Nie chcę PIXELA dlatego, że jest on właśnie owocem nieszczerości i oszustwa. Poza tym jest to układ na zasadzie: „wiem, że zapłaciłeś za peceta, ale damy ci konsolę; też się na tym da grać, więc nie ma się o co oburzać”.

Oczywiście to nie moja sprawa, na co wydają pieniądze dorośli ludzie. Jeśli ktoś nadal darzy zaufaniem „Łapusza” i „Micza”, niech kupuje ich nowy magazyn. Są z pewnością tacy, którzy nie zaczęli uważać, że noszenie koszulki z nadrukiem „WSKRZESIŁEM SECRET SERVICE” jest obecnie jak noszenie kartki z napisem „kopnij mnie” albo „jestem frajerem”. Znajdą się i tacy, dla których piwo pite z kufla sygnowanego logiem Sikreta nie ma smaku moczu. Pod żadnym pozorem nie kieruję tego tekstu przeciwko im; sam zresztą dałem się naciągnąć jak dziecko. Pragnę im tylko przypomnieć, że Dr Destroyer prześmiewczo mądrzył się w 98. Secret Service, że redakcja doskonale wie, jak tworzyć czasopismo komputerowe, a wszyscy krytycy SS-a to zwyczajni hejterzy. Ciekawe, czy ów waszmość podtrzymuje swoje słowa i czy jest mu teraz głupio. Może w PIXELU też będzie prawił morały.

Ani słowa prawdy

Kłamstwa ekipy SS-a można długo wymieniać. Przypominam o jej deklaracji jeszcze z czasów zbiórki funduszy, kiedy to obiecywała, że „sprawy formalno-prawne zostały zapięte na ostatni guzik, by już nigdy się nie powtórzyły stare problemy”. Nie puszczam również w niepamięć słów  o tym, że Secret Service powróci niezależnie od wyniku kampanii i na pewno nie zakończy działalności po kilku numerach (zakończył po dwóch, więc brawa dla redakcji za dotrzymanie słowa). Wszystko to można (jeszcze) sprawdzić w profilu Secret Service na platformie crowdfundingowej PolakPotrafi.pl.

Na fanpejdżu Secret Service zawrzało na wieść o tym, że magazyn zdechł szybciej niż przewidywali to nawet jego hejterzy. Niestety, tej porcji wściekłych komentarzy nie przeczytacie, bo Panowie Sikretowcy już zdążyli owego fanpejdża usunąć. Na profilu magazynu PIXEL i w w/w grupie Secret Action nadal licznie pojawiają się głosy niezadowolenia, ale podlegają już cenzurze, m.in. ręką „Micza”, pod pretekstem walki z „chamstwem”. Pozwolę sobie przytoczyć jeden z takich usuniętych (i bardzo niewygodnych) komentarzy z nadzieją, że jego autor (redaktor magazynu Gamer) nie ma nic przeciwko.

Trudno autorowi komentarza nie przyznać racji. (źródło: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10205402742131825&set=p.10205402742131825&type=1&theater)

Moim zdaniem winę za klęskę Secret Service ponosi trójca stanowiąca główne twarze kampanii w serwisie PolakPotrafi.pl, czyli trio złożone z „Pegaza”, „Micza” i „Łapusza”. To oni najwidoczniej najpierw nie potrafili się dogadać jak dorośli ludzie, potem rzetelnie poinformować fanów/darczyńców o zaistniałej sytuacji, a kiedy już wszystko upadło, nawet nie wykazali się posiadaniem przysłowiowych jaj, żeby przyjąć na siebie słuszny gniew rozczarowanych fanów i, przede wszystkim, klientów. Jest to dla nas wszystkich bolesne przypomnienie, że obietnice nic nie kosztują. Jakież to typowe dla naszej rzeczywistości: nic się nie stało, nikt nie jest odpowiedzialny, samo się zepsuło. Sorry, taki mamy klimat, piorunów nie ma.

Sikret zabity na śmierć

Jeszcze niedawno opisywałem 98. numer Secret Service. Pisałem wówczas, że widzę postęp w stosunku do wydania poprzedniego i że mam wobec tego zamiar dać pismu kolejną szansę. Tymczasem Jaśnie Panujący w Sikrecie już wtedy wiedzieli, że sikretowe zombie skazane jest na marny koniec. Słowem: czuję się cholernie zawiedziony i oszukany. Napisawszy z grubsza, co miałem do napisania w temacie, postanawiam nie denerwować się faktem, że jako darczyńca wyrzuciłem pieniądze w błoto, błędnie lokując swoje zaufanie. Weźcie sobie te pieniądze i kupcie sobie za nie coś ładnego, Panowie Sikretem (niegdyś) Rządzący, ale wiedzcie, że nie dam się już więcej Wam naciągnąć. Idzie zima, więc obiecany pierwszy numer PIXELA (wraz z 97. i 98. SS-em) doskonale nada się na rozpałkę. Szkoda mi tylko tych kilku potencjalnie dobrych tekstów, których nie przeczytam przez niesmak do Waszych poczynań.

Meehow
11 grudnia 2014 - 16:32