Wiedźmin - Wsi spokojna wsi wesoła... (część 3) - Maurycy - 12 lutego 2015

Wiedźmin - Wsi spokojna, wsi wesoła... (część 3)

Ostatnia część serii „Wsi spokojna, wsi wesoła”, w której pod lupę wziąłem grę Wiedźmin i pokazuję w jakim stopniu twórcy czerpali inspiracje z polskiej tradycji ludowej i słowiańskiej spuścizny. W pierwszej części, na podstawie Podgrodzia przyjrzeliśmy się wsi wyzimskiej i skonfrontowaliśmy ją z tradycyjną polską wsią. Druga część serii traktowała o wnętrzach chat. Dziś przyjrzymy się temu, co prawdziwi wiedźmini lubią najbardziej. Nie, nie chędożeniu. Potworom grasującym po wyzimskich wsiach.

W tekście mogą znaleźć się mniejsze spoilery, więc jeśli ktoś nie grał (?!), chce zagrać i nie lubi zdradzania mniej ważnych wątków fabuły powinien mieć się na baczności.

Upiorny Pies

źródło: wiedzmin.wikia.com

Jednym z pierwszych istot nadprzyrodzonych, z którymi przyszło nam się spotkać w Wiedźminie był Upiorny Pies, przez niektórych zwany Bestią. Nawiedzał on tereny Podgrodzia – upiór pod postacią bardzo dużego psa, świecący w nocy, czarny z brązową poświatą. Zwykle towarzyszyła mu wataha Barghestów, nieznacznie mniejszych upiornych psów. Przysłuchując się opowieści jednej z mieszkanek Podgrodzia dowiadujemy się wiejskiej teorii, jakoby Barghesty pojawiły się we wsi w momencie zamordowania hodowcy psów. Te poczęły nawiedzać mieszkańców do czasu, aż oprawcy ponieśli karę. Bardzo ciekawe jest faktyczne pochodzenie i powód pojawiania się Bestii i Barghestów. Okazuje się, że Upiorny Pies jest swoistym ucieleśnieniem zła, nienawiści, zawiści i grzesznych czynów mieszkańców wioski. Te skumulowane utworzyły tego właśnie potwora, a Barghesty są duszami, które wracają na ziemię po śmierci.

Oba te demony były głównymi monstrami w pierwszym akcie gry, który rozgrywał się w Podgrodziu. Nie tylko to sprawiło, że to właśnie nimi zająłem się na początku. Nie dawała mi spokoju ich psowata postać i ciężko było mi je usytuować w naszej kulturze ludowej.

Rycina z 1685 roku przedstawiająca człowieka przemienionego w czarnego psa (źródło: http://fortean.wikidot.com)

Sęk w tym, że w wierzeniach słowiańskich i tych, które potem przesiąknęły do polskiej tradycji pies zwykle nie był istotą jednoznacznie złą. Właściwie zachodzi pewna unifikacja tej postaci w wielu kulturach: pies jest zwykle strażnikiem, istotą chroniącą czegoś lub kogoś, bądź swojego rodzaju przewodnikiem. Najpopularniejszym chyba przykładem jest Cerber, w mitologii greckiej był strażnikiem bram Hadesu, wpuszczał przez nie dusze, za to nie pozwalał przejść żywym bądź nieżywym pragnącym uciec z krainy umarłych. Ze światem po śmierci i wędrówką dusz pies kojarzony był również w innych religiach, między innymi egipskiej i w Chinach, gdzie uważany był za zwierzę oddane i wierne (zresztą nie tylko tam) zabijano je, by duch strzegł rodziny i przyjaciół. W wierzeniach najbliższym naszym czasom często pojawiała się postać czarnego psa, a przypisywane mu cechy związane są ze światem zmarłych. To właśnie wśród opowieści o nich należy szukać inspiracji twórców Wiedźmina, ponieważ to czarne psy nabrały cech negatywnych, utożsamiane były z diabłem, złym omenem i śmiercią w znaczeniu pejoratywnym.

Woły zaczęły chodzić w kółko i w ogóle nie można było ich skierować na dobrą drogę. Wtedy gospodarz przeżegnał się i odmówił «Zdrowaśkę». Zerwał się wówczas wiatr, a spod mostku wyleciał czarny pies i poszedł w las. Gdy zniknął, woły ruszyły

Przybierały różne imiona, w angielskiej tradycji Barghest był wielkim, czarnym psem o olbrzymich kłach, który snuł się nocą ulicami miast, strzegąc niewinnych i zagubionych osób. W lokalnym folklorze brytyjskim pojawiało się wiele czarnych psów: Norfolk, Yorkshire, Dartmoor to tylko niektóre z miejsc nawiedzanych przez niego. Również w Polsce mamy do czynienia z czarnym psem: duch Stanisława Warszyckiego pod postacią czarnej bestii błąka się po zamku w Ogrodzieńcu. Jest cały szereg powieści o czarnych psach, które pojawiały się znikąd zwiastując rychłą śmierć któregoś ze świadków. Oczywiście nie zawsze demon był tym złym. Pojawiał się również jako stróż lub obrońca, albo po prostu jako jako istota błąkająca się bez celu. Zdecydowanie jednak w Wiedźminie Upiorny Pies i jego Barghesty są potworami złymi, którym śmierć z ręki wiedźmina była przeznaczona.

Utopiec

Źródło: Wiedźmin

Drugą bestią, o której chcę wspomnieć jest utopiec, a jego korzenie mocno tkwią w tradycji polskiej. W wiedźminie były kolejnymi istotami, które tłumnie nawiedzały wyzimskie wioski i były obiektem pełnych trwogi rozmów mieszkańców. W świecie Wiedźmina były to niższe od dorosłego człowieka istoty z łuskami, błonami między palcami, płetwami grzbietowymi i wyłupiastymi oczami. Utopcem stawał się nieszczęśnik, który wpadł do wody, utonął i został poddany działaniu magii. Silniejszą odmianą utopca był topielec. Oba, hmmm „gatunki” mieszkały w pobliżu zbiorników wodnych zasiedlając brzegi rzek, jezior i bagna. Atakowały zwykle grupami powstając z wody, niezwykle aktywne nocą. Większe grupy, szczególnie gdy znalazł się w nich topielec, potrafiły być dla gracza niebezpieczne i irytujące.

Wiesz, że przed Kupałą kąpać się nie godzi
Wiesz, że przed Kupałą po dnie licho chodzi

Żywiołak  - Ballada o głupim Wiesławie

 Nie da się ukryć, że topielce i utopce z gry inspirowane były demonami wodnymi, których kult sięga jeszcze czasów słowiańskich (wspominano o nich już w VI wieku), jednak dopiero w czasach chrześcijańskich pojawiło się określenie topiec, a XIX i XX wiek dostarczyły olbrzymiej ilości opowieści, a także spisów i opracowań ludoznawczych dotyczących demonów wodnych. Należy najpierw oddzielić topce od pewnej grupy istot, które dotarły do nas wraz z innymi kulturami lub jako czysto fikcyjne twory pseudoludowe: chodzi o syreny, niksy, ondyny czy nimfy. Utopce, czyli nasze rodowite demony wodne zwane były różnie w zależności od regionu: utopce (tej nazwy się będę trzymał), topce, wasermany, nurki, rusałki wodne, bogunki, topielce i topielice, wodnice i wodnicy, topichy, diabły wodne, wirniki i pływniki. Pojawiały się na terenie całej Słowiańszczyzny i Rusi, najczęściej na terenach bogatych w cieki i zbiorniki wodne (w dzisiejszej Polsce głównie tereny Śląska, Warmii i Mazur). Utopce według znacznej większości wierzeń były osobami, które utonęły lub zostały utopione, po czym przez diabła przywrócone do życia (stąd określenie diabeł wodny) i pozostające we władaniu mocy diabelskich, są więc demonami złymi. Nieznaczna ilość wierzeń mówi o utopcach jako o duszach dzieci zmarłych bez chrztu, niewierzących, którzy popełnili samobójstwo, czy duszach tych, którzy utonęli kąpiąc się przed Kupałą lub innymi ważnymi świętami. Zdecydowanie były to istoty złe i niebezpieczne, choć wśród opowieści ze Śląska można znaleźć te opowiadające o przyjaźnie nastawionych demonach.

Rycina przedstawiająca utopca, pochodzi ze zbiorów B. i A. Podgórskich (źródło: natemat.pl)

W Łużnej znajdował się człowiek, który był opętany przez diabła. Aby go oczyścić, ksiądz nakazał wziąć go na sznur i wrzucić do stawu. Gdy go wrzucono, ksiądz modlił się oraz kropił go wodą święconą. Gdy wrzucony człowiek zaczynał tonąć, znaczyło to, że zły duch go opuścił, a gdy nie — to zły duch zwyciężał. Przeważnie jednak zły duch opuszczał wtedy opętanego. Ludzi, których zły duch nie opuścił, nazywano po śmierci topielcami. Wypadek ten zdarzył się ok. 1890 r.

Utopce pojawiały się nocą i przybierały różnorodne postacie. Czasem była to postać zwierzęca, dość często utopce były bezpostaciowe lub niewidzialne (dusza, lub istota opisywana jako coś ). Zwykle przybierały jednak postać ludzką: małe, kilkuletnie dziecko, nagi, kilkunastoletni chłopiec, niewielki człowieczek w czerwonej czapce, na czarno ubrany mężczyzna lub piękna, młoda i zwykle naga kobieta. Te dwa ostatnie to ciekawe przypadki. Utopiec mężczyzna był najgroźniejszy. Porywały i topiły rybaków, flisaków, ludzi kąpiących się lub zwyczajnie tych, którzy nierozważnie znaleźli się w pobliżu nawiedzonego zbiornika wodnego. Utopce rodzaju żeńskiego zwykle nie były uważane za tak groźne, choć według mnie niesłusznie. Zanim ofiarę porwały w głębię, mamiły i kusiły młodych mężczyzn ciałem i miłym głosem, rozpuszczały piękne włosy przyozdobione wiankami. Zdarzało się też, że utopce tylko wynurzały się z wody, klaskały, a osoba to słysząca miała niedługo umrzeć. Żyły na dnie zbiorników wodnych, tam chowając się przed światłem słonecznym, ba, zakładały tam całe społeczności, a według niektórych podań zawierały małżeństwa i płodziły dzieci.

Nie sposób przywołać tu wszystkich podań i fragmentów wywiadów przeprowadzanych między innymi przez znanego wśród pasjonatów kultury ludowej Oskara Kolberga. Utopce były demonami niezwykle popularnymi, a opowieści o nich mogą krążyć wśród starszych członków waszych rodzin! Polecam popytać.

źródło: Wiedźmin

Kolejnymi iście słowańskimi demonami, które mogliśmy spotkać w Wiedźminie były południca i północnica. Obie te istoty spotkamy w cudownie sielskiej wiosce Odmęty i to z nimi związany jest jeden z głównych wątków w akcie czwartym. Mamy tutaj jawne nawiązanie do Balladyny Słowackiego - otóż Alina (podczas zbierania malin) zostaje zamordowana przez jej siostrę Celinę i stała się południcą, demonem błąkającym się po polach w świetle dnia. Zabita Celina przeistoczyła się z kolei w północnicę. Obie pamiętają swoje dawne, ludzkie życie, są uwięzione w świecie żywych, jednak w odpowiedni sposób można sprawić, by dusze zabitych dziewcząt zaznały spokoju. Obie postacie przedstawione są jako wysokie, smukłe kobiety, niezaprzeczalnie kiedyś piękne jednak teraz z pomarszczoną i przebarwioną skórą. Południca Alina ubrana w białą, zgrzebną szatę, północnica Celina w suknię granatową podkreślającą jej szarą skórę. Wizje te są bardzo podobne do istot w polskiej demonologii ludowej!

Wiedźmy te czyhały w krzakach na przechodniów i dusiły ich bez względu na to, kim oni byli. Słyszałam, że południce kiedyś nawet księdza udusiły

Południce, inaczej zwane przełudnicami, przepołudnicami, żytnicami lub żytnimi babami należały do grupy demonów polnych i znane były jeszcze w czasach przedchrześcijańskich na rozległych terenach należących do Słowian Zachodnich. W tym czasie były one traktowane jako opiekunki zbóż i pól, później ewoluowały w nieszkodliwe lub groźne demony. Wiara w nie była rozpowszechniona przez cały okres aż do XIX i początków XX wieku. Manifestowały się najczęściej w postaci antropomorficznej, jako mała baba, zwykle jednak jako wysoka, koścista kobieta z pomarszczoną skórą, blond włosami i ostrymi kłami, czasem wspominano o szponach, czerwonych oczach i czerwonych językach. W okolicach Sanoka południce pojawiały się w towarzystwie siedmiu psów. W rzadkich przypadkach przybierały formę męską, zoomorficzną, czasem jako wir powietrza lub niebieską mgiełkę ponad polami, a w niektórych regionach Polski przypisywano im diabelskie pochodzenie. Powstawały z ciał kobiet zamordowanych tuż przed ich ślubem, w trakcie lub zaraz po. Jakieś skojarzenia? Jak widać w grze postać Południcy odwzorowana została bardzo dobrze.

Południca w wyobrażeniu Michała Dziekana (michaldziekan.tumblr.com)

Mówiono, że o godzinie 12 ani w dzień, ani w nocy nie trzeba wychodzić w pole, bo straszy. Bliżej nie określano, co i jak straszy; mówiono jedynie, że to żytniczka siedzi w zbożu i straszy.

Południce wbrew wielu opisom znajdowanym w Internecie nie były istotami jednoznacznie złymi. Niemal połowa zebranych przekazów ukazuje je jako demony neutralne, nieszkodliwe, wręcz uciekające przed ludźmi. Druga część traktuje je jako istoty irytujące, szkodliwe, a w pewnych przypadkach groźne i śmiertelnie niebezpieczne. W ciągu dnia przesiadywały pośród łanów zbóż atakując ludzi pracujących w południe lub tych, którzy usnęli pośród pól, gdy słońce było jeszcze wysoko. Ze schwytanymi ludźmi rozprawiały się na wiele sposobów: przepędzały, kazały się iskać po głowach, tańczyć, łaskotały (niekiedy na śmierć), zadawały zagadki i myliły drogi... słabo? Dusiły śpiących, łamały kończyny pracującym, wyrywały ręce, zsyłały paraliż, a złapane na polu dzieci zagryzały lub zakopywały żywcem na miedzy. Aby się od nich chronić należało się przeżegnać, odmówić modlitwę bądź... po prostu uciekać, najlepiej w cień pośród drzewami. Południce pojawiały się tylko latem, aż do zbiorów zbóż, po czym zakopywały się w ziemi (bądź zstępowały do piekieł, jeśli utożsamiano je z diabłem), by tam przezimować i wyjść w przyszłym roku. Wszystkie te cechy należy przypisywać północnicy. Według opisów były lokalnymi odmianami południc, których działalność przypadała na godziny nocne. Podobnie było z wieczornicami, które aktywne były bardzo późnym popołudniem i wieczorem. Nie należy jednak północnic jednak mylić z nocnicami, inaczej zwanymi zmorami, czyli demonami nocnymi, ale związanymi raczej z domostwami, aniżeli z polami.

Upiory

Źródło: Wiedźmin

Ponieważ w wyborze bestii odwołuję się do polskich wierzeń i tradycji, a także zawężam go do potworów nękających mieszkańców wiedźmińskiej wsi muszę w tym miejscu wrzucić kilka z nich do jednego worka, chodzi mi tu o o strzygi, upiory i różnego rodzaju wampiry (do których należy Alp, Bruxa i Fleder). Robię to tylko dlatego, że demony te w tradycji ludowej oznaczają to samo. W Wiedźminie postać strzygi przewija się niemal przez całą grę. Jej pierwsze starcie z Geraltem oglądamy już w intrze. Dowiadujemy się, że jest to córka króla Foltesta, Adda zmieniona w strzygę pod wpływem magii. W grze upiór przedstawiony jest jako potężne, zwaliste monstrum o wielkich kłach i czerwonych włosach, bardzo niebezpieczne i groźne nawet dla wyszkolonego wiedźmina. Upiory nawiedzające Wyzimę to duże i szybkie, lewitujące istoty kręcące się zwykle w pobliżu pól i cmentarzy. Fleder jest przedstawicielem niższych wampirów, przedstawiony w grze jako humanoidalna, acz mocno zdeformowana postać o ciemnoszarej skórze. Bruxy i Alpy to z kolei tak zwane wampiry wyższe, groźniejsze od flederów. Przybierają postacie nagich kobiet o pustych oczach i truposzarej skórze. Bruxy, prócz oczu i skóry przypominają nieco demoniczne, aczkolwiek piękne dziewczyny, nie należy jednak ulec wizerunkowi, są to bardzo niebezpieczne wampiry. Podobnie jest z alpami, twórcy gry jednak popuścili tu wodze fantazji i zdeformowali ciało kobiety dodając jej szpony i odrażające, czerwone narośle na skórze. Alpy spotkać można było w pobliżu wsi, atakowały tylko nocą.  Co ciekawe wampir ten jest nawiązaniem do niemieckich alp, istot wampirycznych podobnych do inkubusów.

Upirz za życia ma dwa serca i czerwony kark, i kiedy umiera, to jedno tylko serce z nim ginie, a drugie żyje i jest powodem jego wędrówek pośmiertnych.

Jak wspomniałem w demonologii ludowej nazwy takie jak upiór (z ruskiego upyr), wypiór, upirz, strzyga, strzygoń,  wampir, wampierz lub wąpierz (czyli obok siurpryzy, chędożenia i psiej mać ulubiony archaizm Sapkowskiego) pierwotnie znaczyły to samo, można je zgrupować spokojnie pod nazwą upiór. Mianem upiora określany był człowiek skazany na śmierć, który o godzinie dwunastej powstawał z martwych, by snuć się po okolicy wyrządzając szkody. Na terenach Lubelszczyzny upiory były większe od zmarłego jakim był za życia, również od niego silniejsze. Na ogół miano upiora zyskiwały albo dusze pokutujących zmarłych, albo sami zmarli w sensie fizycznym, którzy powstali z grobu. Pierwotnie upiór szkodził ludziom, mamił ich, spychał do wody, atakował i ranił. Dopiero pod koniec XIX wieku poszczególne znaczenia słów uległy pewnemu rozgraniczeniu. Upiór zaczął być utożsamiany raczej z duchem osoby zmarłej i zwykle nie wyrządzał krzywdy, a czasem nawet pomagały. Jedynie upiory samobójców i ludzi szczególnie złych były dla człowieka groźne.

Strzyga to carownica, to żyjąca baba. co godzi na ludzkie życie, krowom mleko odbira i krew z dzieci małych wysysa, a i nocą obory obchodzi, i mleko spija.

Pod postacią strzyg upiory utrwaliły się w folklorze regionu radomskiego (który ogólnie rzecz biorąc jest jednym z najbogatszych regionów Polski pod względem wciąż żyjącej kultury ludowej), piotrkowskiego, małopolskiego i w rejonach górskich. Strzygi robiły właśnie to o czym mówi powyższy cytat pochodzący z Podhala: atakowały bydło i spijały ich krew oraz mleko, wysysały krew z dzieci, straszyły ludzi i płoszyły zwierzęta. Męską odmianą strzygi był strzygoń. Te śląskie potrafiły rozdzierać ubrania ludziom samym wzrokiem, a podhalańskie wysysały ludzką krew, pozostawiając widoczne ślady ukąszeń. Co ciekawe niektóre opowieści mówią, że strzygoń potrafił przyjść w nocy do mężczyzny, wysysać mu krew z sutków, po czym biednej ofierze wyrastały kobiece piersi! Od strzygonia krótka droga do wampira, który jako jedyny przetrwał próbę czasu i zagnieździł się na dobre w popkulturze. Nie należy jednak zapominać, że kiedyś wampir znaczył to samo co strzygoń, czy upiór.

Ponieważ wszystkie upiory nierozerwalnie łączone były ze śmiercią i określane niejednokrotnie jako żywy trup, należało opracować specjalne metody walki z nimi i pozbywania się ich. Tych było sporo, a kilka z nich wraz z wampirem zyskało popularność w dzisiejszych czasach. Praktykowano odkopanie grobu i odwrócenie ciała twarzą do dołu, odcinanie głowy i układanie przy stopach, wkładanie żelaza do ust zmarłego, zalanie trumny wodą święconą, przebijanie głowy metalowymi prętami, nabijanie kołków osikowych czy zamówienie mszy w intencji zmarłego. Czasem wystarczało odkopać trumnę, wypatrzyć szczelinę, przez którą upiór wychodzi i wsypać przez nią mak. Praktyk było bardzo dużo, wydawać się może, że żywi wykazywali się nie mniejszą pomysłowością niż upiory.

Wilkołak

Źródło: Wiedźmin

Chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym niezwykle ciekawym potworze, który co prawda nie jest związany z wiedźmińską wsią, ale nie dość, że jest obecny we współczesnej popkulturze, to ma całkiem ciekawe odzwierciedlenie w polskiej kulturze ludowej. Jednym z bossów, których musimy pokonać w Wiedźminie jest wilkołak. W Akcie III okazuje się, że wilkołakiem jest poczciwy Vincent Meis, który wyznaje Geraltowi, że cierpi na likantropię i nie chce się z tego leczyć. Przemiana w wilczą postać pomaga mu chwytać przestępców, przez co jest naprawdę dobrym strażnikiem. Musimy zadecydować, co z tym fantem zrobić... Postać wilkołaka w wiedźminie przedstawiona jest bardzo stereotypowo: to połączenie wilka i człowieka, duża, chyba dwumetrowa bestia stąpająca na tylnych łapach z bardzo dobrze rozwiniętymi łapami przednimi o dużych szponach.

Bardzo ciekawą historię o wilkołakach usłyszałem przeszło dekadę temu podczas rozmowy z dyrektorem jednego z parków archeologicznych. Według opowieści postać ta wywodziła się z czasów, gdy na terenie Europy królowały plemiona, a dokładniej spośród plemion germańskich. Wojownicy germańscy walczyli w formacji zwanej klinem. Na czele zawsze stał wódz, za nim kilku, kilkunastu berserkerów, a dopiero dalej reszta wojowników. Berserkerzy to elita wojowników, wywodząca się z krajów nordyckich. Byli to mężczyźni, którzy po wprowadzeniu się w szał nie znali strachu, byli potężni, niezłomni i nienaturalnie silni. Szał ten był stanem wywoływanym przez środki halucynogenne zwykle w postaci naparu (mała dygresja, magiczny napój, który pili Galowie z Asteriksem na czele faktycznie istniał). Istotne jest to, że po wprowadzeniu się w trans berserkerzy tracili zmysły ludzkie, zachowaniem przypominały rozwścieczone bestie, którym nie należało stawać na drodze. Im więcej i częściej wojownik wpadał w szał, tym w większym stopniu i na dłużej tracił zmysły. W pewnym momencie przekraczał granice, stawał się niebezpieczny dla reszty grupy, ponieważ granica między normalnością a szałem stawała się zbyt niejasna i niestabilna, na taką osobę czekała banicja. Osamotniony wojownik balansujący na krawędzi człowieczeństwa i zezwierzęcenia pozostawiony był na pastwę losu. Zarośnięty, brudny, dziki napadał na wioski w celu zdobycia pożywienia, zabijał zwierzęta domowe, kradł zboża, czasem atakował mieszkańców... stąd krótka droga do powstania legendy o wilkołaku.

Byli dawniej ludzie, którzy chodzili od wsi do wsi i kiedy im w gościnie nie dogodzono, to zamieniali gospodarzy w wilki zwane wilkołakami.

Prawda jest taka, że pierwsze informacje o ludziach - wilkach pochodzą aż z V wieku p.n.e., w których autor wspomina o ludzie żyjącym w dorzeczu Dniepru, który potrafi przeistaczać się w wilki. Wilkołak był oczywiście znany w kulturze słowiańskiej, skąd przesiąkł do wierzeń ludowych Polski i wiąże się z opowieściami z kręgów łowieckich. Pierwszą wzmiankę o polskim wilkołaku, bądź wilkołku datuje się na XVI wiek, kiedy to chłopi na Mazurach pojmali bestię i przyprowadzili do księcia Albrechta. Wilkołak wyznał, że dwa razy do roku, w Boże Narodzenie i w święto Jana Chrzciciela zmienia się w wilka, ucieka do lasu, by pośród wilków przebywać, po czym znów wraca do cywilizacji pod postacią człowieka. Wzmianki o tych potworach pojawiały się też w późniejszych wiekach. Według dziewiętnastowiecznych i dwudziestowiecznych mieszkańców wsi wilkołak był człowiekiem, który za sprawą magii czarowników lub czarownic skazany został na okresowe zmienianie się w wilka lub został w wilka przemieniony na stałe. Niekiedy wilkołakiem była dusza grzesznego człowieka, czasem tylko był to człowiek, który mógł przeistoczyć się w wilka w dogodnym dla siebie momencie. Zdarzały się też lokalne przesłanki o czarownicach, które potrafiły przybrać postać wilka, o całych grupach weselników zmieniających się w wilki, opowieści o tym, że gdy rodzice chrzestni nie dopilnowali ceremonii chrztu to dziecko mogło stać się wilkołakiem, a także stwierdzenia, że niektórzy mogą mieć dwie dusze, chrześcijańską i pogańską, czyli wilczą.

Rycina przedstawiająca wilkołaka, XVI wiek (źródło: etnologia.pl)

Pod Hohensteinem posądzają o wilkołactwo ludzi mających na głowie dwie przedziałki włosów; mogą oni wielkie we wsi zrządzać szkody, a nawet i do pożerania ciała ludzkiego nie mają wstrętu.

 Wilkołaki były groźnymi demonami, atakowały i pożerały ludzi, zwierzęta, upuszczały krew bydłu, mściły się na osobach, które w przeszłości działały na ich szkodę. Chroniono się przed nimi za pomocą poświęconych przedmiotów, przeganiania wilków nad ręcznikami, przewiązywania ich ręcznikiem lub pomoc Świętego Mikołaja, który sprawował władzę nad wilkami i wilkołakami. Najskuteczniejszą jednak metodą było okładanie wilka kijem.

***

Celowo pominąłem część wiejskich potworów spotykanych w Wiedźminie, ponieważ są one wymysłem twórców gry, bądź Andrzeja Sapkowskiego. Jeśli nawiązują one w jakiś sposób do kultury ludowej, to jest to dość odległe skojarzenie. Mimo wszystko demonologiczne dopełnienie wsi wyzimskiej jest według mnie zadowalające, miejscami zaskakująco pokrywające się z polską tradycją ludową.

Można by napisać znacznie więcej mówiąc o demonologii ludowej, bo to co napisałem to tylko marny zlepek ciekawostek. Można opisać bardzo ścisły związek między demonami i porą dnia, a także zależność od ważnych świąt i cyklu pór roku. Zbadać wyraźne odniesienia do chrześcijaństwa i swoiste mieszanie dawnych wierzeń z tą religią. Prześledzić przekazywanie podań z pokolenia na pokolenie i wpływ tego przekazu na ogólny obraz demonów i wreszcie osiągnięcie statusu reliktowego, symbolicznego. Należy pamiętać, że bestiariusz ludowy jest znacznie bogatszy. Prócz opisanych powyżej przecież są jeszcze duchy,zmory, smoki, rusałki, śmierć, bazyliszki, czarty i krasnoludki. A to tylko te najbardziej znane. Są jeszcze bezkosty, rodzaj upiora o zdeformowanym ciele ludzkim, ale pozbawionym kości przez co przypominały obrzydliwą, bezkształtną masę. Są stradczęcia, demony małych, nieochrzczonych dzieci, które co siedem lat nawiedzały swoich rodziców prosząc o chrzest. Są dobrochoczy, olbrzymie leśne demony opisem przypominające znane z innych kultur enty. Są bobki, mierniki, ćmuchy, gnieciuchy, julki, spaleńce, paskudniki, kocmołuchy i cała masa innych bardzo ciekawych demonów. Towarzyszyły ludziom na każdym kroku, a każde zdarzenie, czy to złe, czy dobre ludzie potrafili przypisać czynom istot nadnaturalnych. Gorąco polecam zagłębienie się w naszą ludową demonologię, zapewniam, że jest równie ciekawa, co nordycka, czy celtycka, które w dzisiejszych czasach są znacznie bardziej modne.

Ponownie zachęcam do przeczytania dwóch poprzednich części Wsi spokojna, wsi wesoła:

część pierwsza, część druga

PS. Ponownie dziękuję koledze M. za wszelkie ciekawostki dotyczące wierzeń, demonologii i symbolizmu tradycji ludowej, którymi dzieli się ze mną. Wszelkie cytaty, prócz fragmentu utworu kapeli Żywiołak pochodzą z książki Leonarda J. Pełka Polska demonologia ludowa i są spisanymi przez badaczy świadectwami mieszkańców wsi z różnych rejonów Polski.

Maurycy
12 lutego 2015 - 09:31