Chappie - promyk nadziei dla fanów serii Obcy - eJay - 14 marca 2015

Chappie - promyk nadziei dla fanów serii Obcy

Jeżeli po Elizjum postawiliście na Neillu Blomkampie krzyżyk, seans Chappie pozwoli odzyskać wiarę w jego talent i zaczniecie zacierać ręce w oczekiwaniu na kolejnego Obcego. Przy okazji poprzedniego filmu młody reżyser popełnił kilka zasadniczych grzechów. Po wielu miesiącach Południowoafrykańczyk sam przyznał, że projekt nie został należycie dopieszczony. Wnioski wyciągnął już na planie nowej produkcji. Bo choć nie jest to tak zaskakujący obraz jak jego debiutancki Dystrykt 9, dostarczył mi tego co najważniejsze w kinie rozrywkowym.

Chappie w wersji policyjnej - źródło http://joblo.com

Chappie to tak naprawdę robot nr 22, który został wyprodukowany do walki z przestępczością w Johannesburgu. W trakcie rutynowej akcji zostaje częściowo zniszczony. Przed zezłomowaniem ratuje go jednak młody, ale utalentowany programista Deon. Ten postanawia przetestować na nim nowe oprogramowanie – imitację ludzkiej świadomości.

I tu zaczyna się nieco zabawniejszy fragment historii. Chappie wraz ze swoim Twórcą trafiają w wyniku pewnych okoliczności do środowiska miejskich gangsterów – Ninja oraz Yo-Landi z zespołu Die Antwoord - którym ewidentnie brakuje piątej klepki oraz 20 milionów randów do spłacenia długów. Ci widzą w Chappim okazję na udany skok, młody programista zaś szansę na pierwszą, prawdziwą sztuczną inteligencję. A na drugim biegunie czyha już Hugh Jackman w osobie złowrogiego ex-komandosa z korporacji zbrojnej, któremu zależy na wprowadzeniu swojej wersji robota policyjnego.

Blomkamp po raz kolejny zaprasza widzów na znane sobie terytorium. Chappie to zasyfiony, zabłocony, a przy zaskakująco ludzki kawał science-fiction, w którym nie brakuje dobrego humoru. Zresztą sam początek wygląda, jakbyśmy trafili akurat na premierę Dystryktu 10. Im dalej, tym nawiązań do innych tytułów jest coraz więcej. Krótkie spięcie? Sprawdzone. Robocop? Również. Mieszanka różnych pomysłów sprawdza się znakomicie bez względu na to, czy akurat dostajemy na twarz dialogi człowieka z maszyną lub setkę pocisków z wybuchami.

Warto odnotować, iż jest to dzieło skromniejsze niż poprzednie dokonanie Blomkampa. Nie oznacza to jednak, że w trakcie seansu mało się dzieje. Kiedy trzeba, reżyser wciska pedał gazu do oporu i okrasza widzów wysokooktanową akcją, podobną do tej z Dystryktu 9. Samych strzelanin jest jednak stosunkowo mało gdyż...

Chappie w wersji oswojonej - źródło http://osintanalyst.com

...lwią część fabuły wypełniają sceny nauki robota i jego „humanizowanie”. To właśnie te fragmenty (plus końcówka, o niej jeszcze wspomnę) stawiają Chappie na zdecydowanie wyższej półce niż Elizjum. Blomkamp wykorzystuje robota z polotem i serwuje liczne sceny humorystyczne (kradzieże samochodów!), przeplatane z encyklopedyczną, poprowadzoną od linijki, ale szczerą dramą. Bez dodatkowych ozdobników, jest prosto, ale z sercem. To samo zresztą dotyczy Jackmana w roli czarnego charakteru. Jest tak uroczo przegięty, że zwyczajnie się go kupuje. To taki typ b-klasowego zabijaki z chorymi ambicjami, będącego twarzą okładki na kasecie VHS.

Z dużą ulgą spoglądałem także na ostatnie minuty – Blomkamp serwuje w nich wysokie stężenie emocji. Zakończenie przypomina przy okazji pomysł jednej z zeszłorocznych porażek w box-office, ale egzekwuje go jakieś 100 razy lepiej. Ale żeby za wiele nie zdradzać – sequel Chappie jest raczej wykluczony. No dobrze, a co nie do końca zagrało? Występ Die Antwoord mogę skwitować jednym stwierdzeniem – pokochacie ich za oryginalność, albo zjedziecie za aktorskie braki. Cały czas balansują na granicy złego smaku, za to świetnie komponują się z społecznym marginesem Johannesburga. Filmowi zaszkodziła również ta cała kumpelska aura (która przeistoczyła się w konflikt między Ninja a reżyserem) – w paru scenach otrzymujemy żywą reklamę zespołu, a stylistyce Die Antwoord ulega także Chappie. No i występ Sigourney Weaver lepiej przemilczeć.

Chappie zmaga się ze złą prasą za oceanem, co jest dla mnie zaskakujące. Bo to film czysto rozrywkowy, efektowny, dowcipny i zarazem emocjonujący. Stronę wizualną pomijam, bo ta u Blomkampa jest zawsze wypucowana do ostatnich detali, natomiast jako całokształt tytuł bardzo mi się podobał i mogę go polecić zwłaszcza osobom, które sparzyły się na Elizjum.

OCENA 7/10

eJay
14 marca 2015 - 16:11