Gratakumby - Krypta#1 - Overblood - Danteveli - 2 lipca 2015

Gratakumby - Krypta#1 - Overblood

Epoka PlayStation to naprawdę interesujące czasy, które przyniosły nam wiele znaczących gier i kultowych serii. Resident Evil bez wątpienia należy do grupy ważnych gier. Dzieło Capcom było bardzo wpływowe i doczekało się masy naśladowców. Jednym z tytułów, które na pierwszy rzut oka wydaja się kopią gierki o zombiakach jest OverBlood.

Prawda jest jednak trochę inna. Twórcy omawianej gry czyli japońskie studio Riverhillsoft odpowiadają za jedną z pierwszych gier w klimatach survival horroru. Doctor Hauzer to jednak temat na kiedy indziej. W każdym razie OverBlood wydane zaledwie kilka miesięcy po Resident Evil nie jest zwykłym, zrobionym na kolanie klonem(sic!). Bardziej prawdopodobne wydaje się, że projekt ten jest po prostu rozwinięciem pomysłów z poprzedniej gry studia. Tyle tytułem wstępu i w pewnym sensie obrony pochodzenia tej produkcji.

W grze wcielamy się w niejakiego Raza (znany też jako Lars) Karcy. Cierpiący na amnezję mężczyzna budzi się ze snu kriogenicznego w jakiegoś rodzaju laboratorium. Naszym zadaniem jest poznanie swojej tożsamości i wydostanie się z dziwnego kompleksu. Interesującą mechaniką jest sterowanie więcej niż tylko jednym bohaterem. Dzieję się tak dlatego że z pomocą Razowi przychodzi mały robocik o imieniu Pipo. Możemy wykorzystywać go do rozwiązywania zagadek. Później pojawia się jeszcze jedna postać wspierająca naszego bohatera. Prezentowana historia wydawała się bardzo obiecująca. Efekt finalny jest jednak daleki od ideału. Po części to efekt upływu lat i zmiany standardów w stosunku do fabuły. Z drugiej strony wiele wątków wydaje się potraktowanych po macoszemu.

[Spoilery na temat fabuły]


Twistem, który niestety nie został zbyt dobrze ukryty jest to, że nasz bohater jest klonem. Główny zły całej gry to oryginalny Raz. Brał on udział w projekcie badawczym mającym na celu stworzenie super żołnierza czy czegoś w tym stylu. Oryginalny Raz jest najwyraźniej specem od genetyki bo zajmował się także tworzeniem klonów. Chciał on w ten sposób odzyskać swoją zmarłą żonę. Jego własne klony posłużyły natomiast do eksperymentów z wirusami. Zaowocowało to napotkanymi w grze zombipodobnymi stworami a także chwilową przemianą głównego bohatera.

W każdym razie Raz Alpha nienawidzi naszej postaci za to, że klon jego ukochanej wybrał nas na swego partnera. To jest pretekstem do „ekscytującego” finałowego pojedynku. Mamy 500 sekund nim laboratorium ulegnie autodestrukcji. W tym czasie musimy pokonać własnego twórcę, który zażył mutagenu robiącego z niego potwora. Po kilku rundach dochodzi do finału jakim jest spalenie naukowca za pomocą śmigłowca i ucieczkę z kompleksu badawczego.

Całość nie brzmi zbyt dobrze i jedzie tandetnymi filmami Science Fiction. Jednak głupota dialogów i to jak zachowują się postacie tworzy całkiem zabawną komedię. Sama scena „śmierci” Pipo warta jest poświęcenia tej grze czasu. No chyba że ktoś ma dostęp do internetu i może sobie wyggoglować kilkunastu sekundowy kawałek, oszczędzając sobie tym samym 6 godzin gry.

[/Koniec spoilerów]

OverBlood nie do końca pasuje do listy survival horrorów. Jest to bardziej gra przygodowa w klimatach Sci-Fi, w której pojawiają się potwory. Jasne, że mamy pewne elementy kojarzące się z Biohazard od Capcom. Nawet główny bohater przypomina trochę Barrego Burtona z pierwszej odsłony „zombiaczastego” cyklu. Prawdą jest jednak to że gra od Riverhillsoft jest bardziej nastawiona na pseudo łamigłówki niż walkę. Wszystkie potyczki z przygody Raza da się policzyć na palcach jednej dłoni. Większość gry spędzimy błąkając się po kompleksie w poszukiwaniu jakichś przedmiotów potrzebnych do otwarcia kolejnych drzwi. Zagadki zaserwowane nam w tym tytule są koszmarne bo ograniczają się do wykonywania rzeczy na które trudno wpaść bez korzystania z opisu. Dzieję się tak dlatego, że na przykład robienie coś kucając przynosi inny efekt od wykonywania tej samej czynności na stojąco. Ten pomysł sprawia, że trzeba wszystko przeszukiwać po dwa raz. Pomijam już to, że przedmioty są poukrywane i nieoznaczone w otoczeniu a różnica piksela w miejscu gdzie dokonamy akcji poszukiwania przynosi kolosalną różnicę. Przykładem na to jak bardzo zawala to gameplay jest urządzenie do zapisywania stanu gry.

Służący nam do tego dyktafon należy znaleźć w jednym z początkowych pomieszczeń. Jeśli o tym nie wiemy i jesteśmy przyzwyczajeni do standardów z survival horrorów to nieźle się przejedziemy szukając punktu do zapisywania stanu gry.

Jeśli spojrzeć na grę od strony bardziej technicznej to mamy do czynienia z crapem. Tragiczna grafika epoki PSX połączona z ohydnymi lokacjami robi swoje. Do tego jeszcze naprawdę uboga ilość i jakość modeli postaci sprawia wrażenie produkcji klasy c. To oczywiście dałoby się przeżyć gdyby nie dokładka w postaci koszmarnego sterowania wzbogaconego komicznymi animacjami i skopanego gameplayu.

Z drugiej jednak strony za OverBlood stoi całkiem ciekawy pomysł. Szkoda trochę, że dobra koncepcja i potencjał to trochę za mało by powstała solidna gra. Zarówno w kwestii gamelayu jak i fabuły napotykamy na rażące braki. Od czasu do czasu wychodzi z nich coś naprawdę fajnego. Komiczne sekwencje jakie przynajmniej w założeniu miały być dramatycznymi scenami są genialne. W końcowym rozrachunku problemem jest jednak to, że OverBlood wypada na papierze zdecydowanie lepiej niż w praniu. Gdy lata temu dowiedziałem się o tym tytule na jakiś dziwacznym forum internetowym byłem podekscytowany. Wyobraźnia podsuwała mi najróżniejsze scenariusze i warianty tego czym może być tak gra. Finalny produkt po prostu nie mógł spełnić tych oczekiwań.

Produkcja Riverhillsoft nie jest udaną grą i wypada bardzo blado w porównaniu do Resident Evil. Dodatkowo czas jaki minął od premiery tego tytułu tylko zwiększył jego współczynnik nieprzystępności. Koszmarne sterowanie połączone z zagadkami do których niezbędna jest solucja to coś co odrzucić większość osób. Pewnie dlatego gierka ta może spokojnie spoczywać w swojej krypcie.

Danteveli
2 lipca 2015 - 05:34