Egranizacje których nie było - Matihias - 23 listopada 2015

Egranizacje, których nie było



Egranizacje są stare jak rynek gier komputerowych, choć z ich popularnością różnie bywało. Tak samo jak z jakością. Bywały egranizacje lepsze, takie jak Chronicles of Riddick, i często też bardzo słabe - najtrafniejszym przykładem jest tu ET. Istnieje też kategoria gier, którym do egranizacji brakuje tylko licencji filmu. Postaram się przybliżyć najlepsze przykłady takich „fałszywych” prób przeniesienia filmu na ekrany konsol i komputerów.


 

Nosferatu i Nosferatu

 

Film Nosferatu z 1922 roku zna każdy szanujący się fan horrorów i dobrego kina. Wszak jest to przecież pierwsza (choć mająca kłopoty z prawami autorskimi) ekranizacja Drakuli Brama Stokera. Ten horror musiał czekać 81 lat, aż w końcu ktoś go przeniósł w świat gier wideo. I zrobił to w ten sam sposób co Murnau – czyli bez licencji. Mowa tu oczywiście o Nosferatu: Gniew Malachiego Idolu FX. Jest to strzelanka aspirująca do miana survival-horroru z 2003 roku. Polega na kluczeniu po olbrzymim zamku Hrabiego (który jest tytułowym Nosferatu), ratowaniu krewnych głównego bohatera i w ostateczności uratowaniu świata od inwazji demonów. Gra ma mnóstwo wad. Grafika gry już w momencie premiery była przedpotopowa, gameplay nie zmienia się praktycznie przez całą grę (jedyny wyjątek stanowi walka z Hrabią), a krewni bohatera i potwory poruszają się strasznie koślawo. Mimo tego posiada coś, czym nawet nie wszystkie wysokobudżetowe produkcje mogą się pochwalić – ma klimat. Środek nocy, upiorna twierdza w pośród gór – miejscówka żywcem wyjęta z filmu Murnaua. A to tylko początek, bowiem przyjdzie zwiedzić nam stary cmentarz, katakumby, przeklętą kaplicę i mnóstwo innych miejsc, które wyglądem przywodzą na myśl klasyka z 1922 roku. Tak samo jest z projektami postaci. Ludzie są ubrani wedle reguł sprzed Wielkiej Wojny, a potwory to stwory wyglądające jak gargulce z katedry Najświętszej Marii Panny w Paryżu, a Hrabia wygląda jak Orlok Murnaua. Twórcy, aby zwiększyć wrażenie uczestnictwa w filmie, nałożyli na obraz filtry naśladujące chropowatości widoczne w starych produkcjach kinowych, a wypowiedzi postaci możemy nie tylko wysłuchać, ale i obejrzeć niczym w niemym Nosferatu: Symfonia Grozy. Wszystko to sprawia wrażenie, że choć mimo w zasadzie różnych fabuł, grając w Gniew Malachiego uczestniczymy w filmie Nosferatu z 1922 roku.

 

Czy mężczyzna w płaszczu przeciwdeszczowym zabił Laurę Palmer?

 

Miasteczko Twin Peaks Davida Lyncha nie potrzeba przedstawiać nikomu, nawet jeśli ktoś tego serialu nie oglądał, to o nim na pewno słyszał. Historia śledztwa w sprawie morderstwa Laury Palmer na trwale dostała się do popkultury. Aby dostać się do świata wirtualnej rozrywki, dzieło Lyncha musiało czekać aż do 2010 roku. Wtedy powstały dwie gry na Xboxa 360, walczące o to, która lepiej wzoruję się na serialu. Tak, chodzi o Alana Wake'a i Deadly Premonition. Nie lubię japońszczyzny, ale to właśnie dzięki zamiłowaniu do dziwactw Access Games stworzyło dzieło lepiej naśladujące twór Lyncha niż Finowie od Remedy Entertainment. Twin Peaks straszył nie tyle litrami posoki wylewającymi się z ekranu ani zamaskowanymi psycholami, ale niedomówieniami, tajemniczymi wizjami i wszechobecnym uczuciem dziwności. DP to wszystko posiada i nawet dodaję parę własnych pomysłów. A co z Alanem? Zabrzmi to głupio, ale jest za normalny. Gra Finów jest egranizacją, ale nie Lyncha, tylko bardziej Stephena Kinga. Oba tytuły mają podobne części składowe: miasteczko na jakimś zadupiu, inne wymiary i tajemniczy morderca. Ale diabeł tkwi w szczegółach. Alan Wake i inni bohaterowie gry Remedy są za normalni, nawet Pan Zgrzyt się nie wyróżnia, inny wymiar u Wake'a działa na w miarę jasnych zasadach (jeśli można mówić tak o zasadach na jakich działają inne wymiary), a główny zły (którym nie jest bynajmniej Zgrzyt) przypomina bardziej potwora z "To" Kinga, niż Boba z serialu. Nawet "szeregowi" przeciwnicy u AW są na wskroś Kingowscy – najlepszym przykładem będzie opętany buldożer. U DP prawdziwych dziwaków spotykamy już na samym starcie – agent York, którym sterujemy, ma "niewidzialnego" przyjaciela, a swoim zachowaniem przypomina skrzyżowanie Doktora z serialu Dr Who i agenta Coopera, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Inny wymiar w DP to pokręcona rzeczywistość wyglądająca jak wyjątkowo paskudny koszmar, morderca to narzędzie w rękach nadnaturalnej siły, a zwykli przeciwnicy nie wiadomo nawet czy są częścią naszej rzeczywistości. Jeśli chodzi o gameplay, AW to zwykła strzelanka TPP, a DP to survival-horror o otwartym świecie z elementami simsopodobnymi. Oba tytuły są warte zagrania, ale jeśli chcesz poczuć się jak bohater dzieła Davida Lyncha wybierz Deadly Premonition, chociaż kiedy uważasz twórczość pana L. za wydumany kicz, wybierz Alana Wake'a i przeżyj b-klasową historię wzorowaną bardziej na twórczości Kinga, niż Miasteczku Twin Peaks.

 

Człowiek z Blizną odwiedza Vice City

 

Brian De Palma wielkim twórcą jest, to fakt. Tak samo jak bracia Houser. Oba wymienione nazwiska maja jedną cechę wspólną – lubią tworzyć nietuzinkowe dzieła. Takim nietuzinkowym dziełem jest Człowiek z Blizną z 1983 roku, który był dla Houserów jedną z inspiracji dla stworzenia GTA: Vice City wydanego w 2003 roku. Z resztą twórcy GTA nie kryli się z tym, że wzorowali się na filmie De Palmy. W obu produkcjach głównym bohaterem jest recydywista, który popada w konflikt ze swoimi mocodawcami. Gra ma bardziej rozbudowaną fabułę, ale kluczowe jej momenty są wzięte prosto z filmu, a zwłaszcza finałowa strzelanina w willi Diaza. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że w 2006 roku wydana została licencjonowana egranizacja Scarface'a De Palmy, będącą całkiem niezłą gierką w stylu GTA.

 

Lucjusz, brat Damiena

 

W tym miejscu miałem napisać o związkach pierwszej części Call of Duty ze światem srebrnego ekranu, ale gier, które inspirowały się filmami wojennymi jest cała masa i z tego powodu postanowiłem opisać  przygody Lucjusza. Kim jest ten uroczy, młody milczek? Synem Szatana.      

                        

 Lucius z 2012 roku jest grą, gdzie wcielamy się w diabelskie dziecko, którego zadaniem jest wybicie co do nogi mieszkańców pewnej olbrzymiej posiadłości. Innym słowem to luźna adaptacja Omena Richarda Donnera z 1976 roku. Lucius jest grą przygodową, ale odwracającą schemat w którym to gracz jest tym dobrym i musi uratować świat. Zagadki polegają na tym, jak zabić poszczególnych domowników – a mordować można naprawdę na wiele różnych sposobów. Niestety, Lucius nie jest grą wybitną, w przeciwieństwie do filmu, który stał się kultowy. Gra ma sporo bugów, a same morderstwa, choć różnorodne, są z góry ustalone – jedną osobę można zabić tylko w wyznaczony przez twórców sposób. Czyni to grę jednorazową, ale możliwość wcielenia się w wirtualnego odpowiednika Damiena rekompensuję nam to.

 

Gier, które w większym lub mniejszym stopniu nawiązują do filmów jest więcej, chociażby Curse: The Eye of Isis inspirujące się filmem Mumia z 1932 roku, albo sławne Company of Heroes, które było o krok od stania się oficjalną egranizacją Kompani Braci z 2001 roku. Ja wybrałem te, które uważałem za najciekawsze. Ale jakie jest wasze zdanie? Znacie jakieś inne "nieautoryzowane" egranizacje? Co byście powiedzieli o artykule, który zająłby się egranizacjami książek?

 

Matihias

Matihias
23 listopada 2015 - 18:08