Cross of the Dutchman - recenzja - Danteveli - 11 września 2015

Cross of the Dutchman - recenzja

Każdy kraj ma swoich bohaterów i własne legendy, o których nie słyszał praktycznie nikt z zewnątrz. Czasem zasłyszy się o nich przez przypadek ale zazwyczaj jest tak, że jak się nie jest osobą z danego państwa lub nie „siedzi się” w konkretnej tematyce to nigdy nie pozna się danej historii. Tak było właśnie ze mną i niejakim Piersem Gerlofs Donią. Ten holenderski bohater z XVI wieku wymachiwał ponad 2. metrowym mieczem. Ja mogłem się o nim czegoś dowiedzieć dzięki Cross of the Dutchman – grze wydanej przez studio Triangle. Tylko czy warto było poznawać tą legendę w taki właśnie sposób?

Cross of the Dutchman to prosty hack'n'slash, który kładzie nacisk na prezentowanie historii. Wcielamy się w Piersa – prostego chłopa obdarzonego olbrzymią siłą i budową ciała niczym Herakles. Mężczyzna ten pewnego dnia zdecydował się, że ma dość już rabunków i grabieży dokonywanych przez Saksonów. Pewnego dnia zdecydował się on zareagować i powstrzymać najeżdżę zabierającego od tych którzy mają najmniej. Efektem tego działania był wybuch rebelii pod jego przywództwem. Historia Piersa to podobno głośna legenda pośród ludzi mieszkających na ziemiach po których ten bohater kiedyś chadzał. Grając w Cross of the Dutchman mamy okazję zobaczyć początkową fazę ruchu zapoczątkowanego przez tego farmera.

 

Od strony gameplayu gra prezentuje się prosto, by nie rzec prostacko. Rozgrywka to najprymitywniejszy wariant gry hack'n'slash, gdzie jesteśmy pozbawieni ekwipunku, zbierania przedmiotów i levelowania. Wydaje mi się, że stworzono ten tytuł z myślą o posiadaczach telefonów bo na komputerze zabawa sprowadza się do trzymania jednego przycisku myszy odpowiedzialnego za chodzenie naszym bohaterem i klikanie co jakiś czas w beczki, wrogów i przyjaciół. Jakby tego było mało sama gra jest dziecinnie prosta. Świadczyć o tym to, że musiałem się podłożyć by otrzymać osiągnięcie za trzy zgony podczas gry. Oznacza to, że gra jest tak łatwa, że śmierć naszego bohatera jest już jakimś achievementem.

 

Zabawę można podzielić na trzy części. Chodzenie po lokacjach by otrzymywać nowe zadania i ruszać fabułę do przodu stanowi lwią część zabawy. Co jakiś czas mamy trywialne potyczki z wrogiem. Sprowadzają się one do klikania lewym lub prawym przyciskiem myszy. Lewy służy do podstawowego ataku a prawy do wykonywania ciosów kosztujących nas staminę. Możemy walczyć za pomocą pięści lub wielkiego miecza. Do obu rzeczy można dokupić po 3 ataki. Poza nimi możemy jeszcze kupić dwa ulepszenia paska życia i staminy. Do tego sprowadza się cały pseudo element RPG. Nie ma żadnego ekwipunku, questów pobocznych czy innych elementów zatrzymujących nas przy grze na dłużej.

 

Trzecią częścią gry jest kilka sekcji skradankowych. Są one kompletnie niepotrzebne i wybijają z rytmu gry. Po pierwsze nasz heros bez problemu rozwala naraz 20 wrogów by potem chować się przed zaledwie dwoma czy trzema. Nie ma to kompletnie sensu. Dodatkowo ta sekcja gry jest kiepsko zrobiona i nie do końca pasuje do sterowania myszką, która to jest jedynym narzędziem potrzebnym do gry. Zakładam, ze da część Cross of the Dutchman została dodana by sztucznie wydłużyć produkcję której przejście zajmuje niecałe 3 godziny. Bez tego mielibyśmy pewnie coś bliższego 120 minut a wtedy każdy niezadowolony gracz mógłby skorzystać z systemu refundacji Steam.

 

Jeśli chodzi o oprawę graficzną to jest ona bardzo kolorowa. Na pierwszy rzut oka gr przypominała mi Torchlight. Podobnie jak w tamtym tytule mamy całkiem ładny świat i postacie wyglądające trochę jak z bajki. To po części przyczyniło się do wrażenia, że ta gra miała być skierowana do najmłodszych. Wyobrażam sobie pomysł na to by Cross of the Dutchman był bardzo prostą grą tak by spełniać rolę produkcji typu „mój pierwszy hack'n'slash”. Oczywiście rozlew krwi i trupy nie do końca pasują do koncepcji bajki dla dzieciaków. Z drugiej strony jednak co ja się tam znam na tym co dzieciom wolno a czego nie wolno oglądać. Sam jak dzieciak wychowany byłe na kinie akcji z lat 80. gdzie Arnie czy Sylvester rozwalają setki ziomków za pomocą karabinów. W każdym razie grafika jest w miarę prosta, schludna i przyjemna dla oka.

 

Cross of the Dutchman to produkt starający się zrobić coś interesującego. Zaprezentować graczom fragment nieznanej im kultury. Doceniam tą kwestię bo sam dzięki grom usłyszałem po raz pierwszy o wielu fascynujących historiach i legendach z innych państw. Niestety nie wydaje mi się żeby element był w stanie pociągnąć całą produkcję. O ile pomysł na historię wydaje się ciekawy tak wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Nie wiemy wiele o postaciach i relacjach pomiędzy nimi przez co wszystkie dramatyczne wydarzenia spływają po nas jak po kaczce. Dowiadujemy się tylko tyle, że nasz bohater jest spoko siłaczem zdolnym rozciapać setki bardzo złych i niegodnych wrogów. Na tym kończy się charakteryzacja głównego bohatera. Reszta postaci to po prostu modele ludków, które twórcy zdecydowali się nazwać. Byłbym pewnie w stanie to przeboleć gdyby nie to, że w wypadku tej produkcji to fabuła jest jej najlepszym elementem. Krótka gra z ubogim gameplayem i koniec końców nieinteresującą historią istnieje chyba tylko po to by zachęcić nas do wejścia a Wikipedię by poznać lepiej Piersa.

 

Chciałbym móc wystawić Cross of the Dutchman dobrą ocenę. Nie bawiłem się jednak przy tym tytule dobrze. Zdecydowanie zbyt krótka i prosta siepanka, której największy atut - fabuła też zbytnio nie powala. Ukończenie gry na 100% zajęło mi niecałe 3 godziny co jest wynikiem koszmarnym kiedy porówna się tą produkcję innymi grami z gatunku. Trudno mi znaleźć nawet kilka pozytywów, które mogłyby zachęcić kogokolwiek do zagrania w ten tytuł. Niestety w Polskich warunkach nawet cena nie może być poczytana za coś co motywowałoby do sprawdzenia gry studia Triangle.

Danteveli
11 września 2015 - 22:26