Fear the Walking Dead - wrażenia po pierwszym odcinku - promilus - 29 sierpnia 2015

Fear the Walking Dead - wrażenia po pierwszym odcinku

Spin-off "The Walking Dead" to oczywisty skok na kasę. Tylko, czy coś w tym złego? Jakościowo pilot prezentuje się nawet lepiej od swojego "serialu-matki". Jak ktoś woli wyrzynanie zombie w hurtowej ilości i oglądanie życia po apokalipsie - uzna "The Walking dead" za lepsze. Jeśli jednak preferuje klimat zagrożenia, niepewności i powolniejszą akcję - bardziej spodoba mu się  "Fear the Walking Dead".

Zdecydowanie za wcześnie na ostateczne wyrokowanie na temat nowego serialu. Po tym, co zobaczyłem w pierwszym odcinku, jestem jednak dobrej myśli, co do całości. Bolączką TWD są aktorzy/bohaterowe - drewniani, wygłaszający nędzne dialogi. Ma się nadzieję, że zombiaki ich zjedzą na kolację. FtWD już na początku ma ciekawszych bohaterów i lepszych aktorów. Co prawda, jest to historia dosyć standardowa: para, dzieci, rozwód, dzieci z poprzedniego małżeństwa, problemy ze swoimi pociechami. Klisza, którą jednak w tym serialu kupuję. Gdzieś na trzecim planie jest też mały, gruby nerd, który nosi nóż do szkoły, bo w necie widział, że ludzie zamieniają się w zombie - mam nawet nadzieje, że zostanie w serialu na dłużej.

Kolejny powód, by kibicować "Fear the Walking Dead" to miejsce akcji. Już po dwóch sezonach TWD ma się dość lasów i pól, po których poruszają się bohaterowie. Gdy na chwilę wpadają do miasta to jest wielkie wow. W przypadku spin-offa - jest lepiej. Akcja rozgrywa się w Los Angeles i mam nadzieję, że szybko bohaterowie nie wylądują na jakimś zadupiu. Wielkie miasto ma potencjał przy budowaniu napięcia. Gdzieś na forum spotkałem się z opinią, że w pilocie nic się nie działo, że nie ma hord zombie i po cholerę czekać na apokalipsę skoro i tak wiemy, że ona nastąpi. Moim zdaniem, to akcja gna nawet za szybko. Wolałbym wolniejsze roznoszenie się wirusa. Twórcy napięcie budują jak w dobrych horrorach. Niby niewiele się dzieje, ale co chwilę przelatuje helikopter, gdzieś jest zablokowana ulica, słychać pędzącą na sygnale policję, personel w szpitalu zachowuje się dosyć tajemniczo.  W apokalipsie najbardziej lubię jej początki. Akcja serialu dzieje się na zachodnim wybrzeżu i nigdzie nie jest powiedziane, że z wirusem stanie się dokładnie to samo, co na wschodzie. Może im uda się go opanować i wybudują np. wielki mur?

"The Walking Dead" bardzo szybko przenosi nas w czasie do czasów już po apokalipsie. Tutaj jest inaczej i to będzie zupełnie inny serial. Teraz trochę przypomina "World War Z" z Bradem Pittem, bez scen z zombie-szarańczą, ale to dobrze. W samym pilocie nie wyłapałem żadnego nawiązania do TWD, ale liczę na drobne smaczki jak np. news w wiadomościach o szpitalu, w którym leżał Rick.

"Fear the Walking Dead" to inny serial z innymi bohaterami, ale trochę szkoda, że znowu są to wyłącznie zwykłe szaraczki. Szkoda, że na drugim planie nie ma np. prezydenta USA lub żołnierzy, dzięki czemu moglibyśmy zobaczyć jak służby radzą sobie z zagrożeniem. Samo "The Walking Dead" ciągle oglądam chociaż to moje takie guilty pleasure. Serial ma naprawdę żenujące momenty, nędznych bohaterów i głupawą fabułę, ale czasami potrafi złapać za grdykę. "Fear the Walking Dead" jakościowo w tym momecie jest czymś lepszym - zobaczymy jak będzie dalej.

promilus
29 sierpnia 2015 - 15:16