Recenzja Blackguards – grałem ale już o tym zapomniałem - Brucevsky - 29 października 2015

Recenzja Blackguards – grałem, ale już o tym zapomniałem

Brucevsky ocenia: Blackguards
42

W świecie Blackguardsspędziłem dobre kilkadziesiąt godzin. Wykonałem mnóstwo questów, poznałem wiele postaci i zwiedziłem sporo miast. Byłem więźniem, zbiegłym skazańcem, później gladiatorem, chłopcem na posyłki, a na końcu nawet wybawcą świata. Teoretycznie taka długa przygoda powinna obfitować w pamiętne sceny, które później mógłbym przez lata wspominać. Tutaj jednak tak nie jest.

Dobry RPG musi bronić się klimatem, ciekawą historią i projektami miejsc oraz postaci. Choć Blackguards osadzone jest w świecie znanym z papierowej gry RPG The Dark Eye to praktycznie w żadnym ze wspomnianych wyżej elementów nie wypada lepiej niż dobrze. Nie ma tutaj zapierających dech w piersiach miast, interesujących projektów monstrów, charyzmatycznych herosów i wyróżniających się w świecie gier bossów. Nie ma też wielkich zwrotów akcji, intryg, które potrafiłyby trzymać na krawędzi fotela. Jest po prostu dobrze napisana historia oraz zbiór postaci i miejsc, które tworzą sprawnie zrealizowane tło, ale nic ponadto.

Specjalnych powodów do zachwytu nie daje też opracowany przez autorów system zabawy. Podczas kilkudziesięciu godzin nie poczułem, że mam dowolność w kształtowaniu swojej drużyny i rozwijaniu postaci. Nie utonąłem pod nadmiarem opcji wyboru, na co wydać ciężko zarobione złoto i zdobyte punkty doświadczenia. Nie miałem też specjalnych możliwości, by wprowadzić w życie zmyślne plany taktyczne podczas kolejnych bitew. Areny są na to zdecydowanie za małe.

Na razie strasznie marudzę, może po prostu za dużo wymagając od dzieła Daedelic Entertainment. Poza momentami koszmarnie wysokim poziomie trudności trudni mi jednak znaleźć cokolwiek innego, co wyróżniałoby ten projekt i zachęcało do zainwestowania w niego czasu i pieniędzy. Mnie przy ekranie trzymała po kilku godzinach już tylko historia, mocno wspierana przez fakt, że nie lubię zostawiać gier nieukończonych. Ostatecznie okazało się, że nie miałem tak naprawdę na co czekać, bo nic spektakularnego się w końcówce nie wydarzyło.

Trudno za coś szczególnie zapamiętać Blackguards. Projekty miast, czarów, postaci są miałkie, a walki potrafią być frustrujące.

Słów krytyki nie może też uniknąć oprawa audiowizualna. Niewielka liczba animacji, zrobione na jedno kopyto miasta,  powtarzające się nieustannie melodie, długie i częste loadingi. Przyczepić się nie mogę tylko do głosów postaci, są charakterystyczne i pasują do bohaterów. Czasami grą głosem aktorzy ratują tutaj poziom, próbując nadać prezentowanym wydarzeniom choć trochę spektakularności. Niestety na ekranie podczas dialogów nic się nie dzieje, wszystko jest bardzo umowne.  

Blackguards jest więc tytułem tylko dla największych fanów gatunku, ewentualnie pasjonatów świata The Dark Eye. Przemyśleć zakup mogą też spragnieni naprawdę dużych wyzwań, bo gra jest trudna, momentami bardzo niewdzięczna do przechodzenia. To rzemieślnicza robota, która nie ma czym się bronić w starciu z konkurencją. A brak charakteru w dzisiejszym świecie wirtualnej rozrywki to grzech więcej niż śmiertelny

Brucevsky
29 października 2015 - 19:19