Dekalog Gladiatora - Exodus wchodzi do kin - s!n - 9 stycznia 2015

Dekalog Gladiatora - Exodus wchodzi do kin

Historia opowiadana przez Scotta, jest stara jak świat i znana chyba każdemu. Nawet jeśli wydaje Wam się, że jej nie znacie, po kilku scenach na pewno zapali się lampka - gdzieś już to widziałem. I niestety ta lampka, będzie się nieznośnie pojawiać dość często… Exodus momentami, jest kalką flagowego dzieła Scotta - Gladiatora. Mojżesz to skóra zdjęta z Russella. Czy to przeszkadza w sensie? Mnie osobiście tak.

Mojżesz zawsze kojarzył mi się z panem w skórzanych sandałach, przetartej białej szacie i z kijem do poganiania owiec w ręku. No wiecie, taki Józef dwa. I mimo, że Bale w środku filmu wciela się w takowego dziaduszka, to niestety przez lwią część filmu biega z meczem. W początkowej fazie zabija bez mrugnięcia okiem i walczy jak… hmm, no pomyślmy, Gladiator? I tu jest pies pogrzebany. Za dużo w Mojżeszu Batmana i Maximusa, a za mało mówcy i przewodnika. Tak naprawdę, film w ogóle nie pokazuje dlaczego Mojżesz zyskał przychylność masy ludzi, którą następie kierował i jej przewodził. Myślałem, że w filmie będzie mnóstwo patetycznych przemów, a'la amerykańscy prezydenci w filmach typu Dzień Niepodległości. Takowych nie ma praktycznie wcale. Mojżesz, sprawia wrażenie osoby, której wraz z przyrostem brody, zamiera aparat mowy.

Pod względem walki dwóch „braci”, przez cały seans Exodus wywiązuje się poprawnie. W powietrzu przez cały film czuć ich rywalizację, zaciętość Ramzesa i dystans Mojżesza. To jeden z największych plusów filmu. Po prostu widać, że tego typu zabiegi Scott ma opanowane do perfekcji ponieważ stosował je już w swoich filmach, a teraz zwyczajnie je kopiuje. No ale przecież zwycięskiej drużyny się nie zmienia, a dobrych schematów nie ulepsza na siłę. Ramzes został przedstawiony bardzo dobrze. Jego zachowania są równie bestialskie co wytłumaczalne, a przez to realistyczne. Postać Bale'a, jest fatalna, a przy tym chaotycznie zbudowana. Nie zrozumcie mnie źle, ten facet to świetny aktor, ale dostał tak tragicznie napisaną rolę, że nie mógł wykrzesać z siebie nawet 20%.

Przez pierwsze 40 minut film jest słaby, a także nudny i przez to irytujący. Ale warto przez tę ścianę się przebić, bo od momentu egipskich plag jest już tylko lepiej, a finał na dużym ekranie wgniata w fotel – naprawdę myślałem, że widziałem już tak wiele, że to niemożliwe. Paradoksalnie, w momencie, kiedy Mojżesz staje się biernym obserwatorem wydarzeń i gdy postępuje jego "choroba brodowa" (pamiętacie, im dłuższa broda, tym mniej mówi), film nagle nabiera kolorów i ogląda się go świetnie! Tu już nie chodzi nawet o efekty specjalne. Te są fenomenalne – jasne, ale kompilacja muzyki, przemyślanych ujęć i sekwencji następujących po sobie kolejnych plag to majstersztyk, bez którego oglądalibyśmy jedynie kolejne Starcie Tytanów. A im dalej seans postępuje, tym jest lepiej. Kolejne niecałe dwie godziny mijają błyskawicznie i ostatecznie film zaspokaja (mało wymagające – to fakt) potrzeby, jak typowy blockbuster. Czy to źle? Chyba nie, choć na emocje z Lisą Gerrard w tle liczyć nie możemy, to kawał solidnej reżyserskiej roboty i wielkiej produkcji, której zadaniem jest przede wszystkim zachwycić widzów stroną wizualną.

Chyba nikt nie spodziewał się od Exodusu filozoficznego podłoża i drugiego dna, soczystych metafor oraz płaczliwych scen. Choć historia, którą filom porusza i daje duże pole do popisu na tle filozoficzno-religijnym. Dało się z takiego tematu wyciągnąć sporo więcej. Czyż Pasja Mela Gibsona nie była kontrowersyjna i czyż nie rozprawiało się o niej latami? Exodus jest płytki jak morze po odpływie, wywołuje chwilową burzę i lekkie kontrowersje, ale ostatecznie, utonie w natłoku innych filmów o tematyce religijnej (Noe). Czy więc warto wybrać się na niego do kina? Tak, bo to kawał dobrej rozrywki. Nie jestem przesadnie religijny, więc tego typu zabieg, nie zniesmaczył mnie, jak również nie zrobili tego biali aktorzy w roli Egipcjan. Jedyną przesadą w Exodusie jest oczywiście personifikacja Boga. Jest to pastisz i żenada w jednym. Mojżesz wykuwający 10 przykazań popijając herbatkę z łysym dzieckiem symbolizującym Boga, to już nawet nie jest niesmaczne, ale komiczne. Takie fragmenty dosłownie niszczą ten film, obdzierają z jakichkolwiek głębszych doznań, niż tylko uczta dla oka. Jeśli chcecie zobaczyć Exodus w ogóle, zróbcie to teraz. Oglądanie go bez dobrego nagłośnienia i dużego ekranu, będzie przykrym doświadczeniem, bo cała wydmuszka pęknie.

s!n
9 stycznia 2015 - 22:54