EA Sports Big – o złotym okresie zręcznościowych sportówek - Brucevsky - 15 lutego 2016

EA Sports Big – o złotym okresie zręcznościowych sportówek

Trudno wyobrazić sobie świat gier bez szalonych historii czy herosów o niezwykłych umiejętnościach. To właśnie te całkowicie oderwane od znanej nam rzeczywistości wirtualne światy sprawiają często, że właśnie przed konsolą czy komputerem chcemy spędzać wolne popołudnia, wieczory i weekendy. To tam szukamy relaksu, emocji, wyzwań, a czasami po prostu odskoczni od codzienności. Odrobiny inności. Jednym z doskonale znanych i uwielbianych elementów wirtualnej rozrywki, który słynie z naginania znanych zasad są zręcznościówe sportówki. A ich złoty okres przypadł na początek XXI wieku i był związany z marką EA Sports Big.

Mało realistyczne podejście do tematu sportowej rywalizacji nie jest niczym nowym w świecie gier. Kiedyś symulować zmagań zawodników na dawnych konsolach i starych komputerach praktycznie się nie dało, ze względu na ograniczone możliwości sprzętowe i raczkującą jeszcze technologie. Z czasem się to zmieniło, ale zręcznościowe, stawiające na zabawę, a nie właściwe oddanie realiów danej dyscypliny, tytuły pozostały silnym punktem biblioteki każdej szanującej się platformy. O tym, że w łamaniu praw fizyki, naginaniu przepisów i  przerysowywaniu rywalizacji kryje się źródło miodności musieli też zdawać sobie sprawę włodarze Electronic Arts. Obok flagowych serii FIFA, NBA czy NHL w 2000 roku postanowili bowiem wystartować z nowym projektem, EA Sports Big. Szyld ten w krótkim czasie stał się symbolem szalonych tytułów, w których liczy się tylko i wyłącznie dobra zabawa.

Początki (2000-2002)

Serie FIFA, NBA czy NHL od elektroników trudno było nazywać poważnymi symulacjami, ale też jakoś nie dało się ich sklasyfikować jako typowych zręcznościówek. To nie były wykręcone hity od Midway, w których rywalizacja momentami zupełnie nie przypominała tej z prawdziwych boisk, parkietów i lodowisk. Mimo to początkowo EA nie postanowiło robić dodatkowej konkurencji swoim cyklom i uderzyło w mniej uczęszczane rejony. Trudno  nazwać to inaczej niż badaniem rynku i zbieraniem reakcji odbiorców na EA Sports Big.

Odzew okazał się bardzo pozytywny, co nie może dziwić, bo pierwsze wypuszczone pod szyldem produkcje trzymały naprawdę wysoki poziom. Całość zainaugurował w październiku 2000 roku SSX, który stał się jednym z cichych hitów startowego line-upu PlayStation 2 w Stanach Zjednoczonych i Europie. Efektowne triki na desce snowboardowej, udane wypośrodkowanie zabawy pomiędzy typowe ściganie się a wykonywanie rozmaitych ewolucji, do tego wysokie tempo zabawy, przekonały dziesiątki dziennikarzy z mediów branżowych, którzy zgodnie wysoko ocenili produkcję EA Canada. Konsumentów jednak pierwszy SSX tak łatwo nie kupił, przegrywając z lepiej rozpoznawalną konkurencją i cierpiąc z powodu nieco niszowej tematyki.

Rok później ukazała się kontynuacja, SSX Tricky, która dość mocno bazowała na oryginale, ulepszając go w kilku kluczowych miejscach. Było jeszcze lepiej wizualnie, pojawiły się sławy w roli gości specjalnych, a także dodatkowe tryby. Choć pojawiały się opinie, że to nie jest do końca pełnoprawny sequel, a jedynie rozbudowana wersja „jedynki” to nie przeszkodziło to Tricky zebrać wysokich not w recenzjach, a nawet tytułu najlepszej ówczesnej produkcji o snowboardzie. Na graczy fala pochwał musiała w końcu podziałać, bo także ich uwagę SSX Tricky zdobyło.

W tym samym roku posiadacze konsol mogli też z otwartymi ramionami powitać NBA Street, w której gwiazdy parkietów słynnej amerykańskiej ligi stawały do rywalizacji w typowo streeballowym stylu. Temat chwycił błyskawicznie, a przemyślany system trików i wprost wylewający się z ekranu klimat freestyle’u stał się znakiem rozpoznawczym nowej marki. Dla znudzonych typową walką na parkietach, Street okazał się wręcz huraganem świeżości. Sukces gry tylko utwierdził EA w przekonaniu, że pod Big warto podpiąć kolejne dyscypliny.

W 2002 roku do grona soczystych, arcade’owych produkcji dołączyły więc trzy kolejne, Freakstyle, Sled Storm i Shox. Znudzeni typowymi przejazdami z punktu A do B miłośnicy wyścigów mogli być w siódmym niebie, bo dostali produkcje opowiadające o zmaganiach na wykręconych trasach skuterów śnieżnych, motocrossów i samochodów rajdowych. O rewolucji nie mogło być mowy, ale każda produkcja zapewniła godziny rozrywki na wysokim poziomie i pozwalała wyszaleć się w sposób niezbyt często oferowany do tej pory przez twórców gier. Sled Storm chwalono za projekty torów i fizykę pojazdów, Freakstyle za obłędną dynamikę i system trików, a Shox za feeling rodem z automatów i urozmaicenie schematów poprzez interesujące nowinki. O tej ostatniej zresztą pisałem już trochę na gameplay.pl, choćby wysoko oceniając ją nawet po latach.

EA Sports Big szybko zyskała więc uznanie jako licząca się marka w świecie wirtualnej rozrywki. Miłośnicy sportówek przedstawionych w bardziej zręcznościowy sposób mogli zacierać ręce na kolejne tytuły sygnowane kolorowym logiem. Najlepszy czas dopiero dla nich nadchodził.

Złoty okres (2003 – 2005)

I tak jak pierwszy SSX zapoczątkował pochód znakomitych sportówek utrzymanych w lekkim stylu, tak wydany w październiku 2003 roku SSX3 można uznać za symbol otwarcia najlepszych lat dla tego typu produkcji. Samo wypisanie wszystkich zalet i atutów hitu EA Canada mogłoby zająć cały akapit, więc by nie przynudzać wymienię tylko otwarty świat, soundtrack, na którym znalazły się utwory Fatboy Slim, The Chemical Brothers, Placebo czy Basement Jaxx, niesamowitą grafikę, niską barierę wejścia i wyważony poziom trudności. Wobec tak przygotowanej produkcji nie może dziwić, że jako pierwsza z serii przekroczyła ona barierę miliona sprzedanych egzemplarzy, a do tego została uznana przez branżowe media za jedną z najlepszych sportówek wszech czasów. No tricks – no boost. No boost – no speed. No speed – no tricks. To hasło reklamowe najlepiej obrazuje podstawowe reguły gry i sugeruje, jak wygląda rywalizacja na stokach w świecie SSX. Dla fanów efektownych zmagań na śniegu to do dzisiaj pozycja obowiązkowa.

Nie tylko jednak SSX3 w 2003 roku przyniósł EA Sports Big rozgłos. Pod cieszącym się coraz większym uznaniem szyldem wydano jeszcze dwa tytuły. Kontynuacja NBA Street spotkała się z bardzo pozytywną reakcją fanów, których ucieszył znakomicie dobrany soundtrack i drobne ulepszenia w systemie zabawy. Wylewający się z ekranu humor i atmosfera zmagań, w których pierwsza jest efektowność, a dopiero potem liczą się punkty, zebrała zewsząd pochwalne opinie i prawie maksymalne noty w recenzjach. Nic w tym dziwnego, wszak zaprojektowane przez twórców Gamebreakery i powietrzne ewolucje potrafiły momentami wywołać opad szczęki.

Nie tak dobra, choć medialnie chyba głośniejsza okazała się druga z produkcji, Def Jam Vendetta. Wrestling, w którym zamiast znanych zapaśników na ringu mierzą się gwiazdy rapu, z Ludacrisem, DMX-em czy Method Manem na czele. Może brakowało grze kilku trybów, może system walki nic nowego nie wnosił, ale sam pomysł bronił się i potrafił przekonać do siebie fanów. Do kanapowego multiplayera, choć i niezłym trybem kariery gra mogła się pochwalić, Def Jam nadawał się znakomicie.

2004 rok przyniósł premierę nowego Streeta. Tym razem to jednak nie koszykarze, a futboliści stawali do efektownej, nie do końca zgodnej z regulaminem, rywalizacji. W ciągu dwunastu miesięcy ukazały się aż dwie części NFL Street i obie zostały ciepło przyjęte. Fanatycy futbolu amerykańskiego szybko mogli odkryć, że gra działa na dość prostych zasadach, ale dla wszystkich zagubionych w skomplikowanych regułach popularnego zwłaszcza w USA sportu, Street okazało się wybawieniem i opcją na multiplayerowe posiedzenia ze znajomymi. Bolesne wejścia i dynamiczne rajdy skupiły uwagę wielu posiadaczy konsol.

Cyrk szalonych sportowych zręcznościówek rozkręcił się na dobre, a w 2005 roku rodzinę Street powiększyła wyczekiwana przez wielu arcade’owa wariacja na temat piłki nożnej, FIFA Street. W końcu i miłośnicy tej popularnej dyscypliny zyskali szansę, by spojrzeć na lubiany sport z nieco innej perspektywy. Pierwsza odsłona nie prezentowała sobą jeszcze jakości, którą osiągnęły w tym momencie serie NBA i NFL, ale i tak potrafiła wciągnąć na długie godziny. Jeśli ktoś pamięta dawne reklamy Nike i rywalizację gwiazdorskich trójek w klatce, w grze śmiało mógł spróbować odtworzyć podpatrzone tam ewolucje.

W 2005 roku na rynku wylądował też SSX On Tour, utrzymując wysoki poziom i po raz kolejny zbierając zewsząd pochwały i wyróżnienia. Jak zwykle nie zawiedli specjaliści od doboru utworów na ścieżkę dźwiękową, bo znowu w grze znalazły się znakomicie pasujące do szaleństw na stoku piosenki, w tym te grup LCD Soundsystem, Motorhead czy Iron Maiden. Białe szaleństwo nadal wciągało na długie godziny, a dzięki przemyślanemu sterowaniu i promującym efektowne przejazdy trasom zabawa powalała efektownością i cieszyła zarówno nowicjuszy, jak i oddanych fanów serii.  

Hitem bez wątpienia okazała się też trzecia odsłona NBA Street, która zgodnie z zasadą idealnego sequela robiła wszystko lepiej i efektowniej od poprzedniczek, a przy tym oferowała jeszcze więcej opcji do zabawy. Uliczny basket nigdy wcześniej nie wspiął się na ten poziom co w V3. Wystarczyło dwóch ogarniających mechanikę graczy, by z pomocą produkcji EA Canada stworzyć na ekranie telewizora show zawstydzające Harlem Globetrotters za najlepszych lat. A budowanie własnej drużyny marzeń okazało się równie wciągające co PES-owy Master League.

Szybkie zejście w cień (2006-2008)

Rok 2006 nie zwiastował jeszcze niespodziewanego końca wspaniałego okresu dla wszystkich fanów sportowych zręcznościówek. Ukazały się kontynuacje streetowych odsłon FIFA i NFL, zbierając podobnie dobre, choć nie rewelacyjne oceny w branżowych mediach. W przypadku obu produkcji można mówić o rozwoju, bo pojawiły się nowe tryby, ulepszono mechanikę, poprawiono oprawę audiowizualną. Na horyzoncie zarysowywał się jednak pewien problem, jak dalej rozwijać produkcje wydawane pod szyldem EA Sports Big, w których przecież przede wszystkim chodzi o dobrą zabawę, a nie rozbudowane tryby kariery i oszałamiającą, bliską realizmowi grafikę czy fizykę. Szukający właściwej drogi autorzy musieli ryzykować i popełniali czasami błędy, jak choćby poprzez zawalenie kwestii obrony w FIFA Street 2. Gracz pozostający akurat bez piłki na ulicznym boisku po prostu tam cierpiał. Trochę tak jak w rzeczywistości, gdy przegrywa się w grze w dziada.

Lata 2007-2008 oznaczały przesiadkę na nowe platformy i w teorii nowe otwarcie dla lubianych serii. Większe możliwości udanie wykorzystał NBA Street, który w wydanym na PlayStation 3 i Xboxie 360 Homecourt wzniósł szalony, arcade’owy streetball na nowe poziomy. Pierwsza gra wykorzystująca 1080p na konsoli Microsoftu wyglądała pięknie, dawała jak zwykle sporo frajdy i tradycyjnie zachwycała soundtrackiem. Koszykarzom sprawie udało się przenieść do nowego domu i szybko w nim rozgościć. Mniej szczęścia mieli snowboardziści i narciarze, których los pchnął w stronę Wii i jego unikalnych cech. SSX Blur bronił się pod względem grafiki i mechaniki, ale cierpiał na niedopracowane i nie do końca przemyślane sterowanie. Chęć zdobycia serc fanów machania rękami i gimnastykowania się przed telewizorem zakończyła się porażką i naruszyła do tej pory nieskalany wizerunek serii.

Niespecjalnie wyzwaniu podołali też piłkarze, których występ w FIFA Street 3 można podsumować określeniem „niezły”. Ich zmagania wyglądały efektownie i przyjemnie dla oka, twórcy wokół całej rywalizacji zbudowali fajną otoczkę, a ponad dwie setki piłkarzy robiły na papierze świetne wrażenie. Wystarczyło jednak poświęcić na czesanie trików i strzelanie goli kilkadziesiąt minut, by odkryć, że tak naprawdę ta uliczna kopanina nie ma zbyt wiele głębi i rozrywki do zaoferowania. Na tle Homecourta FIFA wypadała po prostu biednie. Wspomniany wcześniej problem z brakiem pomysłu na dalszy rozwój serii był tutaj aż nadto widoczny. Podobne problemy pogrążyły NFL Street, które okazało się dobrą arcade’owką, ale tylko na kilka minut.

W 2008 roku EA wydało też zręcznościowy boks, nawiązując do uznanego przed laty Ready 2 Rumble, ale Facebreaker nie miał już szyldu EA Sports Big. Przed intrem pojawiła się dziwna konstrukcja EA Sports Freestyle. Według materiałów prasowych amerykańskiego koncernu miała być to marka, w ramach której ukazywać się będą bardziej przystępne, casualowe sportówki, w których liczy się przede wszystkim dobra zabawa, a dopiero potem odwzorowanie realiów danej dyscypliny. EA Sports Big zakończyło swój żywot, oddając pola modzie na upraszczanie wszystkiego.

Legenda jest WIELKA

Trudno zrozumieć decyzję EA, tak jak trudno było lata temu zaakceptować nagły koniec boomu na wykręcone, zrobione z przymrużeniem oka gry sportowe. Dzisiaj EA Sports Big to już legenda, symbol złotego okresu produkcji, które wyróżniała efektowność. W taki sposób markę wspomina każdy, kto choć raz w życiu odpalił Gamebreakera i ośmieszył siedzącego obok kumpla zestawem szalonych ewolucji na boisku czy trasie. Pozostaje mieć nadzieję, że duch arcade’owych zręcznościowek jeszcze kiedyś wróci. Ostatni SSX wyszedł w 2012 roku, premiera Homecourta miała miejsce prawie dziesięć lat temu, a na kolejną FIFĘ w ulicznym wydaniu też czekamy już ponad trzy lata. Zdecydowanie za długo...

Brucevsky
15 lutego 2016 - 19:13