World of Warships – wrażenia z zamkniętej bety - Antares - 21 marca 2015

World of Warships – wrażenia z zamkniętej bety

Dynamiczne bitwy morskie dające frajdę przywodzącą na myśl Assassin’s Creed IV: Black Flag – tak mógłbym w telegraficznym skrócie podsumować to, co znalazłem w World of Warships. Chociaż walka jest bardzo zaciekła, nie można jej odmówić także wielu taktycznych aspektów.

Co do tego, że popularne ‘czołgi’ rządzą w temacie gier Free to Play nikt nie ma wątpliwości. Wargaming.net zarządził na lądzie, a następnie sięgnął również po przestworza i wodę. Podczas gdy w przestrzeni powietrznej ściera się z Warthunderem, na wodzie ponownie przecierać będzie szlaki. I trzeba przyznać, że World of Warships ma wszelkie predyspozycje do tego, by na morzu niepodzielnie zapanować. Chociaż początkowo myślałem, że walka okrętów nie będzie aż tak fascynująca jak czołgów (głównie ze względu na brak możliwości chowania się za przeszkodami oraz mniejszą zwrotność jednostek) okazało się, że bawiłem się naprawdę świetnie. I przyznam, że nie mogę się już doczekać premiery gry.

Jak sama nazwa wskazuje, najnowsza produkcja Wargamingu traktować będzie o walkach wojennych okrętów. Znajdziemy tam lotniskowce, pancerniki, krążowniki i niszczyciele, zaś poszczególne elementy rozgrywki stanowią połączenie rozwiązań znanych z World of Tanks i World of Warplanes z garścią zupełnie nowych patentów. W efekcie uzyskano świeże i jednocześnie intuicyjne połączenie, które daje sporą satysfakcję z rozgrywanych bitew.

Zacznijmy od tego, że tej gry nie można po prostu podsumować stwierdzeniem typu ‘czołgi na wodzie’. Znajdziemy tu wprawdzie kilka bliźniaczych elementów, takich jak podział na Tiery, prowadzenie badań, różne typy ‘ciężkości’ jednostek charakteryzujące się odmiennymi zadaniami na polu walki, czy mecze które można wygrać zarówno niszczeniem wrogów jak i przejmowaniem punktów na mapie. W przeciwieństwie do World of Tanks mamy tu jednak zupełnie inne podejście do bitew. Czołgi wykańczają się raptem kilkoma strzałami, a kluczowe okazuje się wykorzystanie terenu. W World of Warships walczymy wprawdzie dookoła niewielkich wysepek, za którymi można się na chwilę schować, jednak ważniejsze jest wykorzystanie różnych typów uzbrojenia, które znajdują się pokładach naszych jednostek.

Najszybsze są niszczyciele, skupiające się na zwiadzie, niszczeniu wrogiego lotnictwa, a niektóre z nich posiadają nawet opcje puszczania torped. Mają one jednak słabsze opancerzenie niż pozostałe typy okrętów. Naturalnie stanowią więc odpowiednik lekkich czołgów z World of Tanks. Drugie w kategorii ‘ciężkości’ są krążowniki czyli jednostki nieco mniej mobilne, ale znacznie bardziej wytrzymałe. Ich zadaniem jest ochrona innych okrętów przy pomocy zasłony dymnej, zwalczanie wrogich niszczycieli, a także nękanie dużych i powolnych okrętów przy pomocy torped. Ciężkie i powolne pancerniki posiadają największą liczbę śmiercionośnych dział, na ich załoga potrafi dokonywać rozległych napraw, przywracając część utraconych ‘punktów życia’.

Najbardziej odmienne są jednak lotniskowce – rozgrywka w ich wypadku wygląda jak strategia czasu rzeczywistego (RTS), ponieważ akcję obserwujemy z lotu ptaka, przesuwając niewielkie eskadry samolotów na mapie za pomocą kliknięcia myszy. Te dzielą się na myśliwce oraz bombowce zrzucające torpedy. Jak nietrudno się domyślić, pierwsze ochraniają drugie przed wrogimi samolotami, zaś bombowce potrafią zadać ogromne zniszczenia, podobnie jak działa samobieżne w World of Tanks.

Warto jeszcze raz podkreślić, że walczy się naprawdę inaczej. Zamiast chować się za wysepkami najczęściej lawirujemy pośród ognia wroga, dobierając typ wyposażenia (działa z różnymi typami amunicji, torpedy) do danej sytuacji. Każdy okręt może na skutek zadanych obrażeń zacząć nabierać wody, stanąć w ogniu lub doznać uszkodzeń modułów. Co ciekawe, można to wszystko naprawiać ‘w locie’ w przypadku każdej jednostki z wyjątkiem lotniskowców, jednak warto mieć na uwadze, że ta ‘zdolność’ ma odpowiedni cooldown, czyli karę czasową. Trzeba więc jej używać mądrze.

Ładnych widoczków nie będzie brakować

World of Warships cieszy oko pod względem oprawy audiowizualnej. Sam posiadam już bardzo starego laptopa (gram głównie na konsolach) więc mogłem sobie pozwolić co najwyżej na ustawienia niskie łamane gdzieniegdzie przez średnie, jednak mimo to woda wyglądała realistycznie, a okręty charakteryzowały się sporą ilością widocznych detali. Najbardziej przypadła mi jednak do gustu pełna patosu, iście filmowa muzyka towarzysząca bitwom – po ciszy w World of Tanks tutaj czułem się niemalże jak w grając w Assassin’s Creed IV: Black Flag. Do pełni szczęścia zabrakło chyba tylko pokrzykiwań załogi w językach danych nacji – chętnie usłyszałbym Japończyków wykrzykujących rozkazy na mostku. Oczywiście nie zabrakło standardowych komunikatów (obecnie w języku angielskim) informujących o stanie obrażeń naszego okrętu. Pisząc o załodze, warto dodać, że w grze zamiast rozwijać umiejętności jej wszystkich członków (byłoby dużo ludzi do przeszkolenia) rozwijamy kapitana okrętu - posiada on drzewka talentów niczym w World of Warcraft, które determinują jego atuty na polu walki.

Nowa gra Wargamingu mnie naprawdę wciągnęła, mimo że to tylko beta, a całość będzie jeszcze mocno doszlifowywana i ulepszana. Sam jestem mocno zaskoczony, że z pozoru niszowy temat, jakim są bitwy morskie, podano w tak ekscytujący sposób. World of Warships zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie i coś czuję, że wśród fanów klimatów marynistycznych będzie cieszyć się dużą i zasłużoną popularnością. Zwłaszcza, że nadal mamy tu dość uczciwy model Free to Play, w którym prawie wszystko możemy odblokować bez wydawania pieniędzy. Pozostaje więc tylko czekać, aż gra wypłynie wreszcie na szerokie wody, czego realizacji życzę jej jak najprędzej.

Antares
21 marca 2015 - 22:01