Ekstremalne warunki w grach - najbardziej niezapomniane wodne poziomy - Luc - 13 listopada 2015

Ekstremalne warunki w grach - najbardziej niezapomniane wodne poziomy

Po krótkiej przerwie spowodowanej BlizzConem, Falloutem 4, finalnym dodatkiem do StarCraft 2 i jeszcze paroma innymi sprawami - wracamy do cyklu, w którym przyglądamy się najbardziej niezapomnianym scenom lub też produkcjom, w których dominują ekstremalne warunki pogodowe tudzież lokacje. Poprzednio wylądowaliśmy na pustyni, jeszcze wcześniej w klimatach zimowych, a tym razem… O ile nic się w prawach fizyki ostatnio nie zmieniło, połączenie upałów oraz lodu da nam wodę i to właśnie na poziomach z H2O w roli głównej się dzisiaj skupimy. A tych jak nietrudno się domyślić – w historii gier wideo było (i wciąż jest!) naprawdę sporo. Które z nich najbardziej zapadły mi w pamięć?

Seria Bioshock

Zestawienie otwieramy z wielka pompą (gra słów niezamierzona!). Rapture City to prawdopodobnie jedno z najpiękniejszych podwodnych miast, jakie kiedykolwiek powstało na potrzeby gier wideo i choć w BioShock: Infinite ujrzeliśmy je dopiero w DLC, w poprzednich odsłonach odgrywało kluczową rolę. Moment, w którym po raz pierwszy wpływaliśmy na jego teren we wnętrzu batyskafu bez względu na osobiste preferencje po prostu musiał robić wrażenie. Społeczność, która wyrosła w oceanicznych głębiach chwilami do złudzenia przypominała to, co znamy z „rzeczywistości”, ale niemal na każdym kroku natykaliśmy się na elementy, które pamiętamy do dzisiaj. A na deser – oczywiście Tatuśkowie (Big Daddy dla opierających się translacjom) w swoim niesamowitych podwodnych skafandrach.

Ach, te widoki!

Archimedean Dynasty i AquaNox

Dwa różne tytuły, ale w rzeczywistości oba są od siebie silnie zależne i powstały w studio tego samego producenta. Druga pozycja stanowi oczywiście sequel (a i sama doczekała się kontynuacji) i popchnęła podstawowy koncept jeszcze dalej niż pierwowzór. O co jednak w obu grach w ogóle chodziło? Zasiadaliśmy za sterami podwodnej łodzi „przyszłości” i naciskając za spust, likwidowaliśmy kolejnych przeciwników, którzy atakowali nas w morskich głębinach. Brzmi jak banalnie prosta strzelanka, ale w rzeczywistości cała seria oferowała zaskakująco dobrą fabułę z licznymi zwrotami akcji, a i piękne nawet dzisiaj widoki z pewnością nie przeszkadzały w totalnej immersji.

Każde miejsca jest dobre na strzelankę - także morskie głębiny.

Assassin’s Creed IV: Black Flag

O serii Assassin’s Creed powiedziano i napisano już chyba wszystko, choć marka z pewnością nieraz nas jeszcze zaskoczy. Zazwyczaj kojarzymy ją z raczej miejskimi klimatami, w których przedzierając się przez tłum planujemy kolejne zabójstwo… ale w Black Flag postawiono na coś całkowicie innego. Oczywiście hasanie po osadach wciąż było obecne, ale to pływanie po Morzu Karaibskim na naszej niezawodnej łajbie zajmowało większość czasu. Śpiewane podczas rejsu szanty, zmieniająca się pogoda i konieczność walczenia z ogromnymi falami sprawiały, że każdy kto choć raz zasmakował życia morskiego wilka, nie chciał schodzić z pokładu. No, chyba że po to, aby zapolować na wieloryby lub po prostu zanurkować w poszukiwaniu ukrytych skarbów.

Słodkie, pirackie życie i fortuna przed nami!

God of War III

Seria God of War nieszczególnie często pozwalała przenosić się nam do mitologicznych światów pełnych wody, ale gdy już to robiła… Walka z Posejdonem w God of War III to chyba jedna z najbardziej pamiętanych “walk na otwarcie”. Epicka pod każdym względem robiła ogromne wrażenie nie tylko szybką akcją, ale i faktycznie odczuwalną potęgą żywiołu, którą władał pierwszy bóg-boss. Koniec końców oczywiście go pokonywaliśmy (a jakże! Kratos to w końcu nie pierwszy lepszy zabijaka), ale przez resztę gry niewielu przeciwników potrafiło dorównać Posejdonowi. Dla czystego sumienia, wypada wspomnieć także o potyczce z Hydrą z pierwszym God of War, która w moim osobistym, wewnątrzseryjnym rankingu plasuje się równie wysoko.

Posejdon może i władać żywiołem wody, ale to zdecydowanie za mało na naszego bohatera.

Hydrophobia Prophecy

To produkcja, którą zapewne niewiele osób kojarzy i nie oszukujmy się – nigdy nie należała do przesadnie wybitnych. Ot, po prostu niezła strzelanko-skradanka z widokiem TPP, która nawet i dzisiaj wyróżnia się jednak jedną, bardzo konkretną cechą – niesamowicie odwzorowaną fizyką wody. Ruchy niebieskiej tafli, jej reakcje na wybuchy, sposób „kapania” z sufitów i cała reszta wyglądały dokładnie tak jak w rzeczywistości. Jak nie trudno domyślić się po tytule, w tej grze wcielamy się w postać bohaterki, która panicznie boi się wody właśnie, ale pech chciał, że to właśnie w jej otoczeniu przychodzi jej mierzyć się z zagrażającej ludzkości organizacją terrorystyczną. Cóż, skoro już się bać, to przynajmniej pośród ładnych widoków, prawda?

Ktoś jeszcze boi się wody?

Seria Super Mario

Mario nie pierwszy i nie ostatni raz pojawia się w zestawieniu dotyczącym ekstremalnych warunków. I tym razem także nie jest to przypadek – niemal w każdej odsłonie kultowej platformówki pojawiają się poziomy, w których skazani jesteśmy na pływanie. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że od samego początku całkowicie zmieniały fizykę i zmuszały graczy do dostosowania się do nowego sposobu poruszania zarówno głównej postaci, jak i przeciwników. Wiele osób często narzeka na trudność „podwodnych poziomów”, ale nikt nie zaprzeczy, że zawsze wykonane są na najwyższym poziomie i mają swój własny, niepowtarzalny klimat. 

Już prawie jesteśmy u celu i... oczywiście, znowu te przeklęty kałamarniczki!

Uncharted 3

W serii Uncharted kontaktów z wodą mieliśmy zawsze całkiem sporo, a pamiętna sekwencja z „jedynki” podczas której uciekaliśmy na skuterze jest kojarzona chyba przez każdego posiadacza PlayStation. W zestawieniu zdecydowałem się umieścić jednak tylko jedną z części, a konkretnie jeden jej segment, który zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych. Chodzi oczywiście o poziom Sink or Swim, w którym Nathan w swoim efektownym stylu ucieka z tonącego statku. Już sam fakt, że znajdujemy się pośród wzburzonych fal może przyprawiać o ciarki, ale gdy potężna łajba zaczyna nabierać wody emocje sięgają zenitu. Naughty Dog udało się doskonale uchwycić potęgę żywiołu i obserwując goniące nas hektolitry życiodajnego, ale i w tym przypadku śmiercionośnego, płynu chyba każdy podczas całej sekwencji wbijał się mocniej w fotel.

Biegnij Nathan, biegnij!

Wave Race 64

To jedna ze starszych pozycji w całym zestawieniu, ale znalazła się tutaj w pełni zasłużenie – przede wszystkim z uwagi na swoją nietypowość. Pomimo tego, że od premiery Wave Race 64 minęło już blisko 20 lat, wciąż ma niewielką konkurencję jeśli chodzi o wyścigi skuterów wodnych. W grze zasiadaliśmy za sterem jednej z takich maszyn i ścigaliśmy się na kolejnych trasach wykonując przy tym akrobacje i omijając skalne przeszkody. Całość uzupełniał naprawdę przyzwoicie nagrany dźwięk – odgłosy pojazdów żywo przypominały to, co można było usłyszeć podczas wodnych zawodów. Ach, no i te widoki, zachody słońca nad horyzontem… Gra nawet dzisiaj wygląda przyzwoicie!

Gaz do... wody?

Ecco the Dolphin

Szansę na skojarzenie tej produkcji mają jedynie starsi gracze – pierwsza odsłona serii zadebiutowała w końcu na początku lat 90. Choć to, za chwilę przeczytacie może wydawać się lekko absurdalne, uczciwie przyznać trzeba, że gra gameplay’owo broniła się znakomicie. W Ecco the Dolphin wcielaliśmy się w… cóż, delfina. Jako morski ssak przemierzaliśmy dwuwymiarowy ocean w ramach kolejnych, platformówkowych poziomów, odkrywając kolejne zagadki oraz sekrety. Gra stanowiła spełnienia marzeń wszystkich marzących o delfinoplastyce (South Park, pierwszy odcinek dziewiątego sezonu jeśli ktoś nie kojarzy), ale i pozostali gracze bawili się przy niej całkiem nieźle. Dużą zasługę w tym wszystkim miała oczywiście sama sceneria – w końcu kto nie chciałby popływać pośród naprawdę nieźle odwzorowanych raf koralowych?

Jeżeli marzyliście o byciu delfinem i podwodnej eksploracji...

Call of Duty: Ghosts

Tak, tak, Call of Duty to odgrzewany kotlet i tak dalej i tak dalej. Ja serię akurat lubię i choć Ghosts należało do jednej ze słabszych odsłon w jakie grałem, jedno trzeba mu oddać – miało kilka ciekawych sekwencji. Strzelanie w kosmosie może było lekko nagięte, ale już misje wykonywane pod wodą… Inteligentne rybki stały się swego czasu pośmiewiskiem środowiska graczy, ale budowały w pewien sposób podmorski klimat obecny w kampanii. Przywdziewając strój płetwonurka nie wystarczało jedynie płynąć przed siebie – krycie się przed rekinami, wykorzystywanie naturalnych osłon i podziwianie barwnego dna naprawdę mogło się podobać i jeżeli jakąkolwiek sekwencję z Ghosts wypadałoby pamiętać, to jest nią właśnie ta typowo wodna.

Na około rybki, rafy... czy coś może pójść źle?

The Legend of Zelda: Ocarina of Time

Przez wielu uważana za najlepszą i najdoskonalszą grę w historii, Ocarina of Time z oczywistych powodów doczekała się kultowego statusu praktycznie pośród wszystkich grup graczy. Jeden z dostępnych w grze poziomów – Water Temple – niewątpliwie się do tego mocno przyczynił. Mnóstwo oryginalnych i wymagających łamigłówek, ciekawa mechanika i designerska perfekcja przy projektowaniu kolejnych wyzwań zapisywały się w pamięci na tyle mocno, iż także i dzisiaj stawia się je za wzór przyszłym twórcom gier. Jeżeli odrzuca Was nieco przestarzała jak na dzisiejsze standardy grafika, możecie śmiało sięgać po wersję wydaną na 3DS – odświeżona edycja wygląda nieporównywalnie lepiej.

Odświeżona wersja na 3DS wygląda naprawdę nieźle.

Soma

Zestawienie zamykamy horrorem, który całkiem niedawno debiutował na rynku. Frictional Games udowodniło przy okazji Amnesia, że bać przed monitorem można się nie tylko tryskającej krwi i wyskakujących znienacka potworów, ale przede wszystkim… atmosfery. SOMA udowodniła to raz jeszcze, ale zaoferowała także naprawdę niezwykłą, zmuszającą do refleksji historię. Pomijając jednak poruszaną tam tematykę „ciągłości świadomości”, twórcom trzeba przyznać, że wykreowali naprawdę niezwykły świat. Choć większość czasu spędzamy w podwodnych bazach, w chwilach w których zmuszeni jesteśmy pieszo wędrować po dnie, pojęcie „oceanicznej głębi” nabiera całkowicie nowego znaczenia. Pomimo rozstawionych tu i ówdzie „ludzkich” instalacji, w każdym momencie gracz czuje, że znajduje się w obcym i niezwykle niebezpiecznym środowisku, a otaczająca go ciemność i niepokojące, przytłumione dźwięki dodatkowo potęgują te uczucie.

Czego się bać? Tego co widać czy tego, czego nie dostrzegamy?

Na tym dziś kończymy. Jeżeli Waszym zdaniem pominąłem któryś z tytułów, śmiało wpisujcie go w komentarzach! Niedługo wracamy z kolejnym, nieco bardziej „zielonym” zestawieniem.

Luc
13 listopada 2015 - 18:36