Powrót żywych trupów - recenzja gry Resident Evil HD - Pita - 19 stycznia 2015

Powrót żywych trupów - recenzja gry Resident Evil HD

Pita ocenia: Resident Evil HD
95

Pałam ogromną miłością do pierwszego Resident Evil. To świetna gra na pierwszym PlayStation oraz na Sedze Saturn. To fantastyczna zabawa na Nintendo DS. oraz legendarny remake na GameCube. Zapowiedź odświeżenia edycji z GameCube powitałem z otwartością, ale lekko podejrzliwie. Nie raz psuto edycje HD, czego koronnym przykładem był niestety Silent Hill.

Silent Hill i Resident Evil. Dwa oblicza survival horroru, które dla mnie pokazują jak bardzo przez ostatnie lata zmieniły się gry wideo. Na całe szczęście Resident Evil HD Remaster to fantastyczna gra. Nierówna, odrobinę pokracznie próbująca połączyć stare z nowym, ale wciąż fantastyczna. Powrót REmaku pierwszego Resident Evil z GameCube, pomimo prawie 13 lat na karku (tak, już 13!) to wspaniały początek 2015 roku dla graczy na zachodzie.

Dlaczego Resident Evil jest dobre?

Pozwolę sobie powspominać. Po pierwsze, ponieważ wielu graczy nie miało do czynienia z tytułem na GameCube. Po drugie dlatego, że tej gry mi było potrzeba, do takiej gry po prostu musiałem wrócić – i muszę zachwycać się nią jakbym grał pierwszy raz.

13 lat jakie minęło od czasu wydania tej gry zmieniło całkowicie branżę. Znikła masa gatunków, przekserowano duże produkcje na „dorosłych graczy”, filmowość stała się plagą i umarły gry z budżetami klasy B. Mocno dostały po grzbiecie horrory, platformy ery 3D (poza Nintendo), jRPG-i. Zmienił się marketing oraz model biznesowy wymuszając na wielu inne postrzeganie gier. Zmieniło się wreszcie samo Resident Evil, które teraz jest nie wiadomo czym.

Wczesne Resident Evil oraz jego klony stworzyły niesamowitą mieszankę – w tych grach świetnie się strzela, ale trzeba oszczędzać amunicję. Zarazem, w trybach dodatkowych, gdzie nie mamy już limitów amunicji przekształcają się w świetne gry akcji. Zagadki są proste, ale nie prostackie, doskonale łamiąc ewentualną monotonię i budując klimat. Narracja prosta, ale dzięki otoczeniu niesamowicie wciągająca. Powracanie do lokacji – zawsze obarczone poczuciem niepewności, zawsze równie przyjemne co za pierwszym razem. Statyczne kamery to filmowość w dobrym tego słowa znaczeniu oraz przepiękny popis inteligentnej reżyserii środowiska gry. Powiem wprost – niedawno powtarzałem sobie oryginalną serię po latach (przy okazji po raz pierwszy zaliczając do końca Code Veronica) i to jedne z najlepszych gier w jakie grałem. Śmierć klasycznych Residentówek w ostatnich latach to dla mnie ogromny cios. To wspaniałe tytuły, które tyle samo czerpią z produkcji skupionych na mechanice walki, co z produkcji skupionych na ciekawej eksploracji.

REmaster (tak pozwolę sobie pisać o grze) pozwala wybrać nam jedną z dwóch postaci o odrobinę innym przebiegu scenariusza i umiejętnościach. Do eksploracji mamy ogromną, cóż, rezydencję, ze sobą mamy ograniczony ekwipunek, a przeciwko sobie zombie oraz mutanty. REmaster stawia na oszczędzanie swoich zasobów – wrogowie o ile nie spalimy ich lub nie rozwalimy im głowy, z czasem mutują w znacznie groźniejsze wersje. Roślinki, którymi leczymy się (i które możemy mieszać) są ograniczone, a amunicji na wyższym poziomach trudności zawsze brakuje. I na tym polega część zabawy.

Druga część zabawy to rozwiązywanie prostych zagadek, cofanie się, wchodzenie do nowych pokojów, czytanie opisów środowiska. Statyczne kamery, prezentujące różne ujęcia na akcje robią piorunujące wrażenie, wrażenie przemijania, umierania i gnicia tego świata. To wciąż piękna gra (o czym więcej potem), a lokacja z pierwszego Residenta jest dla mnie jedną z najważniejszych w grach wideo. Nie tylko dla mnie, o czym świadczą hołdy, choćby w lubianym przeze mnie NIER. Tutaj każda zagadka ma jakąś symbolikę, każdy przeciwnik potrafi być wyzwaniem, a każde pomieszczenie to jedna mała historia. REmaster to też dobra reżyseria głupkowatego, ale dobrze przedstawionego scenariusza, świetni bossowie i sporo niepokojącej muzyki.

 

Muzyka w serii jakoś tak rzadko dostawała należne owacje. Uwielbiam OST z Resident Evil – Remaster nie jest tutaj wyjątkiem. Ścieżka dźwiękowa doskonale buduje lub rozładowuje napięcie – utwór z pokojów zapisu gry od razu sygnalizuje brak zagrożenia, kawałki z bossami – że to nie są zwykli wrogowie. Praktycznie każda odsłona serii ma do zaoferowania chociaż kilka świetnych utworów.

Bardzo podobają mi się zagadki grze, polegając na prostym kojarzeniu faktów, czytaniu dokumentów, zabawie kolorem/kształtem, a przy tym nie będąc abstrakcyjne – nigdy nie chodzi o klikanie wszystkiego na wszystkim. Co dzisiaj już niespotykane – w REmasterze można zapisywać stan gry tylko w wyznaczonych miejscach, a na dodatek trzeba mieć do tego limitowany przedmiot. Podobnie jest z ekwipunkiem, który jest ograniczony, wiec musimy często żonglować nim w kufrach (te w podstawowych trybach gry są traktowane wspólnie, nie trzeba cofać się połowę gry po przedmiot schowany na początku). I jak już pisałem – strzela się świetnie. Nie bez powodu z serii wyewoluowały gry akcji w postaci Devil May Cry i Dino Crisis 2. Pomaga lekkie auto-celowanie (które na najwyższych poziomach oczywiście znika), zaskakuje przemyślany ekwipunek, a Capcom zgodnie ze swoimi korzeniami umieścił bardzo przyjemną i efektowną mechanikę wyrywania się ze szponów wrogów.

Zaskoczyło mnie jak bardzo wyszedłem z wprawy w gatunku. Musiałem sobie przypomnieć, że RE to na dzisiejsze warunki bardzo trudna gra, która karze brak myślenia, stawia nas w przegranej pozycji w stosunku do wrogów i premiuje myślenie na przód. Wskrzeszone zombiaki (wiem jak to brzmi) zasuwają błyskawicznie, Huntery robią z nas sieczkę, a surowców brakuje. Ale zawsze jest sprawiedliwie i szybko idzie sobie przypomnieć, jak gatunek kiedyś wyglądał. REmaster trzyma w napięciu przy pierwszych przechodzeniach, jest idealnym materiałem na speedruny, posiada tony dodatków i absolutnie się nie nudzi. Nie ma wolniejszych momentów, niepotrzebnych fillerów, czy lokacji – jest jedną  całością. Wyważenie – balans między zagadkami, zwiedzaniem, walkami oraz ucieczką w połączeniu z mistrzowskim level designem zawsze stawiały ten tytuł nad jego klony. W balansie zawsze tkwiła różnica między dobrym a świetnym. 

I chociaż REmaster głównie straszy jumpscare’ami to PEWIEN BOSS, wskrzeszeni wrogowie, sporo lokacji oraz doskonała atmosfera budowana muzyką oraz tłami wywołują ogromny niepokój, który można sobie spotęgować dodatkowymi trybami gry, oferującymi choćby zmniejszenie naszych umiejętności lub ustawienie niewidzialnych wrogów…

Dlaczego ten remaster jest dobry?

REmaster nie wygląda równo. Żeby była jasność – to piękna gra, w dużej mierze dzięki renderowanym, artystycznym tłom o doskonałej kompozycji i skomplikowanej geometrii. To wciąż wyglądające dobrze modele postaci i świetne oświetlenie. Ale to również edycja HD z możliwością włączenia odrobinę wymuszonego widescreena (4:3 wygląda klasycznie, na widescreenie kamera lekko śledzi naszą postać – czasami wygląda to fantastycznie, czasami lekko zgrzyta). Część teł przerobiono na 3D, ale większość to po prostu upscale. Upscale, który zazwyczaj wygląda bardzo dobrze, czasami piorunująco dobrze, ale momentami po prostu dziwnie. Podobnie jest z modelami – niektóre postaci dostały lepsze modele niż inne.

Milion wersji

Pierwsze RE jest dostępne w dwóch wersjach na PlayStation (oferując emulacje na konsolach przenośnych Sony), Sedze Saturn oraz PC. Specjalna edycja wyszła również na NDS-a. REmaster oryginalnie pojawił się na GC, potem został skonwertowany na Wii, teraz wyszedł na PC, PS3, PS4, Xboxa 360, XO. Generalnie – REmaster jest ciekawy w każdej wersji (edycja na PS3 ma lekkie spowolnienia), a oryginał dzisiaj moim zdaniem najlepiej sprawdzać na Nintendo DS. – zremiksowany scenariusz oraz bonusy na dotykowy ekran to idealny horrorek w kieszeni.

Fani celowniczków powinni pamiętać, że na Wii oraz PS3 dostępny jest Umbrella Chronicles, który również opowiada historię z pierwszego RE.

 Brak konsekwencji ze względu na technikalia to największa bolączka wyglądu tej gry. Szkoda, że niektóre pokoje ucierpiały. Pomijając tła jestem zaskoczony ile pracy włożono w reedycję. Po pierwsze uwzględniono leaderboardy, czyli jest z kim się pojedynkować. Po drugie dorzucono nowe stroje dla bohaterów, pochodzące z dodatku do Resident Evil 5. Więc jeżeli ktoś lubi napakowanego Chrisa lub starszą Jill – może od początku grać takimi postaciami. Największą techniczną zmianą (dla PC) jest możliwość grania w 60 klatkach co po prostu czuć. Ale najważniejszą dla graczy, którzy nie mieli do czynienia z poprzednikami jest… nowoczesne sterowanie.

Oprócz „tank controls” mamy do wyboru normalne, typowe dla dzisiejszych gier poruszanie się, o które gracze prosili od lat. Ja zawsze lubiłem czołgowatość w gatunku, ale trzeba przyznać, że Capcom stanął na wysokości zadania – z nowym sterowaniem jest całkiem wygodnie również na myszy i klawiaturze.

Wraca Silent Hill, wraca Fatal Frame. Pojawiło się kilka zjadliwych horrorów indie, pojawił się The Evil Within. Pojawiły się konwersje Resident Evil 4, Resident Evil HD. Wychodzą fanowskie tłumaczenia paru klasyków. Oczywiście, sytuacja jest daleka od idealnej (i wymaga posiadania kilku platform), ale prawdziwi fani gatunku mają w co grać. Na całe szczęście.

Czuję obowiązek podzielić się pewnym subiektywnym spostrzeżeniem – po wybraniu widescreena oraz opcji nowoczesnego sterowania gra… robi się po prostu łatwiejsza. Więcej widzimy, łatwiej omijamy wrogów oraz bossów i bezproblemowo można biegać w kółko zombiaków i dźgać je nożem. Oczywiście – nawet z tym na najwyższych poziomach trudności jest trudno, w imię zasad projektowana sprzed lat.

Co ciekawe – co poczytuję akurat jako ogromny komplement wobec gry – Resident Evil HD to jedyna gra, w której musiałem sobie wyłączyć wyskakujące notki o zdobytych achievementach (swoją drogą, dosyć niezłych i wydłużających zabawę). Po prostu atmosfera jest tak gęsta, tak fantastyczna, a gra już tak niedzisiejsza w najlepszym znaczeniu, że wybijało mnie to z rytmu.  Aha, i tak przy okazji – przysiągłbym, że część wrogów zmieniła lekko swoje pozycje na mapie…

Jak godzono nowe ze starym

Nie jestem zwolennikiem oceniania gier przez pryzmat ich ceny. Status materialny jest rzeczą bardzo subiektywną i dla jednego 200 zł to dużo, dla innego nic. Niemniej REmaster chodzący w okolicach 20$ to ogromna, ciekawa, złożona, warta powrotów gra, którą można skończyć w kilka godzin, ale która oferuje zabawy na godzin kilkadziesiąt. I to jedna z najprzyjemniejszych gier do powtarzania z jakimi miałem do czynienia.

Obie wersje, które ograłem (PS3, PC) są warte czasu oraz pieniędzy. A HD to moja ulubiona odsłona obok Resident Evil 4. Chociaż obie wiele różni, to w zasadzie wychodzą z tych samych założeń i stoją bliżej perfekcji niż większość gier ostatniej dekady.

Polecane materiały:

Pita
19 stycznia 2015 - 17:01