Ten wpis jest czysto blogowy #1 - Dateusz - 27 listopada 2015

Ten wpis jest czysto blogowy #1

Od dawna o tym myślałem i w końcu postanowiłem to zrealizować: typowo blogowy wpis z mojej strony. Na wszelki wypadek na końcu tytułu dodałem #, gdyby okazało się, że będzie tego więcej. Co tutaj znajdziecie? Moje biadolenie o grach, które aktualnie męczę, luźne przemyślenia o nich, które nie zasługują na cały osobny artykuł, również coś o filmach i być może nieco o muzyce. Prawdę mówiąc czytając to nie dowiecie się nic konstruktywnego. A więc do dzieła!

Może szybko się przedstawię (w sam czas, ledwie dwa lata odkąd tu piszę). Jestem Karol, tutaj oraz prawie wszędzie indziej działam pod tajemniczą ksywką Dateusz, która nie jest ani wymyślna ani nie posiada ciekawej historii powstania. Moja gameplayowa historia jest łatwo dostępna po prawej stronie lub na samym dole wpisu, zapraszam do czytania moich wypocin, niektóre są naprawdę spoko.

Dobra, do rzeczy. Zacznijmy od gier: jako wieloletni fan Halo w dzień premiery piątki odpaliłem trampki i pobiegłem do sklepu. Zadowolony odpaliłem grę i przeszedłem całkiem smaczną kampanię. Ale! Jestem ciut rozczarowany blaknącą postacią Master Chiefa. To głównie on kształtował klimat serii (głównej linii fabularnej), wraz ze swoją zbroją i głębokim głosem i również w niego chciałem wcielić się grając w Guardians. Oczywiście miałem taką okazję, ale przez 70% rozgrywki sterujemy zupełnie nowym protagonistą, którym jest Locke. Połechtany możliwością grania Chiefem już w drugiej misji kampanii zadania z ekipą Locke'a w roli głównej starałem się ukończyć jak najszybciej, będąc pewnym, że zaraz zmienię kolor zbroi mojego spartanina na zielony. Niestety, bywało tak rzadko. Mimo wszystko kampania była dobra, a jeszcze lepiej, że 343 Industries wciąż pozostawia twarz Chiefa zagadką. Teraz Xbone to wyrywkowe multi Halo 5 oraz Forza 6 i GTA V. Krótko: multi w Halo jak zawsze miodne, szczególnie tryb SWAT (brak tarczy, headshot = śmierć) i battlefieldowe Warzone; Forza 6 jest śliczna (nie licząc kropel deszczu na szybie) i świetna; prawdziwy główny bohater GTA V to Franklin, a Online bez znajomków ssie. Dalej...

3DS ostatnio wciąż w użytku. Męczę teraz epizod delta w Pokemon: Alpha Sapphire i czekam na rychły powrót do francuzjopodobnego Kalos w Ztce, gdyż uważam, że XY to o niebo lepsze odsłony niż ORAS i Hoenn już mnie najzwyczajniej nudzi. Poza tym Sonic The Hedgehog. Tak, ten najpierwsiejszy z pierwszych, prosto z Segi Genesis. Fajnie wrócić do tej perełki, cudo wśród platformówek i przepiękny soundtrack. Jeszcze lepszy w wykonaniu Smootha, i to tutaj zostawię:

Na PieCu ostatnio niewiele się działo, głównie z racji jego słabości. Smutna buzia, nie mogę grać w Fallouta 4. Za to grałem w Don’t Starve. Całkiem spoko, tylko szybko nudzi. Ale na pewno jeszcze do tego wrócę. Jako że komp się teraz kurzy, to musi być równowaga, więc odkurzyłem Wii U. I gram nań w Super Mario Galaxy 2, znów platformer, znów mistrzostwo świata. Jedyny problem mam z kontrolerem, ale to z własnej winy. Kupiłem bowiem jakiś peryferyjny syf, miast oryginalnego wiilota i cudo często wyłącza się podczas bardziej energicznych machnięć. I tak, w klasyki z Wii na Wii U pogramy tylko z wiilotem.

Na Steamie wyprzedaże, biorę się właśnie za Rogue Legacy i (w końcu) This War of Mine. Zobaczymy, czy dzięki temu odkurzę znów piecyk.

Nie umiem pisać o muzyce, bo po prostu się na niej nie znam, ale i tak coś naskrobię: ostatnio często w głośnikach pobrzmiewa Frank Sinatra, szczególnie utwór „That’s Life”.

Gdzieś w tle Alice Cooper, bo niedawno dopadłem płytę Trash. No i oczywiście Queen – wszędzie i kiedy tylko mogę. Queen is love. Queen is life.

Oczywiście to nie wszystko. Jako gracz-fanatyk-uzależnieniec-piwnicowiec to powinienem wpuścić tu coś z gier. Ogólnie jestem zachwycony OST z każdej kolejnej gry na konsole wielkiego N (i wszystkiego co ich, jeżeli jeszcze nikt nie zauważył. Eh... fanbojstwo) i dziś rzucę Link (pun intended) do mojego dzwonka w telefonie:

Wyżej zaprezentowałem już Smootha McGroove, świetny gość i świetne wykonanie, ale jeżeli kogoś nienawidzicie i chcecie zapchać mu głowę utworem, który prędko z niej nie wyjdzie to polecam powrót do seriali z dzieciństwa w wykonaniu The Warp Zone:

Swoją drogą warto zainteresować się głównym bohaterem powyższego wystąpienia, czyli twórcą kanału The Game Theorists: MatPatem. Prawdopodobnie większość z was i tak już go dobrze zna, ale jeżeli nie to naprawdę zachęcam do kuknięcia na jego wytwory - zabawne, oryginalne i odpowiadające na pytania, których zwykle nikt nie zadaje. Niestety znajomość angielskiego jest obowiązkowa. Skoro jesteśmy już na jutube i haczymy lekko o film...

Pamięć Absolutna. Ta oryginalna, z Arnoldem SchwarzeNajlepszymaktoremEggerem. Znalazłem za grosze w sklepie, nie mogłem odmówić. Fajnie było wrócić do tego filmu, zwłaszcza po nieodległym przypadkowym obejrzeniu rimejku w TV. Oryginał jest lepszy. Patrząc na niego w dzisiejszym okiem jest czasami żałośnie śmieszny, jak wszystkie filmy Arniego. Ale całkiem dobry. No i jest w nim Arnold i jego one-linery, co samo w sobie jest warte zobaczenia.
Serialowo wróciłem do drugiego sezonu Jak poznałem waszą matkę. Wiecie, że ten serial jest dobry? Ja zapomniałem o tym fakcie gdzieś w granicach sezonu siódmego, gdzie gagi, postacie i całokształt zaczynał wyglądać jak rozwolnienie. Serię finałową przemilczę, ale pamiętajcie, 1-6 wciąż są warte waszej uwagi.

Pamięć Absolutna (autobiografia Arnolda) to również moja lektura na daną chwilę. Jest gruba, ciekawa i dla fana – must have. Od jakiegoś czasu jednak nie potrafię połknąć książki w trzech posiedzeniach i ukończenie tej może zająć mi nieco czasu. Dodatkowo: Astérix: la Serpe d’or, komiks. Tak, w oryginale, po francusku, jako mała pomoc w nauce języka. To zajmie ledwie chwilę.

Jeżeli dotrwaliście drodzy czytelnicy aż do tego momentu, to super. Jestem wdzięczny. A teraz autopromocja. Niedawno wraz z dwoma znajomkami uruchomiliśmy kanał na tubie: Chcę za to puchar. Totalna amatorszczyzna, jakość wideo woła o pomstę do nieba i mamy logo zrobione w paincie, ale bawi nas to co robimy, więc robimy to. Gramy w gry, na razie są to głównie staruchy z epoki pierwszego Playstation, ale z czasem biblioteka na pewno się poszerzy. Zachęcam do obejrzenia, każda krytyka jest mile widziana. Przedstawiam więc mnie, Krzyśka i Mateusza:

I tak zakończę swój prawie-pierwszy wpis. Kto by pomyślał, że będzie mi się pisało tak przyjemnie, chyba jednak wykorzystam ten # przy tytule. A teraz idę wyrwać Peach z rąk Bowsera i uratować galaktyki. Do następnego!

Nie zapomnij kliknąć "Lubię to"(tutaj, albo pod wpisem) i bądź na bieżąco z moimi wypocinami na gameplay.pl!

Dateusz
27 listopada 2015 - 08:36