Metal Gear Solid - najlepsi bossowie w historii cyklu - Danteveli - 24 sierpnia 2015

Metal Gear Solid - najlepsi bossowie w historii cyklu

Trochę głupio się przyznać ale jestem bardziej podekscytowany niż dzieciak czekający na Boże Narodzenie i prezenty od Mikołaja. Dzieje się tak za sprawą nadchodzącej premiery Metal Gear Solid V : The Phantom Pain. Odliczając dni do momentu aż zagram w ten tytuł muszę zrezygnować z internetu w obawie przed grasującymi wszędzie spoilerami. Gra wylądowała na półkach niektórych sklepów przez co można natknąć się opis fabuły i twistów jakie pojawią się w tym tytule. Dlatego też postanowiłem znaleźć sobie zajęcie zastępcze. Zamiast przeglądać fora i stronki o grach wideo siedzę w pokoju i katuję po kolei wszystkie odsłony cyklu Metal Gear Solid. Efektem tego jest lista moim zdaniem najlepszych pojedynków z bossami w (dotychczasowej) historii serii.

 

The Sorrow – Metal Gear Solid 3: Snake Eater

Czasami mam wrażanie, że Hideo Kojima jest wariatem. Jego gry w wyjątkowy sposób mieszają poważne motywy z humorem typu poduszka pierdziuszka. Pojedynek z the Sorrow to dziwne ale niezwykle poważne starcie zwracające uwagę na życia stracone podczas konfliktów. Nie mamy tutaj do czynienia z typową walką z bossem bo the Sorrow jest duchem który przywołuje do pomocy armię zmarłych.

 

Interesujące jest to, że „trudność” tego starcia zależy od tego jak wiele osób zabiliśmy podczas gry. Jeśli nie mordowaliśmy naszych przeciwników tylko unieszkodliwialiśmy ich w inny sposób to dotarcie do ciała bossa i zdobycie jego kamuflażu jest prawdziwym spacerkiem. Z drugiej strony jeśli odtwarzaliśmy sceny z filmu Rambo to czeka nas prawdziwa piekielna przeprawa.

Warto też zauważyć, że sam pojedynek jest bardzo tajemniczy. Po pierwsze dane nam do zrozumienia jest to, że Snake nie żyje. Po drugie cały gameplay sprowadza się do wędrowania w dół rzeki wysłuchując the Sorrow i omijając duchy naszych ofiar. Znajdujemy się przez chwile w segmencie gry który pasuje bardziej do „symulatorów chodzenia” i innych „niegier” niż wojskowej przygodzie w dżungli podczas zimnej wojny. Daje to naprawdę intrygujący efekt, który sprawia że zapomina się przez chwilę o tych bardziej komicznych i karykaturalnych fragmentach Metal Gear Solid. Dodatkowo ta „walka” z bossem jest tak skonstruowana że koniec końców widzimy „martwego” Snake'a. Jeśli chcemy skończyć ten etap to musimy zażyć specjalną pigułkę z naszego ekwipunku.

 

Ten fragment gry inspirowany jest buddyjskim wierzeniem na temat rzeki trzech przepraw, którą muszą pokonać zmarli w drodze do zaświatów. Sprawia to że to pełne mistycyzmu stracie jest jednym z tych, które zapadły w moją pamięć na dłużej.

 

Liquid Ocelot – Metal Gear Solid 4: Guns of Patriots

Pojedynek który bez wątpienia jest najlepszym momentem czwartego Metal Gear Solid. Wynika to z walorów sentymentalnych. Na zakończenie sagi o wężach mamy krótką podróż po pamiętnych momentach z poprzednich gier. Walka wręcz na szczycie okrętu, gdzie dwóch starców planuje zakończyć swój odwieczny konflikt. Trzy etapy walki przenoszą nas za pomocą zastosowanej muzyki i zmianach w interfejsie do poprzednich odsłon cyklu o wężach. Mamy okazje przypomnieć sobie pojedynek z Liquidem z MGS by po chwili rzucić okiem na elementy z drugiej i trzeciej części serii. Do tego wspaniałe zakończenie bijatyki w akompaniamencie utworu Old Snake, które idealnie pokazuje jak bardzo (lub niewiele) zmienił się nasz bohater.

Ten fragment gry jest tak fajny że prawie jestem w stanie zapomnieć wszystkie zarzuty jakie mam do czwartej części Metal gear Solid.

 

Powiem szczerze, że trudno jest mi wyobrazić sobie lepszy finalny pojedynek na zakończenie przygód Solid Snake'a. Epicka walka dostarcza nam masę nostalgii dopakowaną genialną muzyką i świetną choreografią. Może przemawiają przeze mnie sentymenty ale naprawdę uważam ten finał konfliktu pomiędzy Solid Snake'iem a Ocelotem za coś poruszającego co idealnie podsumowuje cały cykl Metal Gear Solid. Dlatego też musiałem po prostu wspomnieć o tej sekwencji.

 

The Boss – Metal gear Solid 3: Snake Eater

Konfrontacja Naked Snake'a z The Boss jest bez wątpienia najważniejszym momentem w całym cyklu Metal Gear Solid. Walka ta dała początek wszystkim wydarzeniom z kolejnych odsłon serii. Dlatego też tak ważny moment musiał być ukazany w wyjątkowy i zapadający w pamięć sposób. Pole wypełnione białymi kwiatami, których płatki latają w powietrzu staje się miejscem ostatecznej bitwy pomiędzy mentorem a ukochanym uczniem. Przed samym starciem nasza mistrzyni w białym stroju serwuje nam filozoficzne wywody na tema tego jak pozornym pojęciem jest słowo wróg. Antywojenne wykłady zostają przerwane przez jeden z najbardziej emocjonujących pojedynków w historii. Mamy 10 minut by pokonać The Boss w pojedynku koncentrującym się na walce wręcz.

 

Żeby zrozumieć siłę tego pojedynku trzeba go zobaczyć w akacji. Zapierające dech w piersiach piękno połączone z jedną z najsmutniejszych walk jakie pojawiły się w Metal Gear Solid. Musimy przecież pokonać by udowodnić lojalność dla naszego kraju. Pojedynek ten jest jeszcze bardziej wzruszający gdy spojrzy się na niego z perspektywy zakończenia gry, kiedy to poznajemy fakty na temat naszej misji i roli The Boss w całości zdarzeń. Nawet jeśli pominie się te sentymentalne kwestie trzeba przyznać, że ta finałowa walka robi wrażenie.

 

The End – Metal Gear Solid 3: Snake Eater

Pojedynek z The End czyli dziadziusiem z papugą na ramieniu jest pamiętny nie tylko ze względu na design naszego przeciwnika. Mamy kolejny już w dziejach cyklu gier pojedynek snajperski. Tym razem jednak Naked Snake staje naprzeciw prawdziwemu mistrzowi ukrywania się. W efekcie czego mamy taktyczną walkę rozciągająca się na trzech sporych rozmiarów mapach.

 

Starcie to pozostanie na zawsze w mojej głowie dzięki pomysłowości Kojimy w kwestii tego jak się z niego wyminąć. Po pierwsze wcześniej w grze mamy możliwość zastrzelenia The End na długo przed tym jak będzie stanowił dla nas zagrożenie. Pomysł ten do dzisiaj wydaje mi się rewolucyjny i chciałbym aby więcej gier zdecydowało się na rozwiązania tego typu. Zamiast długich i męczących ale często epickich pojedynków po prostu pocisk z karabinu snajperskiego. Takie rozwiązanie problemu wydaje mi się trochę bardziej realistyczne. Jakby tego było mało konfrontację ze staruszkiem można zakończyć także w jeszcze jeden interesujący sposób. Jeśli po rozpoczęciu walki z bossem zapiszemy grę i wrócimy do niej dopiero po tygodniu to nasz przeciwnik umrze ze starości na polu bitwy. Jest to pewnie lekki ukłon do tego, że Hideo Kojima oryginalnie planował by ten pojedynek zajął graczom tygodnie i był prawdziwym testem wytrzymałości i nerwów.

 

Można narzekać że walka ta zostaje zapamiętana głównie ze względu na sztuczkę pozwalająca jej uniknąć. Nie jest to jednak do końca prawda. Snajperski pojedynek z The End zawsze przypominał mi sceny z filmu „Wróg u bram”. Błyski lunety i czołganie się tak by nie zostać wykrytym plus kilka sposobów na rozprawienie się z The End czynią to starcie wyjątkowym.

 

 

Psycho Mantis – Metal Gear Solid

To starcie było i tak naprawdę do dnia dzisiejszego jest czymś niespotykanym. Po pierwsze mamy naprawdę dziwaczną i niepokojącą postać w masce gazowej i obcisłym skórzanym kombinezonie. Dodatkowo przeciwnik ten posiada moce psychiczne i za ich pomocą nie tylko ciska w nas przedmiotami znajdującym się w pomieszczeniu ale jest także w stanie obrócić naszych sojuszników przeciwko nam. Jakby tego było mało nie jesteśmy w stanie skutecznie zaatakować tego wroga bo czyta on nasze myśli i jest w stanie uniknąć wszelkim zagrożeniom. Sprawia to że mamy do czynienia z naprawdę niecodziennym przeciwnikiem, który wymaga zmiany zastosowanej przez nas taktyki.

 

Tym co stawia tą walkę ponad wszystkimi innymi jest sam element zaskoczenia. Nikt nie mógł się spodziewać sekwencji w której na chwile zostaje „wyłączony” nasz ekran. Przeciwnik zaczyna nagle komentować nasze postępy w innych grach i daje nam pokaz swoich możliwości poprzez „poruszenie” położonego na podłodze Dual Shocka (wibracje).

 

Interesująca jest także metoda jaką pokonujemy tego bossa. Aby powstrzymać zdolność przewidywania ruchów jaką dysponuje nasz przeciwnik musimy przełożyć naszego pada do portu numer 2. Jeśli z jakichś powodów tego nie zrobimy to po jakimś czasie pojawia się drugi sposób na pokonanie tego wymagającego przeciwnika. Musimy zestrzelić maski gazowe ze znajdujących się w pomieszczeniu popiersi. Te dwie metody pozwalają na powstrzymanie Psycho Mantisa. Kiedy nie jest on już w stanie czytać naszych myśli możemy się z nim rozprawić bez większych problemów.

 

W dobie internetu takie patenty mogą już tak nie powalać ale swego czasu to starcie naprawdę szokowało i po prostu rozpaćkało mój młody umysł. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z tak pomysłowo stworzonym bossem i nie miałem okazji poznać uroków łamania czwartej ściany przez postacie z gry wideo. Dodatkowo te pół sekundy kiedy człowiek uderza myśl o tym że jest śledzony przez postać z gry wideo. Normalne Sonic.exe Creepypasta na lata przed popularyzacją tego typu zjawisk.

 

O tym jak popularny jest ten wywodzący się z Rosji boss może świadczyć to, że pojawia się on także przez chwilkę w Metal Gear Solid 4 i Metal Gear Solid V: Ground Zeroes. W historii gier nie ma wielu bardziej pamiętnych pojedynków i dlatego też ten boss zasługuje na pierwsze miejsce w moim rankingu.

 

 

Jak przystało na bardzo subiektywną listę na pewno nie zgodzi się ze mną wiele osób. Powodem do tego może być kompletny brak Metal Gear Solid 2 czy dominacja trzeciej części gry. Chciałbym uwzględnić więcej pojedynków ale naprawdę trudno wybrać te najlepsze. Większość walk z bossami jakie pojawiają się w kolejnych odsłonach Metal Gear Solid z tych czy innych powodów zapada w pamięć. Grey Fox z MGS, walka Metal Gear Rex kontra Ray z Guns of Patriots czy klimatyczne starcie z Olgą z prologu MGS2 to tylko kilka z sekwencji, które pominąłem mimo mojej olbrzymiej sympatii do nich. Dlatego też chętnie przeczytam opinie innych graczy na temat najlepszych bossów z cyklu Metal Gear Solid.

Danteveli
24 sierpnia 2015 - 13:43