Battlefield: Hardline – wrażenia z beta-testów wysokobudżetowego moda - Meehow - 8 lutego 2015

Battlefield: Hardline – wrażenia z beta-testów wysokobudżetowego moda

Premiera najnowszej odsłony popularnej serii strzelanek Battlefield – od zawsze kojarzonej z taką czy inną wojną – obędzie się już 19 marca. Z tej okazji pozwolono zainteresowanym graczom po raz drugi wziąć udział w otwartych beta-testach Battlefield: Hardline, bo o tym konkretnie tytule mowa. W rzeczonej produkcji polem bitwy stają się amerykańskie miasta i odludzia, a stronami konfliktu siły policji oraz członkowie zorganizowanych grup przestępczych. Nie da się ukryć, że podobna tematyka w ostatnich latach została poważnie zaniedbana w branży gier, więc, z uwagi na tęsknotę do faszerowania ołowiem bandziorów, beta Hardline przyciągnęła mnie przed monitor na dobrych kilkanaście godzin. W niniejszym tekście podzielę się z Wami moimi wrażeniami.

Battlefield: Hardline w obecnej formie niewiele ma w sobie z rzeczywistych starć policji ze zorganizowaną przestępczością. (źródło: battlefield.com)

Wysokobudżetowy mod

Takim właśnie mianem – wysokobudżetowego moda – określiłbym Hardline. Rozgrywka niemal w stu procentach opiera się na sprawdzonych rozwiązaniach, które w ponad dziesięcioletniej historii cyklu wypracowało studio EA DICE. Co więcej, zmiany na dobrą sprawę są kosmetyczne (również w kwestii grafiki, bo ta w wariancie ultra na obecne czasy i możliwości jest przeciętna), ponieważ nawet w środku wielkiej metropolii, pośród scenerii rodem z odmóżdżających amerykańskich filmów akcji, rozwałka trwa w najlepsze. O ile trzymanie się pewnych schematów wcale nie musi być niczym złym, to szczerze mówiąc miałem nadzieję, że Hardline poluzuje nieco względem poprzedników, bo przecież starcia nie mają już charakteru walki na śmierć i życie pomiędzy wrogimi sobie armiami. Niestety, tak się nie stało. Chwilę zajęło mi też przyzwyczajenie się do sterowania i jego personalizacja. Hardline bowiem na początku wydawało mi się strasznie toporne i nieresponsywne.

Trzeba sobie także jasno powiedzieć: wszelka taktyka, której chciałoby się od gry w takim klimacie, podana została w minimalnej dawce. Nowy Battlefield jest po prostu kompletnie oderwany od rzeczywistości – policja próbując udaremnić napad na bank potrafi obrócić w perzynę ów bank wraz z sąsiadującymi budynkami i jeszcze przy tym całą akcję zawalić. Gra zaś potrafi zarówno sprawiać frajdę, jak i skutecznie doprowadzić do szewskiej pasji – wszystko w zależności od tego, na jaką drużynę (swoją i przeciwną) akurat trafiliśmy. A granie z przypadkowymi ludźmi potrafi naprawdę zaleźć za skórę, zwłaszcza jeśli każdy gracz staje się jednoosobową armią z przeświadczeniem, że każdy tryb to deathmatch.

Napad [Heist]

Typowy scenariusz, w którym drużyna przestępców musi dostać się do skarbca, a następnie przenieść zdobycz w wyznaczone miejsca. Policja, jak nietrudno zgadnąć, w całym tym przedsięwzięciu musi możliwie jak najskuteczniej przeszkadzać. Sam model rozgrywki nie jest żadną  nowością i potrafi zapewnić sporą dawkę radości oraz adrenaliny, choć w zastosowanej formie obnaża absolutny brak elementarnego realizmu w Hardline, gdyż na polu walki policjanci i złodzieje giną dziesiątkami, jeśli nawet nie setkami, cały czas uzupełniając swoje szeregi (aczkolwiek nie w nieskończoność). Pomyślcie, o ile bardziej emocjonująca mogłaby być rozgrywka, gdyby każda ze stron posiadała własne, odmienne asy w rękawie (teraz tej różnorodności jest jak na lekarstwo), a w rundzie ginęłoby się tylko raz z ewentualną możliwością jednokrotnego „podniesienia” przez towarzyszy broni. W kontekście wojska respawn ma sens, bo zazwyczaj ścierające się armie dostają wsparcie, natomiast nie rozumiem, jakim cudem nowi przestępcy pojawiają się w otoczonym przez policję banku, a stróże prawa rzucają co jakiś czas pojedynczych funkcjonariuszy w wir walki.

Pościg [Hotwire]

Choć z początku mogłoby wydawać się inaczej, to tryb pościgu w zasadzie niewiele różni się od tego, co w cyklu już się pojawiało. W praktyce jest to naparzanie z okien/do pędzących samochodów, które swoją drogą prowadzą się całkiem nieźle, jak na grę będącą przede wszystkim strzelaniną (szkoda tylko, że ich kokpity wyglądają ohydnie). Hotwire jest także trybem, w którym – przynajmniej na razie – można bardzo szybko „wyfarmić” sobie postać, gdyż punkty przyznawane są nawet za samą jazdę jako pasażer. Wystarczy od czasu do czasu postrzelać i voilà – dolary się zgadzają, a nakład pracy niewielki. Według mnie problem również stanowi fakt, że ze wszystkich najmniej frajdy i punktów dostaje kierowca. Przeszkadzać może też fakt, że rzeczone „pościgi” mało mają w sobie z faktycznych pościgów. W rzeczywistości polegają one na przejmowaniu ruchomych celów, które stanowią samochody, i jeżdżeniem w kółko, strzelając do drużyny przeciwnej. Od razu przypomniał mi się pierwszy DRIVER, gdzie policja po prostu kasowała gracza jak podczas Autorodeo.

Wielki podbój [Conquest Large]

Tego trybu nikomu nie trzeba przedstawiać i naprawdę nie różni się on niczym istotnym od tego, co do tej pory pojawiało się w serii. Niezbyt to moim zdaniem pasuje do obranej konwencji, ale cóż zrobić.

Nie jest źle, ale…

Battlefield: Hardline w wersji beta sprawuje się naprawdę nieźle, choć trzeba pamiętać, że w tej fazie znajduje się już od dłuższego czasu i nie są to pierwsze otwarte beta-testy.  Gra niedomaga jeszcze tu i ówdzie, ale ilość toczących ją bugów jest raczej niewielka, aczkolwiek ciężko powiedzieć, jak sprawy będą się miały po premierze pełnej wersji, która będzie posiadać o wiele więcej zawartości. Jeśli chodzi o występujące problemy, to dotychczas w oko rzucił mi się jeszcze nie całkiem poprawnie działający ragdoll, błąd powodujący niemożność zespawnowania się, a także wyrzucanie graczy z gry, choć nie do końca jestem pewien, czy faktycznie oszukiwali, czy jest to wina chociażby przewrażliwionego PunkBustera. Zdarzyły mi się również bodajże dwa crashe do Windowsa.

Wielka również szkoda, że deweloperzy nie przemyśleli lepiej systemu spawnowania, gdyż nagminnie zdarzą się sytuacje, w których gracz pojawia się na celowniku przeciwnika i dostaje kulę w łeb, zanim zdąży jakkolwiek zareagować. Co więcej, działa to w dwie strony: bywa i tak, że ktoś wyskakuje nam dosłownie znikąd na plecy. Moje wątpliwości budzi również balans: niektóre bronie wydają się po prostu zbyt mocne w porównaniu z innymi. Przypadkiem najbardziej irytującym są chyba strzelby i ich nieprawdopodobnie duży zasięg skuteczny.

Nie jestem też do końca pewien, co myśleć o nowym systemie odblokowywania ekwipunku. Choć z jednej strony daje on pewne, ogarniczone co prawda, możliwości dowolnego sterowania rozwojem swojej postaci, to z drugiej tworzy on też pokusę wprowadzenia do gry „nieobowiązkowych” mikrotransakcji, które bardzo szybko zapewniłyby zamożniejszym graczom przewagę, bowiem kupując chociażby battlepacki, można nie tylko udoskonalić broń, ale także uzyskać rozmaite premie.

Immersja

Battlefield: Hardline klimatem, jak już wcześniej wspomniałem, nawiązuje raczej do amerykańskich filmów akcji i tak też się w tę grę gra. Szlachta się bawi, na koszty nie patrzy. Pociski z RPG posyłają zarówno kryminaliści, jak i stróże prawa, a w samochodach obu stron można usłyszeć ohydny (choć to pewnie rzecz gustu), murzyński rap. Fani bardziej przyziemnych produkcji mogą poczuć się zawiedzeni tym, jak niewiele (jeśli w ogóle) różnią się metody i środki walczących stron. Takim pozostaje chyba tylko trzymanie kciuków za powodzenie Rainbow Six: Siege, którego sam oczekuję z zapartym tchem. Choć na horyzoncie nie widać żadnej innej ciekawej produkcji o podobnej tematyce, to dobrze, że pojawia się taki shooter dla mas, jak Battlefield: Hardline. Jego ewentualny sukces może wszak wygenerować zainteresowanie gatunkiem, który dobrą dekadę temu zszedł do niszy, a naprawdę wielka szkoda, ponieważ co bardziej głupawych – choć trzeba przyznać, że niejednokrotnie bardzo grywalnych – FPS-ów na rynku nigdy nie brakowało i nie zabraknie.

Kupić czy nie kupić?

Szczerze mówiąc, produkcja twórców serii Dead Space nie wciągnęła mnie na tyle, abym miał zamiar wydać horrendalne 180 złotych na zamówienie przedpremierowe czy zakupić Hardline niedługo po premierze. Kiedy mam ochotę na rozwałkę z wielką pompą i rozmachem, w towarzystwie bitewnej wrzawy i latających odłamków niszczonego otoczenia, wracam do bardzo dobrego Battlefielda 3. Hardline nie jest żadną innowacją, a właśnie modem, w najlepszym wypadku samodzielnym dodatkiem, który zwyczajnie zmienia nieco istniejącą mechanikę, zamiast wprowadzić nową, mającą sens w kontekście prezentowanej tematyki. Ot, można sobie postrzelać jak dawniej, ale w troszkę innej formie, a chyba nie tego oczekuje się po kolejnej, i to pobocznej, odsłonie cyklu.

Choć beta jako rodzaj poglądowego demka sprawdza się dobrze, to ciężko powiedzieć, jaka przyszłość czeka Battlefield: Hardline, bo przecież sporej ilości multiplayerowego contentu, nie wspominając o kampanii dla jednego gracza, nie dało się z tego czy innego powodu przetestować. Miejmy tylko nadzieję, że taki stan rzeczy nie był spowodowany ogromem bugów, które będą łatane w nadchodzących po marcowej premierze miesiącach. Ciężko w końcu nie przyznać, że coś jest w stwierdzeniu, jakoby rzeczony tytuł był skokiem na kasę, albowiem zabawa w policjanta i złodzieja w wykonaniu Visceral Games łudząco przypomina zabawę w wojnę. Słowem: Electronic Arts nie zarobi na mnie w najbliższym czasie.


Plusy:

  • zaniedbana w gatunku tematyka...
  • na oko dobra optymalizacja...
  • niewielka ilość bugów,
  • niezła oprawa audio.

Minusy:

  • ...której realizacja pozostawia sporo do życzenia,
  • ...dla posiadaczy sprzętu Intela i NVIDII,
  • mało odkrywcze rozwiązania gameplayowe,
  • premierowa cena pełnej wersji wzięta z kosmosu.
Meehow
8 lutego 2015 - 17:50

Battlefield: Hardline...

...zamówiłem przed premierą. 1,8 %

...kupię niedługo po premierze. 3 %

...kupię, jak pojawi się jakaś okazja. 22,1 %

...od samego początku uważałem za skok na kasę (nie kupię). 60,3 %

...po becie uznałem za słabę (nie kupię). 12,8 %