Pirates: The Legend of Black Kat – nieznana gra Westwood Studios - Brucevsky - 5 maja 2015

Pirates: The Legend of Black Kat – nieznana gra Westwood Studios

Źródło: gameswalls.com

Pod koniec stycznia minęło dwanaście lat od zamknięcia Westwood Studios, firmy odpowiedzialnej choćby za przełomową i uwielbianą serię Command & Conquer. Większość osób kojarzy Amerykanów właśnie z kolejnych odsłon słynnej strategii czasu rzeczywistego, zapominając, że w swoim dorobku mieli oni też kilka niemniej ciekawych projektów. Wiele z nich jest już dzisiaj zapomnianych. Taki los spotkał m.in. wydaną wyłącznie na PlayStation 2 i Xboxa Pirates: The Legend of Black Kat.

Gier w klimatach pirackich nigdy za wiele, zwłaszcza tych dobrych i stworzonych z pomysłem. Pewnie do takich wniosków doszli na początku XXI wieku pracownicy położonego w Las Vegas studia. Trudno odmówić im racji, szczególnie że nawet dzisiaj nie powstaje aż tak wiele tytułów osadzonych w podobnych klimatach. W bibliotece konsol Sony i Microsoftu na pewno dobrej gry akcji, która pozwoliłaby szabrować, pojedynkować się na rapiery i toczyć zacięte bitwy morskie brakowało.  Westwood Studios atakowało więc wolną lukę, oddając w ręce graczy produkcję o losach Katariny de Leon, która wyrusza odnaleźć grób matki i pomścić tragicznie zmarłego ojca.

Jest więc rok 2002 i na rynek trafia dzieło Westwood Studios, tytuł łączący w sobie grę akcji z widokiem zza pleców postaci z możliwością pływania statkiem i uczestniczenia w bitwach morskich. Trudno o dużo lepsze recenzje. Gameshark nazywa produkcję cichym hitem danego roku, a GameSpy wyróżnia ją ze względu na prezentację audiowizualną, dopracowane sterowanie oraz wysoką grywalność. GameSpot ostrzega, że nie wszystko lśni z technicznego punktu widzenia, ale to wciąż przemyślana i warta inwestycji gra. IGN jest już nieco mniej entuzjastyczny, choć zwraca uwagę na intrygujące połączenie kilku różnych gatunków. Official U.S. Playstation Magazine przypomina natomiast o pomysłowym trybie dla dwóch graczy, w którym mogą oni zmierzyć się w efektownych bitwach morskich. Ciepłych słów nie szczędzi też elektroniczne wydanie Maxima, które informuje, że „projekt głównej bohaterki, stylizowanej na piracką Larę Croft, na pewno postawi twój maszt”.

Mimo tych wszystkich pochlebnych słów i wielu atutów Pirates: The Legend of Black Kat nie podbija jednak rynku. Produkcja nie zapisała się w pamięci graczy i nie zwróciła na tyle, by pojedyncza gra przerodziła się w większą serię. Niestety miało to też swoje konsekwencje dla całego studia, które niedługo później zostało rozwiązane. A jak Pirates: The Legend of Black Kat wypada teraz, po tych kilkunastu latach, w dobie współczesnych wielkich hitów o oszałamiającej oprawie?

Pierwszy kontakt przypomina spotkanie ze ścianką podczas crash-testu nowego modelu samochodu. Upływ czasu mocno nadgryzł Pirates, zwłaszcza etapy, w których steruje się bezpośrednio Katariną i zwiedza kolejne wyspy. Obszary są spore, ale jednocześnie przeraźliwie puste i monotonne. Trudno się jednak tego czepiać, wszak karaibskie wyspy to przede wszystkim piaszczyste plaże, palmy i trawiaste równiny. Na szczęście autorzy zdawali sobie z tego sprawę, bo na mapie (swoją drogą zaprojektowany przez twórców świat gry jest całkiem spory) obok typowych malowniczych wysepek są też te mroczne, zimowe czy dopiero co dotknięte erupcją wulkanu. Mimo wszystko więc jakaś różnorodność podczas przygody na gracza czeka. Solidnie wypadają też bardzo zręcznościowe i toczone na prostych zasadach bitwy morskie. Mają one swój urok, choć można obawiać się, że po pewnym czasie zaczną nużyć. Początkowo jednak zatapianie wrogich statków i obserwowanie eksplodujących wraków (z obowiązkowym zwolnieniem czasu) daje sporo frajdy.

Cała gra działa na pewnych prostych schematach. Walki rozstrzyga na swoją korzyść ten, kto szybciej macha mieczem i sprawniej potnie przeciwnika. Bitwy morskie to z kolei festiwal nawalania w przyciski i krążenia wokół wrażego okrętu. A prezentowana w tle historia? Ma kilka intrygujących wątków i buduje wokół postaci aurę tajemniczości, ale jednocześnie jakoś nie potrafi przebić się na pierwszy plan.

Po kilku godzinach zabawy muszę przyznać, że wystawione przed laty przez recenzentów z różnych części świata oceny wydają się jak najbardziej adekwatne nawet dzisiaj. Pirates: The Legend of Black Kat zanosi się na solidny tytuł „na siedem”, który pozwala przyjemnie spędzać wolny czas. Czy jednak tak będzie do końca? Sprawdzę to w kolejnych godzinach wspólnej wyprawy z Katariną.

Brucevsky
5 maja 2015 - 18:13