Najgorszy złodziej świata – historia z PayDay 2 - Brucevsky - 31 marca 2015

Najgorszy złodziej świata – historia z PayDay 2

Źródła: cinemablend.com

Hej, nazywam się Wolf. Jeszcze kilka miesięcy temu byłem zwykłym obywatelem, przedsiębiorcą, który miał własną firmę, płacił podatki i niczym nie wyróżniał się z tłumu podobnych mu biznesmenów. Potem jednak przyszedł kryzys finansowy, a bankowe rekiny, które tylko czekały na taką płotkę, rzuciły się do mojego gardła. Zostałem zmuszony do desperackich kroków. Postanowiłem zostać bandziorem, rodem z tych popularnych amerykańskich filmów. To moja historia.

Nieważne skąd, ale miałem pewne znajomości w Stanach. Po przylocie do Ameryki mój kontakt zapewnił mi lokum, gdzie będę mógł się wyspać, najeść, ale przede wszystkim przygotować do kolejnych skoków. No i oczywiście przeczekać gorące momenty zaraz po napadach. Doskonała lokalizacja, znakomite wyposażenie. Wiedziałem z kim się zaprzyjaźnić. Może to nie był przypadek, że w końcu znalazłem się tutaj? Może nudne życie za biurkiem nie było mi pisane? Może miałem trzymać w rękach gnata i kroić frajerów, którzy liczą, że ciężką pracą uda im się coś osiągnąć? Heh, miła perspektywa.

Kilka telefonów, spotkań i maili później jestem już częścią siatki Crime.net. Mam dostęp do wielu zleceń od gości, którzy lubią wysyłać swoich wrogów w betonowych butach na zwiedzanie dna rzeki. Miłe towarzystwo. Mam już też trzech podobnych mi ludzi, którzy zdecydowali się żyć poza prawem. Równi goście, bardzo mi podobni. Czuję, że będzie nam się dobrze współpracowało. Na początek biorę misję od jakiegoś Vlada, który chce szybko i sprawnie skroić cztery sklepy z jednej ulicy. Normalna sprawa, właściciele mu podpadli, kasa z haraczu się nie zgadza, więc trzeba wyrównać różnice. Furgon odstawia nas w alejkę.

Źródła: gamesradar.com

Wygodny garniak, gnat za pasem, karabin schowany pod marynarką i ta cholernie zabawna maska hokeisty. Czuje się dobrze i wiem, że to będzie mój dzień. Chłopaki rozglądają się po okolicy, a ja kieruję kroki do pierwszego lokalu, jakiegoś gównianego sklepu. Kasa fiskalna stoi na ladzie, już k#!wa prościej się nie da. Zakładam machę i wydzieram ryja, że to napad i wszyscy na glebę. Zawsze chciałem to zrobić. Jakiś frajer na zewnątrz ma jednak błyskawiczną reakcję i już wykręcił numer na gliny. WTF?! Kumple widzą, że to nie będzie cicha robota. Zabieram hajs z kasy i lecę do drugiego lokalu. Restauracja ma też sejf, więc uruchamiam to wypasione wiertło i pędzę do sklepu z elektroniką. Pieski są już na miejscu i od razu zaczynają strzelać. Jedna seria i robi się cicho. Jedna moja seria w każdym razie i po dwie od każdego z kolegów. Ważne, że k#!wa efekt osiągnięty. Kolejna kasa zebrana, ale wiertło się zacięło, więc powrót do chinola. Przyjechały oddziały specjalne, ale one też mogą nam naskoczyć. W ogniu kul, zbieramy łupy i ładujemy się do furgona, by pomknąć w siną dal. W tle oddalają się palące ruiny sklepów i restauracji. Nasza ekipa remontowa dała radę, hehe.

Misja zakończona sukcesem. Celność: 14%. Poziom profesjonalizmu akcji: A idź pan...

Jestem bogiem i królem przestępczego świata. W każdym razie tak się czuję po tej zajebiście przeprowadzonej akcji w sklepach. Vlad ma dziwny głos w słuchawce, ale widocznie wczoraj zapił i go wóda męczy. Idę za ciosem i zaklepuję drugie zlecenie. Jedziemy do nocnego klubu, by zgarnąć trzymany w sejfie kilkudniowy utarg. Frajerzy tylko czekają na skrojenie, ewidentnie.

Misiek, jak nazywam naszego kierowcę, wyrzuca nas w alejce i odjeżdża. Wróci, jak już będziemy wychodzić po baletach. Jakiś ochroniarz-popierdółka przy drzwiach wymaga przestawienia, ale dość szybko usuwa się nam z drogi. Wchodzimy na luzaka, tym razem bez takiej spinki jak przy sklepach. Lukam po lokalu i dyskretnie wbijam na zaplecze. Się k#!ra ładuję idealnie na ochroniarza, który nawet nie pyta, czy zabłądziłem. To zaczynamy, panowie! Drzwi na zaplecze zablokowane kartą, ale przecież mam wiertło, więc się nie będę bawił z jakimś czytnikiem. Trzy minuty to idealny czas, by posłać do piachu kilku gliniarzy. Robi się gorąco, ale co to dla nas? Wbijamy na górę i docieramy do sejfu. Znowu trzy minuty, by dostać się do zawartości. Mamy zakładnika, więc gliniarze muszą uważać. Ci frajerzy jednak wchodzą! Seria w plecy zza schodów daje im nauczkę. K#!wa, zastrzeliłem też przypadkowo zakładnika. Snajper już nas szuka laserem, a przez szklany dach wbijają antyterroryści. Balet kul, ale wychodzimy cało. Misiek zbiera dupę, ale coś długo mu to zajmuje. Jeszcze do tego parkuje jakieś dwie alejki od właściwego miejsca. Kretyn. Muszę się jeszcze nabiegać z torbami, bo okazuje się, że żadnemu z moich kompanów nie wykształcił się kciuk przeciwstawny i nie są w stanie chwycić rączek torby. Szef to ich chyba k#!wa z zoo wytrzasnął.

Misja zakończona sukcesem. Celność: 16%. Poziom profesjonalizmu: Zmień pracę.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bariera wejścia? PayDay 2 ma taką wielkości Zapory Hoovera. Dla osoby, która nie grała w pierwszą odsłonę, odnalezienie się w kontynuacji nie jest rzeczą łatwą. Niby podstawy można ogarnąć w kryjówce, ale podczas misji na niewiele się to zdaje. Nie jestem wielkim zwolennikiem tutoriali, ale tutaj jeden bardzo by się przydał. Jedno przykładowe zlecenie z prowadzącym za rączkę szefem, który wyjaśni, czemu i kiedy krępować ludzi, kiedy zakładać maskę, jak szukać karty i jak unikać policji. Bez tego zostać przestepcą w PayDay 2 nie jest łatwo. Potem słyszy się takie historie, jak ta Wolfa, który pewnie już nie żyje lub dawno siedzi w pierdlu, z tymi swoimi "umiejętnościami".

Brucevsky
31 marca 2015 - 23:02