Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #4 Duch - eJay - 24 maja 2015

Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #4 Duch

Do amerykańskich kin wkroczył właśnie remake Ducha z 1982 roku. Jeżeli wierzyć licznym opiniom widzów oraz krytyków – wyszło z tego co najwyżej przeciętne filmidło, do zapomnienia. Czy w takiej sytuacji warto odświeżyć sobie oryginał? Jako współprowadzący z fsm Horrorarium postanowiłem to zbadać. Tym bardziej było mi miło, bo jakimś cudem (zwalmy to na brak czasu) Duch nigdy nie gościł w moim domu (chyba wyszło to trochę dwuznacznie;)). Było to więc świeże starcie z klasyką kina.

Obrazki w tekście pochodzą z różnych miejsc w sieci

Co omawiamy: kultowy horror, wyreżyserowany przez minimum jedną osobę

Reżyseruje: twórca Teksańskiej masakry piłą mechaniczną oraz Siły witalnej, a także producent

W rolach głównych: mało znany aktor, mało znana aktorka, starszyzna i dzieci

Rocznik: 1982

Duch to autorski pomysł Stevena Spielberga, który robił praktycznie wszystko, aby ten film wyreżyserować. W rezultacie na liście płac widnieje Tobe Hooper, który zasłynął świetnym Texas Chainsaw Massacre. Aczkolwiek o wpływie Spielberga na produkcję tego obrazu krążą legendy. Podobno Steven sprawował pieczę niemal nad każdym elementem, oprócz scenariusza dobierał ekipę aktorską, nadzorował prace na planie, sam też wyreżyserował kilka scen z dziećmi (miał wprawę po zakończeniu zdjęć do E.T.). 

Jedni dementują te pogłoski, ale drudzy – w tym odgrywająca rolę Tanginy Zelda Rubenstein – potwierdzają, iż takie problemy rzeczywiście miały miejsce. Co zabawne, Spielberg dziękował Hooperowi za pasję i kreatywność, a ich współpracę nazwał „wyjątkową”. Wielkiej przyjaźni jednak nie było i kariera Hoopera mocno zahamowała. Od 20 lat kręci pojedyncze odcinki w serialach lub filmy direct-to-TV.

O wiele bardziej przerażającym faktem jest z kolei aktorski los młodszej części ekipy. Heather O'Rourke zmarła w wieku 12 lat w wyniku infekcji jelit. Jej 22-letnia koleżanka z planu – Dominique Dunne – została zamordowana niedługo po premierze filmu.

Ogromną zaletą wszystkich straszaków z poprzedniej epoki jest silne umiejscowienie wydarzeń w ramach ówczesnego stylu życia Amerykanów. Dlatego też bohaterowie historii Hoopera (a może Spielberga?) to należąca do klasy średniej młoda rodzina Freelingów. On jest jednym z najlepszych sprzedawców nieruchomości, sam sprowadził rodzinę na nowe osiedle w Kaliforni. Ona wychowuje trójkę dzieci i dba o domowe ognisko. Wszystko podlane realizmem epoki, która charakteryzowała się zmianami gospodarczymi Reagana. Patriotyzm reżysera podkreśla także hymn Stanów Zjednoczonych w napisach początkowych. Tak przyziemne podejście broni się również po latach – do całej rodzinki nie można mieć ani grama pretensji. Wszyscy są naturalni i patrzy się na ich losy z zaciekawieniem.

A jest co oglądać, bo film rusza z kopyta niemal od samego początku. Pozwolę sobie w tym miejscu nawiązać do zwiastuna nowej wersji Ducha, który ujawnił kilka drobnych, aczkolwiek ważnych zmian w stosunku do oryginału. Jedną z takich zmian jest...niepotrzebne tłumaczenie widzom, że rodzinka przesiedliła się do niefortunnego domu na własne życzenie. W wersji Hoopera wszystkie informacje i sekrety podawane są niczym kroplówka, bo najważniejsze jest straszenie. Co chwilę dowiadujemy się o bohaterach czegoś nowego i nie musimy się martwić, że ciekawych faktów prędzej czy później zabraknie. Nikt nie wykłada na tacy szczegółów w jednej minucie, aby następnie odbębnić 90 minut. Hooper przez prawie 2 godziny zachowuje (poza kilkoma wyjątkami) bardzo dobre tempo. Śmiem twierdzić, że pod względem dynamiki i montażu to czołówka filmów lat 80-tych.

Pomimo zamknięcia historii w 2-3 lokacjach obraz aż kipi od pomysłów i fajnych akcji. To horror z gatunku tych bardziej efektownych, klimatycznych, niż przyprawiających o ciary. Do wszelkich momentów grozy twórcy podeszli w jeden sposób – dociskając pedał gazu do oporu. Jak już coś się dzieje, jest megaefektownie. I nie zamierzam przy tym dodawać „jak na tamte czasy”. Duch korzystał ze wszystkich dobrodziejstw ówczesnej techniki – jest dorysowywana animacja ręki wychodzącej z telewizora, są optycznie dodane stwory na bluescreenie, wreszcie rozmaite triki związane z animatroniką oraz użycie na dużą skalę głosu zmodyfikowanego elektronicznie (co sprawdziło się znakomicie). Po latach, pomijając ramotkę jaką jest telewizor marki Rubin oraz brak telefonów komórkowych (w jednej scenie ojciec zaplątuje swój krawat w kabel od słuchawki:)), ogląda się to bezboleśnie. Jest w tym jakaś magia.

Jeżeli jednak skupimy się na potencjale straszenia – Duch wypada w tym aspekcie średnio, właśnie ze względu na podkręcanie wszystkich elementów nadnaturalnych. Nie ma w tym filmie wiele miejsca na budowanie napięcia. Zaczyna się szybko, bo od śmierci kanarka przed porannym śniadaniem. Im dalej w las tym fabuła zaczyna przyśpieszać, a niebezpieczny rezydent zaczyna działać na większą skalę i uprowadza do zaświatów najmłodszą córkę w rodzinie. Robi się groźnie, ale nigdy aż tak, aby obgryzać z nerwów paznokcie. Zabrakło mi również w dziele Hoopera jednolitej wizji straszenia, bo z jednej strony mamy fragment podlany elementami gore (scena z lustrem), a z drugiej kilka wstawek niczym z koszmaru 10-latka. A jako, że wszystko widać i bohaterowie wiedzą, z jakim zagrożeniem mają do czynienia - element zaskoczenia został ograniczony do minimum.

Duch jest jednak kawałkiem solidnego rzemiosła, które otrzymało aż 3 nominacje do Oskara. Rzecz jasna w kategoriach technicznych. Czy można się tu trochę przestraszyć? Kilka fragmentów może to zagwarantować, ale to kwestia odbioru. Mi przypadła do gustu przede wszystkim struktura filmu oraz fakt, ile wciśnięto akcji na małej przecież przestrzeni. 2 godziny minęły błyskawicznie, a końcówka okazała się wisienką na torcie. Daję 6 zawałów serca, bo klimat jest pierwszorzędny, a wykonanie ponadczasowe.

eJay
24 maja 2015 - 14:48