Raport z oblężenia czyli jak gra się w alfę Besiege - Pilar - 11 lutego 2015

Raport z oblężenia, czyli jak gra się w alfę Besiege

Na łamach kilku poprzednich artykułów poddawałem się małej dygresji na temat tego, co postrzegane jest jako męskie. A to, że faceci lubią posiąść jakąś porządną maszynę, a to, że w naszej krwi płynie zamiłowanie do przemocy, a dzisiaj dodaję jeszcze znacznie korzystniejszą dla społeczeństwa chęć majsterkowania. Wielu z nas ma prawdopodobnie ojców, którzy doskonale wiedzieliby, o czym mowa – przyznajcie się, że z podziwem obserwujecie, jak są oni w stanie naprawić czy skonstruować rzeczy, o których teoretycznie powinni nie mieć pojęcia. Te trzy stereotypowe atrakcje, które wymieniłem powyżej, uznawane przeze mnie za „typowo męskie”, są podstawą rozgrywki w Besiege i jeżeli jeszcze nie mieliście okazji usłyszeć czegokolwiek o tej grze, znaleźliście się w idealnym miejscu.

Fakt, że w ogóle mogłem zapoznać się z tym małym dziełem sztuki, wciąż tak naprawdę będącym w fazie produkcji, zawdzięczam samym jej twórcom, którzy nawet z wdzięcznością podarowali mi klucz do swojego Besiege, abym Wam, drodzy czytelnicy serwisu Gameplay.pl, opowiedział, co to właściwie jest. Moje zainteresowanie zostało wywołane właściwie wyłącznie przez zabawnego gifa, na którego natknąłem się gdzieś w sieci i nie mając absolutnie jakiegokolwiek pojęcia, jak będzie przebiegała rozgrywka, postanowiłem skontaktować się z Spiderling Studios (które serdecznie pozdrawiam, gdybyście kiedykolwiek zdecydowali się nauczyć języka polskiego).  

Czas rozwinąć te wspomniane trzy podstawy gry, jakie wymieniłem na samym początku: majsterkowanie, maszyny i przemoc. Na obecnym etapie rozwoju Besiege, producenci stawiają przed nami raptem kilkanaście zadań, wśród których te początkowe są raczej swego rodzaju rozgrzewką, te późniejsze jednak – znacznym wyzwaniem dla naszego umysłu. Ich celem zazwyczaj jest pokonanie jakichś przeszkód lub unicestwienie danej grupy istot (w tej roli póki co występują owce lub ludzie). Naszą bronią przeciwko tym krwiożerczym istotom jest (metaforyczna) skrzynka z narzędziami, dzięki której zabierzemy się do konstrukcji naszego własnego pojazdu. Początkiem jest dla nas jeden sześcian stojący po środku przestrzeni, jaka została nam oddana do dyspozycji, cała reszta będzie już dowolna. Podczas pierwszego kontaktu z Besiege graczowi może wydawać się, że oddano mu do dyspozycji nieco ograniczoną liczbę komponentów, ale jego zdanie zmieni się w momencie, gdy zacznie odkrywać jak wiele możliwości daje każdy z nich, a co dopiero, gdy łączy się je w różne moduły.

Rozpoczynamy od wspomnianej kostki, która jest właściwie jedynym narzuconym elementem każdego konceptu – oprócz niego wszystko zależy od nas. Odruchowo zagwarantujemy jej towarzystwo jakichś drewnianych bloczków, by po momencie przytwierdzić do niego koła. Szybko zdajemy sobie sprawę, że przy takim układzie pojazd w najlepszym wypadku porusza się jedynie do przodu i do tyłu, pracujemy więc nad tym, aby uczynić go mobilnym. Kiedy ograniczenia ruchowe są już za nami, jedyne, co zostało do zrobienia to uczynić maszynę zabójczą. Możemy obsadzić ją miotaczami ognia (trzeba jednak uważać na to, aby sam kadłub był odporny na płomienie, bo w przeciwnym wypadku to my możemy paść ofiarą swoich narzędzi mordu), armatami, wszelkiego rodzaju ostrzami, które możemy wprawić w ruch (psycholog byłby zaniepokojony satysfakcją, jaka spłynęła na mnie po tym, gdy pierwsze hordy wrogów zostały wciągnięte w śmigło mojego wehikułu) czy nawet bombami. Zupełnie jak w piosence Biggiego Smallsa – naszym limitem jest niebo.

Dzieło wraz z natłokiem wizji, jakie tworzą się w naszej głowie, zaczyna nabierać kształtu, szlify, na które decydujemy się po zakończonych fiaskiem próbach sprzętu, zapewniają mu końcową jakość i możemy się wtedy zabrać za rozwiązanie zadania, jakie przed nami postawiono. Często podczas próby pokonania danej przeciwności zorientujemy się, że mogliśmy podejść do niej zupełnie inaczej, co podkusi nas do wyrzucenia tymczasowego projektu do kosza i zajęcia się nowym. Przykład? Pewnego razu musiałem zlikwidować daną ilość celów, ale jeden z nich znajdował się na podwyższeniu, na które ograniczony prostotą mojego umysłu wehikuł nie mógł dotrzeć. Zacząłem więc dumać nad tym, aby odstrzelić obiekt przy pomocy armaty, ale jej wykorzystanie czasem okazywało się problematyczne. Nagły przypływ kreatywnego myślenia popchnął mnie do umiejscowienia na mojej jeżdżącej platformie młotka, zdolnego do dosięgnięcia tego ustrojstwa, a którym mogłem korzystać za pomocą odpowiednich klawiszy (interaktywnym segmentom, takim jak tłoki czy stery, możemy przyporządkować przyciski na klawiaturze, coby się nie dublowały).

Mój młotek jest jednak czymś, co na najbystrzejszych inżynierach, którzy bardzo szybko gromadzą się wokół Besiege na Steamie, nie zrobiłoby żadnego wrażenia. YouTube już zapełnia się całą masą materiałów wideo, na których widać, jak wiele są w stanie osiągnąć ci najbardziej zdeterminowani. Katapulta zamiast pojazdu? Nie ma sprawy. Latający dawca destrukcji? Treat yourself. Moją najbardziej ambitną fantazją jest maszyna krocząca, przez projekt której dosłownie nie mogłem wczoraj zasnąć, ale jestem w stu procentach przekonany, że możliwości na niej się nie kończą, szczególnie że... to zaledwie pierwiastek finalnego produktu (obecną jest wersja v0.03). Menu poziomów zostało wyrażone przy pomocy planety, której krainy są dla nas rozdziałami, a kiedy już przejdziemy do konkretnego z nich, ujrzymy strefy, czyli pojedyncze zadania. Obecnie możemy odwiedzić tylko wyspę Ipsilon, a rozrywki na niej stanowi piętnaście mało zróżnicowanych poleceń, ale to zaledwie jedna piąta archipelagu, który ma nam zostać udostępniony. Dodatkowo, wokół rzeczonego globu można zauważyć również będący melodią przyszłości Księżyc oraz tryb sandbox, nad którym twórcy ciągle dłubią. Jest on jednak grywalny i możemy pobawić się na jego łamach wszystkimi wynalazkami, które udało nam się do tej pory opracować.     

Słowa zachwytu wypada również wyrazić wobec oprawy audiowizualnej, która w przypadku Besiege jest absolutnie zachwycająca (przy naprawdę niskich wymaganiach sprzętowych). Jej minimalizm, łączony z baśniową pełnią kolorów i „słodkością” sprawiają, że nawet po wielu godzinach spędzonych nad męczeniem biednych owiec i burzeniem zamków, wciąż możemy uśmiechnąć się sami do siebie, podziwiając sielskie krajobrazy. Muzyka idealnie dopasowuje się do całej atmosfery – to ona, świetna mechanika i lekka, średniowieczna atmosfera sprawiają, że nawet jeżeli coś nam nie wychodzi (a gwarantuję Wam, że zdarzy się to wiele razy), na naszej twarzy nie pojawia się nawet odrobina frustracji, a jedyne uczucia, jakie towarzyszą przez całą rozgrywkę to chęć doskonalenia swoich projektów i satysfakcja z ich ukończenia.

Jeżeli czujecie się zainteresowani, grę można nabyć na stronie producenta lub Steamie. Pomimo tego, że jest ona jeszcze daleka od ukończenia, tak niewielkie pieniądze za produkt, który już gwarantuje masę zabawy, to niezwykle korzystna inwestycja.

   

Pilar
11 lutego 2015 - 20:40