Halologia #6 - Dlaczego w Polsce nie istnieje kult Halo? - AleX One X - 20 września 2015

Halologia #6 - Dlaczego w Polsce nie istnieje kult Halo?

W Stanach marka Halo to legenda. Kolejne odsłony tej serii były (i są) wyczekiwane na dalekim zachodzie przez miliony fanów, którzy wypatrują szansy na powrót do swojego ulubionego świata. Cosplay, gadżety i wielkie encyklopedie opisujące wszelkie aspekty uniwersum zaczęły się ukazywać, jak w przypadku najpopularniejszych marek. Jak to się więc stało, że w kraju nad Wisłą hasła "Halo" i "Master Chief" budzą rozbawienie?

Jest ku temu kilka powodów, a na ich czele wypada wymienić brak Polski na mapie xboxowych premier w 2001 roku. Jeżeli jakiś nasz rodak grał w tamtej generacji w Halo, to pewnie mógł pochwalić się wujkiem z wysp, albo niemieckim paszportem. Jest to o tyle istotne, że Combat Evolved było świetnym tytułem startowym na pierwszego Xboxa i każdy kto chciał pograć w coś naprawdę fajnego na swojej świeżej konsoli, to na pewno zetknął się z pierwszą (grową) przygodą Master Chiefa. Halo jest uznawane za najlepszy, ekskluzywny tytuł, który konsola dostała na start. Ludzie kupowali Xboxy specjalnie, by odpalić na nich produkcję studia Bungie. Pojawienie się tak dobrej gry w tak specyficznym momencie bardzo pomogło samemu Halo, jak i konsoli Microsoftu. O Combat Evolved mawiano, że “pokazało jak zrobić FPSa na pada” (co teoretycznie wcześniej robiły choćby Perfect Dark, czy Goldeneye), a o oryginalnym Xboxie, że “nie sprzedano dużo konsol, ale dużo Halo.

Słynny sprzęt, którego nie dało się kupić za złotówki.

Tak podatnego gruntu zabrakło w momencie pojawienia się marki w Polsce (na macierzystej platformie), czyli w 2007 roku. Była to premiera Halo 3 - pierwszej odsłony na siódmą generację konsol, do której należał pierwszy Xbox dostępny oficjalnie w rodzimych sklepach. Polscy gracze byli zapatrzeni w CSa, Battlefielda 2 i Call of Duty, no a za rogiem czaiła się rewolucyjna część czwarta tej ostatniej serii, o niepozornym tytule “Modern Warfare”. Raczej ciężko zaprzeczyć, że od wtedy Infinity Ward wykreowało coś, co na lata było standardowym modelem rozgrywki w FPSie.

FPSy zaprojektowane wyłącznie na komputery osobiste wpoiły niektórym graczom "jedyny słuszny model grania".

Halo stało się obiektem kpin nie tylko ze względu na zabawną nazwę samej gry i jej głównego bohatera (Haha! A to dobre! Mistrz Szef! Buahaha!), ale i kontrowersyjną stylistykę. Gra była dość kolorowa, nie wpisywała się w szaro-bure trendy i wyróżniała się dość odważnymi elementami. By wymienić tylko te najbardziej wyraziste: pistolet Needler zyskał sławę jako “ta broń strzelająca różowymi laserami”, a podstawowym mięsem armatnim zrodzonym w umysłach speców z Bungie były pocieszne Grunty, zwane też misiakami. Gdzie im tam było do demonów, Helgastów, czy Szturmowców Imperialnych.

Żywe kolory były obecne w projektach Covenantów i ich statków, oraz choćby w multiplayerowych starciach czerwonych Spartan z niebieskimi. A barwne lasery są chyba nadal w umysłach niektórych użytkowników, bo niedawno widziałem pewną opinię, że “Preferuję strzelać ołowiem, dlatego wolę Killzone’a”. Najwyraźniej taki obraz serii kreuje się w głowach niektórych na dźwięk hasła “Halo”.

Zabilibyście "misiaka" z "barbie broni"?

Nie da się ukryć również, że w Polsce do dziś panuje raczej pecetowa kultura i istnieją różne gatunki gier, których rodzimi gracze (ale oczywiście nie tylko oni) nie potrafią przyswoić za pomocą pada. Do tych kategorii należą strzelaniny i strategie. Zabawne więc w sumie, że Halo może się pochwalić grami obu tych typów. Mysz i klawiatura utrwaliły się w umysłach jako jedyne słuszne kontrolery w grach strzelanych. Swój udział na pewno mieli tu przedstawiciele tego samego gatunku, którzy jednak reprezentują inną filozofię rozgrywki. Bo zarówno Counter-Strike, jak i Battlefieldy to gry zaprojektowane wyłącznie z myślą o komputerach, które nie musiały być optymalizowane pod pada. Przez to wiele osób uznało, że liczy się tylko maksymalna możliwa skuteczność, a każdy inny pomysł na grę nie ma szans bytu.

Maksymalna możliwa skuteczność, jak podczas pojedynków rewolwerowców.

Ze wspomnianą kulturą pecetową wiąże się też naprawdę słaba reprezentacja serii Halo na komputerach osobistych. Jedynka wyszła z dość dużym opóźnieniem i pierwotnie nie była dostosowana do sterowania myszą. Oznacza to mniej więcej, że tempo rozgrywki i rozglądania się odpowiadało temu co widzieliśmy na konsoli. Były to pewne problemy, których ortodoksyjni gracze nie mogli wybaczyć. No i data premiery w 2003 roku była dość bolesna, bo zachód już czekał na kontynuację zmierzającą na Xboxa. Koniec końców i Halo 2 wylądowało na komputerach osobistych, ale Microsoft sprowadził je z konsoli w najgorszy możliwy sposób. Gra z 2004 roku, która była projektowana pod ograniczoną sprzętowo platformę z 2001, miała promować graficzne fajerwerki bibliotek DirectX 10 wprowadzonych razem z Windowsem Vista. Tak - to było w 2007 roku. Halo 2 miało być takim exclusivem tego systemu, zachęcającym do przesiadki z popularnego XP. Przypomina to trochę praktyki jakie Microsoft stosuje teraz w przypadku “dziesiątki”, jednak obecnie nie wciskają nam trzyletnich gier jako super nowości z super grafiką. Gdy dodatkowo gracze uruchomili “dwójkę” na Windowsie XP bez DirectX 10, gigant z Redmont zrozumiał, że na lata jest przegrany na pecetowym rynku.

Tak, jestem leniem. Taki obrazek wyskakuje jako drugi w Google'u po wpisaniu "halo 2 on pc".

Nie ma co udawać, że polski oddział Microsoftu próbował ratować sprawę. Pierwszą grą, która doczekała się choćby napisów przetłumaczonych na polski, było Halo Wars z 2009 roku. Może uznali, że RTS ma szanse na sukces w naszym kraju. Nadchodzące później ODST, Reach, czy remake Combat Evolved nie miały co liczyć na lokalizację. Czyżby wydawca sam skreślił Halo i nie wierzył w jego przyjęcie się na polskim rynku? Może wolał się skupić na popularniejszych Gearsach? Kilka ich pomysłów, w stylu nagrania dubbingu do Crackdownów, a nie np. do serii Fable, każe mi wątpić w zdolność do podejmowania dobrych decyzji przez polski Microsoft. Do tematu wrócono przy okazji Halo 4 w 2012 roku, czyli rychło w czas, gdy Xbox 360 zaczął odchodzić do lamusa.

"Finish the fight." Że co? "Finish the fight!" Sory, nie rozumiem, nie będę w to grał...

Istnieje też pewien temat, który ciężko uchwycić w prostych słowach. Halo jest serią bardzo… amerykańską. Ludzie dostają tu w tyłek, ale nie widać tego tak dobrze jak we wspomnianych Gearsach. Podczas beznadziejnej walki z przeważającymi liczebnie wojskami przymierza obcych ras ludzie trzymają się nadziei w postaci garstki superżołnierzy. Do nich też należy sam bohater, który nie wygłasza rzewnych przemówień, nie uzewnętrznia swoich przemyśleń, którego twarzy nie widzimy ani razu i który bez względu na beznadziejność sytuacji rusza do boju i - co gorsza - najczęściej wygrywa. Nic nie daje tu obecność w tym uniwersum czegoś w stylu obozów koncentracyjnych, które zakładali rebelianci chcący wydrzeć UNSC kawałek kolonii na drugim krańcu znanej przestrzeni kosmicznej. Głównie dlatego, że takie wątki nie skupiają się na poległych, tylko na ocalałych, którzy trzymając się razem znaleźli siłę do przetrwania. A później szli do wojska, by spróbować to zmienić. To wszystko takie mało… polskie?

Samotny wojownik. Odpierający przeważających liczebnie wrogów. W tle słychać hymn. Niedaleko powiewa amerykańska flaga. Przy wręczaniu medali utrzymuje, że "To był jego obowiązek."

Halo nie ma też łatwo, gdy chcemy je precyzyjniej zakwalifikować. Często na określenie go “science fiction” budzą się wyrocznie ludu, głoszące że “to przesada”. I tu muszę was zaskoczyć, bo… mają sporo racji. Przypięcie czemuś metki z napisem “science fiction” jest bardziej skomplikowane niż sprawdzenie obecności elementów takich jak technologia/kosmos/obcy. Jeśli całą opowieść można przerobić na fantasy i uznać, że zaawansowana technologia to czary, a historia nic na tym nie straci, to nazywanie takiego tworu science fiction rzeczywiście odbywa się trochę na wyrost. I Halo ma taki problem. Są tu miecze, czary, wielkie zło, rasy czczące dziwne bóstwa, więc wiele się zgadza. Ale i tak sądzę, że przy okazji sagi Master Chiefa Bungie dużo lepiej udawało, że nie robi fantasy, niż w przypadku Destiny.

Miecze, tarcze, zbroje, inne rasy, technologia przypominająca magię. A po partyjce taki gracz wstaje i pisze w necie: "Jestem fanem science fiction."

A na koniec zastanówmy się nad problemem jakie dziś trapią Halo i nie pozwalają zaistnieć w umysłach polskich graczy. Mamy nową platformę, dostępną oficjalnie w sklepach, mamy remake’i i reedycje poprzednich gier, mamy nowego dewelopera, który stonował kontrowersyjną stylistykę, mamy rodzimego dystrybutora, który podchodzi do tematu z należytą powagą… tylko niestety Xbox One raczej słabo się przyjął w Polsce, póki co króluje PS4. Microsoft wykonuje nieśmiałe kroki w kierunku pecetów, jednak widać, że akurat Halo nie chcą odbierać Xboxom, bo na razie ich plany ograniczają się do Spartan Cośtam, Halo Online i Wars 2.

Do końca tej generacji jeszcze daleko i kolorowa gra z zabawnym tytułem na pewno będzie z nami, by go zobaczyć.


AleX One X
20 września 2015 - 01:40