O Asteriksie którego przygniotło Call of Duty - Brucevsky - 26 maja 2015

O Asteriksie, którego przygniotło Call of Duty

Coraz częściej odnoszę wrażenie, że obecnie o sukcesie gry w niemal równym stopniu co jakość decyduje też data premiery. Źle dobrany termin może pozbawić szans na marketingowy sukces nawet naprawdę solidny, pomysłowy i wyróżniający się w wielu elementach tytuł. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wiele wydanych w złym okresie produkcji idzie po prostu w zapomnienie.

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że mało który czytelnik kojarzy wydaną w październiku 2007 roku zręcznościówkę Asterix at the Olympic Games. Nie pomógł jej fakt, że jest to chyba jedna z najlepiej zrealizowanych gier na licencji filmowej w ostatniej dekadzie, nie pomogły znane postacie, wszechobecny humor, nowatorskie elementy. W tamtym okresie uwagę graczy i dziennikarzy z branży skupiały inne produkcje. Wszyscy wyczekiwali premiery Super Mario Galaxy na Wii. Miliony odliczały dni do pojawienia się na półkach Call of Duty 4: Modern Warfare. Miłośnicy RPG-ów ostrzyli sobie zęby na nadchodzące Mass Effect. Asterix, jasne, nie ma prawa startować do tych wielkich gier AAA, największych przebojów 2007 roku. Nie ta jakość, nie ta klasa. Szkoda jednak, że mimo wszystko, został on pominięty, a obecnie jest już niemal zapomniany. Jak setki innych podobnych gier, które pomimo wykonania na ponadprzeciętnym poziomie i not oscylujących w granicach 75% nie były w stanie nic wielkiego osiągnąć. Współczuję autorom takich tytułów, których miesiące lub nawet lata pracy został tak brutalnie potraktowane. Rynek jest bezwględny. Growi dziennikarze są bezwzględni. My, gracze, jesteśmy bezwzględni. Nie mamy jednak raczej wyjścia, przy takim natłoku premier.

Obecna sytuacja tylko to potwierdza. Wiedźmin 3: Dziki Gon skupił na sobie uwagę całego świata. Zewsząd płyną zachwyty, a w internecie wypływają kolejne materiały związane w większym lub mniejszy sposób z dziełem CD Projekt RED, całą serią i uniwersum. Mało kto zwraca uwagę, że podbić serca posiadaczy konsol i komputerów próbuje też Carmageddon, a do sprzedaży trafiła trzecia odsłona The Adventures of Van Helsing. Zajęci przygodą Geralta gracze nie zwracają również uwagi na premierę Magicki 2 czy nadchodzące Splatoon na WiiU. Niewykluczone, że za kilka miesięcy mało kto będzie pamiętał, że takie tytuły w połowie 2015 roku w ogóle się ukazały.

Daje to do myślenia, zwłaszcza w sytuacji, gdy trafiło się na takiego Asteriksa i właśnie przegrało się kilka godzin, naprawdę dobrze się bawiąc. Przypadkowo znaleziona produkcja okazała się znakomitą rozrywką, która zaskakuje ciekawymi pomysłami i oferuje nieco zapomnianą opcję zabawy we dwie osoby na wspólnym ekranie. I pomyśleć, że niewiele zabrakło, bym przygody sympatycznych Galów w ogóle nie poznał. Nie było tej produkcji na mojej długiej liście zaległości, nie wiedziałem nawet o jej istnieniu. Dobrze jednak czasami rozejrzeć się wokół, bo okazuje się, że przyćmione przez najgłośniejsze premiery są często równie udane perełki. Warto nie dać im zaginąć i zupełnie odejść w zapomnienie. Łatwe to na pewno nie jest, przy obecnych ilościach wolnego czasu, ale próbować trzeba.

Brucevsky
26 maja 2015 - 19:21