Co literatura robi z ludźmi - Kati - 7 lutego 2016

Co literatura robi z ludźmi

Stephen King jakiś czas temu postanowił spróbować swych sił w kryminałach. Niestety nie przypadł mi w takiej wersji do gustu i nie planowałam sięgać po kontynuację „Pana Mercedesa”, ale jednak się złamałam. Do zmiany zdania skłonił mnie fakt, że intryga „Znalezione nie kradzione” obraca się wokół literatury.

Podobnie jak w przypadku „Pana Mercedesa” od razu wiadomo, kto i dlaczego zabił. Morris Bellamy, fanatyczny miłośnik twórczości Johna Rothsteina wraz z kolegami napada na farmę, na której pisarz zaszył się lata temu przed światem. Morris ma mu za złe, że nie dość, że od lat nic nie napisał, to jeszcze nienajlepiej obszedł się z bohaterem swojego sztandarowego cyklu (gdzieś tu unosi się duch Annie Wilkes z „Misery”). Napad kończy się kradzieżą pieniędzy i notesów z kolejnymi powieściami oraz morderstwem pisarza. Morris chowa łup w skrytce, ale nie będzie dane się mu nim nacieszyć: trafiana długie lata do więzienia za zupełnie inne przestępstwo. Dużo, dużo później skrytkę znajduje nastolatek, Paul Saubers, syn jednego z poszkodowanych przez Pana Mercedesa. Pieniądze są bardzo potrzebne rodzinie chłopaka; udaje mu się nawet wymyślić sposób ich przekazania niewymagający zdradzania źródła. Problem zaczyna się w momencie, gdy spróbuje spieniężyć notesy – nie tylko jest problematyczne ze względów prawnych, lecz także tak się pechowo składa, że Morris wychodzi z więzienia i chce odzyskać swoją „własność”…

Bohaterowie poprzedniej części, Bill Hodges i jego przyjaciele, pojawiają się na scenie dość późno, bo dopiero w połowie powieści. W sumie to dobrze, bo są oni równie bezbarwni i nieciekawi jak w „Panu Mercedesie” i im ich mniej, tym lepiej. Myślę, że ciekawiej byłoby, gdyby historia koncentrowała się na Morrisie i Paulu. Oni są najlepiej skonstruowanymi postaciami: impulsywny, opętany obsesją Morris i próbujący pomóc rodzinie przetrwać trudne czasy Paul nadają życie całej opowieści.

„Znalezione nie kradzione” jest lepszą powieścią niż „Pan Mercedes”, ale to jeszcze nie znaczy, że jest ona dobra. Do momentu pojawienia się starych bohaterów jest całkiem dobrze, niestety potem napięcie siada i zaczyna się pośpieszna i mało przekonująca akcja ratunkowa w wykonaniu papierowych bohaterów.

Zakończenie delikatnie sugeruje, że być może w kolejnej części pojawi się wątek nadnaturalny, a z tym King z reguły radził sobie dobrze, więc jest szansa, że zaryzykuję lekturę.

Kati
7 lutego 2016 - 23:02