Regranie - powrót do grania - sakora - 10 stycznia 2016

Regranie - powrót do grania

Granie zawsze miałem we krwi. Lubiłem rywalizację, emocje towarzyszące odkrywaniu nowego i tropienie tajemnic. Grałem w swoim życiu w niezliczone ilości tytułów, przemierzając nieskończoność wirtualnych światów. Do czasu, kiedy dotarło do mnie chyba że jestem stary, bo moje dzieci zaczynają grać więcej ode mnie. Zrobiło się jakoś dziwnie, nałożyły się inne sprawy i komputer, konsole oraz pozostałe sprzęty grające przestały być interesujące. Mój wewnętrzny gracz zapadł w śpiączkę na długi czas.

Crystal Dynamics / Eidos Interactive

Niegranie

Sytuacja trwała tak i trwała, czasami usiłowałem w coś pograć, z marnym skutkiem. Nie interesowały mnie ani gry nowe, ani stare. Mimo, że zasilałem swoją bibliotekę gier nieustannie, ostatecznie kończyło się to zakupem kolejnej gry z cyklu Lego do córek, albo kolejnego hidden object dla mojej żony. Do tego dochodziły gry z bundli (bo przecież wstyd nie kupić w takiej cenie takiej gry, chociaż i tak pewnie w nią nie zagram) lub innej okazyjnego tytułu (bo nigdy nie wiadomo, czy znowu to przecenią albo nie wypada takiej gry nie mieć). Tak też mijały kolejne miesiące... Bez kretynów wyzywających w słuchawkach, bez napinek przy aczikach czy szukania dziury w logice...

Czasami usiłowałem w coś zagrać, z niezmiennym skutkiem. Nowe gry nudziły, raziły uproszczeniami i bugami. Nieskończone kiedyś tytuły ginęły kilka godzin po starcie, przerywane w tym samym momencie co poprzednio. Dobrze znane i nieźle ograne działały jak odgrzewane kotlety, mimo że w pierwszym odruchu wydawały się bić prawdziwym panaceum. Zdarzyły się jakieś indyki, które pogdakały, ale święta dziękczynienia nie uczyniły. Podobnie zawsze będące w cenie i szanowane przeze mnie przygodówki zaczynały przynudzać. Każda kolejna gra startowana z płyty, ściągana z nadzieją, że to właśnie to okazywała się kolejnym rozczarowaniem i zawodem. Granie mi nie leżało, a ja nieustannie usiłowałem coś z tym zrobić, czując że chce zagrać, ale nie potrafiąc się przy tym bawić jak dawniej.

Kryzysowe próby grania

Sięgnąłem po hopy mojej żony, co skończyło się rozgrzebaniem kilku tytułów i poczuciu braku swobody w graniu. Ruszyłem w drugim odruchu po gry Lego, łudząc się, że łatwa, lekka i pozornie przyjemna gierka będzie właśnie lekiem na niegranie. Niestety i to okazało się chybione. Nie pomagały też zawsze relaksujące wyścigi (chociaż tu czasami coś iskrzyło) czy strzelanki (tutaj z przyjemnością pseudopsychopaty usiłowałem odstrzelić kilka łbów, niestety bez satysfakcji). I tak odrzucałem kolejne tytuły, a korzystając z czasu świątecznego mogło być tego więcej. I tak odgrzanie starego i strasznie niedocenianego Split/Second zaczynało przynosić radochę w rozpirzaniu okolicznych budynków, zrzucanych na innych uczestników wyścigu oraz co dziwne, wkurzające wcześniej omijanie beczek zrzucanych hurtowo z opancerzonego tira. Oho, ho-ho-ho, czyżby święta i ich magia zadziałały? Coś. Ewidentnie. Się. Działo.

Oczywiście w okolicach Sylwestra postanowiłem dać szansę Tomb Riderowi. „Bo będę grał w grę” Niestety nie wiedziałem, za którą część się zabrać, bo w sumie miałem wszystkie, a do tego zbliżała się impreza i czasu było jak na lekarstwo. Tak padło na mająca już parę lat na karku wersję Anniversary, którą dotychczas omijałem szerokim łukiem, jak i wiele innych remaków, restartów i podobnych im re-kreacji. I wpadłem. Ale to już po Sylwestrze, wpadłem z... O dziwo, Lara mnie uratowała. A do tego przerobiona gra... swoisty w zamierzeniach twórców hołd dla gry, okazał się być niezłą rozgrywką i niezgorszą grą, która wciągnęła jak oryginał. Tamten miał grafikę VGA, a przełączenie na SVGA, inicjowało pokaz slajdów, nawet na moim pentiumie. Jednak gra miała w sobie to unikalne połączenie przygody, strzelania i akrobatycznych zagadek, które w pełni oddało nowe, jubileuszowe wcielenie, dając przetworzoną i dobrze przerobioną oryginalną treść z taką samą magią podrasowaną graficznie i oferująca kilka nowych patentów, nie zatracając ducha oryginału. Szczerze się zdziwiłem, że to się udało.

Crystal Dynamics / Eidos Interactive

Regranie

Tak samo jak zdziwiło mnie ponowne czerpanie radości z gry. Nota bene gry z cyfrowego recyklingu, bo i trochę w mojej bibliotece przeleżała, głównie z racji bycia re-kreacją oryginalnego pomysłu. Nie wiem, czy to z powodu, że od dawna w nic naprawdę porządnie nie grałem, czy to też z racji tego, że powrót do korzeni i odległej prehistorii mojego grania okazał się być tak orzeźwiający, nie wiem. Może to wspomnienie dawnego fellingu grania pomogło? Ważne jest to, że czasami z jednej strony warto zrobić sobie przypadkową lub przymusową przerwę od (intensywnego) grania. Tylko po to, żeby zobaczyć jak gry naprawdę potrafią smakować. Warto, nawet jeśli czasami bywa to trudne. Poczucie grania od nowa, jest bliskie początkowej fascynacji i wiele wynagradza. Warto spróbować, choćby dla własnej higieny psychicznej. Teraz czas zainstalować nową grę. Dla osobistej przyjemności.

     

Śledź mnie na Twitterze!

    

sakora
10 stycznia 2016 - 21:08