Niekończąca się historia - Mad Max - Ozzy - 17 grudnia 2015

Niekończąca się historia - Mad Max

Na Pustkowiach, poznając historie Maxa i post nuklearnej rzeczywistości spędziłem prawie dwa miesiące. Bardzo chciałbym podzielić się tym, w jaki sposób zmieniło się moje życie po ukończeniu Mad Maxa. Problem polega na tym, że nic się nie zmieniło w postrzeganiu przeze mnie gier po „zaliczeniu” tytułu zaserwowanego mi przez Avalanche Studios. Do tematu podchodziłem z bardzo pozytywnym nastawieniem. Dodatkowo po obejrzeniu nowej odsłony filmu, moje oczekiwania wzrosły do niesamowitego wręcz poziomu. Jako, że do premiery pozostało jeszcze kilka dobrych tygodni, aby lepiej odnaleźć się w świecie „Szalonego Maxa” zabrałem się za oglądanie oryginalnych wersji filmów. I znów „pod kopułą gromu” zrodziła mi się kolejna myśl, jasno mówiąca, że ta gra będzie czymś więcej niż inne ogrywane przeze mnie tytuły. 

Nadszedł ten długo oczekiwany dzień. Dzieci i młodzież udały się do szkół świętować rozpoczęcie roku szkolnego, natomiast ja, korzystając z dnia wolnego w pracy, udałem się do mojego ulubionego sklepu z grami po „Maxa”.

Wracam, odpalam, szukam szczęki, która leży gdzieś na podłodze po tym jak moim oczom ukazała się walka Maxa ze Scrotusem. Myślę sobie, „jest dobrze” i czekam na dalszy rozwój akcji. Po następnych kilkunastu minutach wsiadam do ledwo zipiącego Magnum Opus. I zaczyna się szał, szał zbierania złomu, przekopywania się przez obozy, aby znaleźć jak najwięcej post nuklearnej waluty, miejsca poszukiwań itd. Bawię się wyśmienicie, przez chwilę nawet byłbym w stanie popełnić grzech ciężki używając stwierdzenia, że gra mi się lepiej niż w trzeciego Wiedźmina…

Do czasu… 

Pustkowia zjeździłem od wschodu do zachodu, od południa aż do najdalszych skrajów północy. Przez wnętrzności Magnum Opus przelały się hektolitry paliwa. Tyle stłuczek i wyklepywania przez mechanika Chuma nie powstydziłaby się nawet „niebita” beemka, po której Niemiec tyle płakał jak sprzedawał. Zagrożenie na terytorium Jetta obniżone do 0, (Krwistobrody 2 z kawałkiem), pozbierane praktycznie wszystkie skrawki pamięci znajdujące się na tym obszarze gry, ukończone wszystkie questy poboczne dostępne w obecnym stadium rozgrywki i co? I wymaksowałem Maxa. Wszystkie ulepszenia postaci, które były dostępne po rozdaniu żetonów Gliffy zostały rozdane. Tak naprawdę moja postać osiągnęła najwyższy poziom po pełnym odkryciu półtorej regionu, gdzie w grze dostępnych jest takich 5. Co prawda pole do popisu pozostało jeszcze w przypadku „tuningowania” Magnum Opus, jednak to nie to samo…

Jak już pisałem wcześniej, na Pustkowiach razem z Maxem spędziłem prawie dwa miesiące. Nie był to oczywiście czas, który poświęciłem tylko i wyłącznie temu tytułowi, tyle czasu minęło od rozpoczęcia do ukończenia wątku fabularnego. Licznik gry w tej chwili pokazuje mi 75 godzin samej rozgrywki. Pierwsze kilkanaście godzin sprawiało mi naprawdę niezłą frajdę, jednak później było tylko gorzej. Dlatego też ukończenie tytułu zajęło mi taki długi okres czasu, po prostu musiałem sobie robić przerwy. Nie chciało mi się wyzwalać kolejnego obozu, zbierać następnych skrawków pamięci a czarę goryczy przelewały burze, które moim zdaniem do rozgrywki (oprócz sporych ilości złomu) nie wnosiły nic oprócz irytacji… Myślałem, że jeśli zrobię sobie kilkudniową przerwę, zapał do gry powróci. I tak też się działo. Niestety tylko do momentu odpalenia gry i kilkunastominutowej zabawy. 

Mad Maxa tak naprawdę ukończyłem tylko dla tego, że byłem ciekawy jak skończy się cała ta przygoda, chociaż gra od pewnego momentu męczyła mnie niesamowicie. I jakież było moje zaskoczenie, i nie mogę powiedzieć, aby było ono pozytywne, kiedy po skończeniu fabuły (UWAGA SPOILER!!!), w momencie, kiedy Magnum Opus jest zniszczone, Chum nie żyje a Max odjeżdża w nieznane, nagle pojawiają się ponownie i mogę wyruszać w dalszą podróż w poszukiwaniu złomu… Szczerze mówiąc, wolałbym, aby przed ostatnią walką pojawił się komunikat typu, „zmierzasz do końca rozgrywki, po ukończeniu fabuły nie będziesz mógł… tralala itd.”.

Niestety prawdziwa moda na niekończące się gry może dopiero nadejść. Tymczasem wracam do Fallouta, zobaczymy, może tutaj będzie inaczej.

Ozzy
17 grudnia 2015 - 15:23