Halologia #1 - Recenzja Halo: The Master Chief Collection - AleX One X - 20 lipca 2015

Halologia #1 - Recenzja Halo: The Master Chief Collection

Nigdy nie lubiłem recenzji pakietów gier sprzed lat, bo w sumie nie wiadomo za co oceniać – za jakość gier, które nierzadko są kultowymi klasykami zasługującymi na przypomnienie, czy za jakość odnowienia, które zwykle sprowadzało się do prostej podmiany tekstur?

Tak samo miałem nie oceniać The Master Chief Collection, a jedynie zrobić „test”. Jednak patrząc na zawartość tego zestawu uświadomiłem sobie, że nie jest on jedynie wrzuceniem kilku gier do jednego wora, a przygotowanym gruntownie nowym środowiskiem w którym jedynie sam gameplay pochodzi z oryginalnych gier. Menusy, postęp w multi, osiągnięcia, profil online to wszystko jest wspólne i nawet gdy gramy w nieprzetłumaczone odsłony, to po spauzowaniu gry widzimy polskie menu przygotowane dla pakietu.

Sprawę gier miejmy za sobą – są tu produkcje skupiające się na Master Chiefie, czyli numerowane cztery odsłony. Jedynka i dwójka doczekały się gruntownych remontów, przez co wyglądają godnie na przełomie generacji. Wszystkie zostały odświeżone do tego stopnia, że działają w 60 klatkach na sekundę i rozdzielczości Full HD (z małych odchyłem w przypadku "dwójki"). W moim odczuciu są to tytuły zasługujące kolejno na 8,5/9/8 no a „czwórka” to według mnie hicior na 9,5. Bez mrugnięcia okiem polecam każdą z nich na dowolnej platformie... no, może poza PC. Osobiście martwi mnie nacisk Microsoftu na sześćdziesiąt FPSów w Halo, bo gameplay serii był projektowany tak, by nie wymagać małpiej zręczności, a bardziej liczyły się widoczki. O ile tu udało się osiągnąć oba te cele, obawiam się, że w nadchodzących częściach płynność będzie miała wyższy priorytet nad rozdziałką.

Sama kolekcja to niezwykle bogata produkcja, dająca graczowi mnóstwo zawartości, bo możliwość przejścia całej sagi Mester Chiefa po kolei to tylko wstęp do atrakcji. Świetnym pomysłem, na który chyba nie wpadł nikt składający takie zestawy staroci, jest udostępnienie wszystkich misji każdej gry od pierwszego włączenia. Dzięki temu jest to najprawdziwsza „kolekcja”, dzięki której możemy delektować się dowolnymi elementami tych gier, bez konieczności przechodzenia całości ponownie. Jeśli chcemy zagrać w ulubione misje z większą płynnością i rozdzielczością, możemy to zrobić od razu. Chcąc spojrzeć na remake’i „jedynki” i „dwójki” mamy przekrój przez całe kampanie.

Zainteresowani graniem online, mają tu oczywiście odpowiednie tryby wszystkich gier, jednak typowe starcia competitive lekko cierpią z powodu największej zalety całego pakietu – spójności wszystkich gier. Pod zakładką multiplayer wygląda to tak, że mamy playlisty, z których możemy wybierać w co chcemy grać. Jest to np. klasyczne Halo 2, odnowione Halo 2, multik z Halo 3, tryby drużynowe ze wszystkich odsłon i tego typu kombinacje. Żałuję, że nie mogę odsunąć na bok niektórych elementów kolekcji i przykładowo ponownie zagłębić się w Halo 4, tym razem na wszystkich mapach, których nie zakupiłem na X360. Playlisty będą oczywiście rotować i ma być ich więcej gdy problemy z matchmakingiem znikną, ale szkoda takiego przeoczenia. Z drugiej strony pewnie w ogóle ominąłbym sieciowe areny Halo 3…

Pewnie słyszeliście o problemach z wyszukiwaniem gier. Ja w okolicach premiery nie miałem problemów w odświeżonym multi Halo 2, późniejsze patche sprawę... popsuły, a nawet dziś trafiają się kretyńsko długie czasy oczekiwania.

Jest tu kilka zapychaczy. Nie rozumiem po co są playlisty z misjami wszystkich gier, poza oczywiście daniem nam czegoś do zaliczania poza kampaniami. Być może, gracze znający serię sprawdzą sobie w ten sposób te produkcji, skoro skończyli je na starszych konsolach. Swoją drogą świetny jest wskaźnik postępu w wymaksowaniu kolekcji. Przydałoby się więcej dodatków, bo zachęcające nas bonusy w stylu serialu, czy dostępu do zeszłorocznej bety to trochę mało. Dlaczego nie ma na płycie obszernych materiałów o tych grach, czemu nie znalazło się miejsce dla filmów Halo: Legends, czy poprzedniego serialu „Forward Unto Dawn”? I dlaczego dostępne rzeczy trzeba oglądać z poziomu aplikacji Halo Channel? To tak jakby po zapłaceniu za bilet do kina puścili nam film z poziomu youtube…

Ważny temat to samo Halo 2, które w wersji Anniversary jest premierową produkcją w tym pakiecie. Porównując cenę wydanego w 2011 roku rocznicowego wydania Combat Evolved z The Master Chief Collection, widać jak bardzo opłaca nam się inwestycja w wersję na Xboxa One. Wiele premierowych gier jest wydawanych w takiej cenie, a realia rynkowe są takie, że bez problemu Microsoft mógł sobie tyle zażyczyć za sam rekame Halo 2. „Dwójka” otrzymała nowy silnik graficzny na który można dziś patrzeć z zadowoleniem, a także opcję znaną z remake’u „jedynki” czyli zmianę wyglądu na oryginalny. To nie tylko sentymentalny bajer, bo w ten sposób każdy może docenić ogrom pracy włożony w świeżą grafikę i skończą się jęczenia w stylu „Po co remake, to wciąż wygląda dobrze…” Tym razem zmiana na stary wygląd jest natychmiastowa, szkoda natomiast, że nie zdecydowano się na poprawienie szczegółów obecnych w starszych grach, a które zmieniono w nowszych, jak np. wyjście z przycelowania przy otrzymaniu trafienia, czy wstawanie postaci z kucek podczas szybszego ruchu. Wielkie brawa za zatrudnienie speców od filmów CGI do odtworzenia wszystkich cut-scenek, bo ich dzieło na wielkim ekranie robi piorunujące wrażenie. Jeśli kiedyś powstanie film z tej serii, to chcę takiej techniki. Żadnych aktorów jak w serialach.

I nareszcie skończyła się rozpacz, że w Halo 2 nie można grać w sieci po wyłączeniu oryginalnego Xbox Live w 2010 roku. Teraz w ładniejszej i bardziej płynnej wersji może ją sprawdzić każdy chętny.

Dziwne, że nie wydali tej części osobno na Xboxie 360 w wersji analogicznej do „jedynki”, a już zupełnie niezrozumiały jest brak możliwości nabycia tych gier osobno, choćby w wersji cyfrowej. Z drugiej strony spójność kolekcji to jej duży atut.

Po wtopach z matchmakingiem, Microsoft przygotował kilka bonusów dla osób które zakupiły The Master Chief Collection w okolicy premiery. Są to między innymi: miesiąc Golda, nowa mapa do Halo 2: Anniversary i danie główne - remaster Halo 3: ODST. Ten ostatni bonus wzbogaca cały pakiet o piątą kampanię singlową, sprawiając, że kolekcja jest jeszcze lepszą inwestycją. Nawet jeśli nie załapaliście się na darmochę, DLC z grą z 2009 roku kosztuje jakieś 18 złotych. Minusem jest brak oryginalnego trybu Firefight, który zadebiutował właśnie za sprawą komandosów ODST. Tryb Spartan Ops z Halo 4 jakoś dotarł po premierze.

Nie mam pojęcia komu nie można polecić tego pakietu. Za taką cenę i taką zawartość to obowiązkowy zakup dla posiadaczy Xboxa One. Kto grał, ten wie że warto. Kto nie grał – przekona się o tym.

PS. Mały pstryczek w nos konkurencyjnej serii (którą zaliczyłem i którą szanuję) - Nathan Drake Collection pachnie mi czymś inspirowanym bohaterem dzisiejszego tekstu. Bo nazywanie zestawów gier imionami ich głównych bohaterów nie było dotąd jakoś popularne, a w przypadku Master Chiefa ma to o wiele więcej sensu. Dlaczego? Bo po pierwsze - były jakieś gry BEZ Master Chiefa, po drugie - w kolekcji są WSZYSTKIE gry z Master Chiefem. A nie ma Uncharted bez Nathana Drake'a i nie ma Nathan Drake Collection ze Złotą Otchnanią. Łapiecie?

AleX One X
20 lipca 2015 - 00:04